Epilog

1.1K 33 35
                                    


Anastasia Mckelmerg przekroczyła próg cmentarza krótko przed piątą rano.

Mgła roztaczała się wokół przerażająco wyglądającej bramy, nadając widokowi dodatkowych dreszczy, chociaż brunetka była zbyt wykończona psychicznie i fizycznie by się bać, czy zwrócić na to jakąś większą uwagę.

Martwym dokładnie takim jak to miejsce spojrzenie powiodła kolejno po nagrobkach, kiedy popchnęła żelazną, przeraźliwie skrzypiącą bramkę, która zaprosiła ją w skromne progi zmarłych.

Zaciągnęła się rześkim, co raz bardziej chłodnym powietrzem bo dni we Włoszech, choć Sycylia była ciepłym miastem, to mimo wszystko nadchodziły i takie chłodne dni. W końcu mijała już dziś połowa listopada, a zarazem dokładnie dwa tygodnie, odkąd Anastasia Mckelmerg umarła przy boku co raz bardziej przerażająco stygnącego ciała.
Pociągnęła nosem i szczelniej opatuliła się czarnym płaszczem, próbując uchronić się przed zimnem, a jednocześnie było jej to obojętne.

To zabawne, że człowiek przez całe życie ma wszystko konkretnie zaplanowane, nie może jeść tego, czego nie lubi, robić tego co nie sprawia mu przyjemności i choć niekiedy przestajemy liczyć się z samym ze sobą to pewne sytuacje zaczynaja wpływać na nasze życie, sprawiając że nie przykuwamy do tego tak ogromnej uwagi i jest nam to obojętne. Anastasia Mckelmerg nigdy nienawidziła jeść owsianek na śniadanie. Mogła dodać tam milion ulubionych rzeczy, a i tak będzie krzywiła się na posmak płatków owsianych, a jednak... dzisiejszego poranka wcisnęła w siebie takie śniadanie i nawet się nie skrzywiła. Chociaż została do tego zmuszona przez Connora, który niezwykle martwił się o stan swojej siostry, to ona udawała że wszystko jest w porządku. Ale nie było.

Dopóki nie przyszła w miejsce gdzie on na nią czekał. Przeszła wąską ścieżkę wysypaną żwirem i zarośniętą trawa, tak jakby fakt że w tym miejscu ludzie pozostawali z czasem zapomnieni boleśnie jej o tym przypominał. Weszła w dobrze znaną uliczkę, ponieważ tak często odwiedzała w ostatnim czasie to miejsce, że zabawne było to iż mogła dojść na miejsce z zamkniętymi oczami. Wciąż nie mogła przyzwyczaić się do widoki nagrobka z dopiską Lorenzo Carter. Miała wrażenie, że tkwi w jakimś koszmarze, ale co było najgorsze to świadomość tego że jego koniec nie nadchodził, sprawiała iż umysł Anastasi zaczął powoli, nieznośnie boleśnie przyswajać, że już nie zobaczy Lorenzo. Mckelmerg zajęła miejsce na brzegu pomnika, chociaż niektórzy uważali że jest to nieuszanowanie zmarłego, tak ona zawsze w chwili zwątpienia myślała że Lorenzo raczej nie miałby nic przeciwko. W końcu lubił, kiedy była blisko niego.

   - Hej... - wychrypiała ciężko z ochrypniętym gardłem. Wsunęła skostniałe dłonie do kieszeni płaszcza, próbując odszukać upragnione ciepło, a jednak robiła to na marne. Bez niego nie czuła ciepła. - ... co u ciebie?- zapytała, chociaż doskonale wiedziała, że odpowie jej tylko martwa cisza. Z tą myślą zacisnęła usta w wąską linię i wbiła pusty stęskniony wzrok w złoty grawer imiona i nazwiska.

   - Nie radzę sobie, wiesz? Oczywiście, że sobie nie radzę. - zaśmiała się bez humoru, sięgając po paczkę czerwonych marlboro, które wyjęła na płytę, oraz zapalniczkę. - Doskonale zdajesz sobie sprawę z tego faktu, bo przecież zanim... zanim zamknąłeś oczy po raz ostatni powiedziałam ci to. - wydusiła z trudem, wznosząc załzawione oczu ku niebu. - Boże, nawet nie zdajesz sobie sprawę jak... jak za tobą tęsknie. Jak ciężko jest mi znosić ten ciężar, gdy nie ma ciebie przy mnie.

   - Czasami myśle, że on od zawsze we mnie tkwił, ale ty pomagałeś mi go dźwigać. - pociągnęła nosem, wsuwając papierosa pomiędzy wargi. - Jestem pewna, że jeśli ktoś by tu teraz przyszedł uznałby mnie za wariatkę i może nawet zadzwoniły na pomoc, na widok siedzącej furiatki na nagrobku, która jara szlugi i gada coś od rzeczy sama do siebie. Ale mimo wszystko wierzę, że mnie słyszysz. Ba, jestem pewna, bo ja słyszę w swoich snach twój głos, a jednak kiedy otwieram oczy, żeby sprawdzić czy faktycznie jesteś obok mnie, czar pryska. - pstryknęła bezwiednie palcami w pustą przestrzeń. - Boże, tak bardzo za tobą tęsknie, że to nierealne. - zapłakała ciężko, wypuszczając oddech wraz z dymem papierosa.

   - Dzień przed twoim pogrzebem poprosiłam Emiliano jak chora psychicznie desperatka, czy mogłabym spędzić noc w twoim łóżku. I wiesz co? Zgodził się. A najgorsze, albo może najlepsze jest w tym wszystkim to, że pozwolił mi na to i bez wahania zaprowadził mnie do twojego pokoju, który... dalej pachnie tobą. Zostawiłeś nie tylko mnie, ale też Lorda. Wiesz jakie zrobił smutne oczy, kiedy wszedł do twojej sypialni a nigdzie cię tam nie było? Błąkał się po całym domu, przeszukał chyba każdy kąt, jakby szukał ciebie. - pociągnęłam nosem, pocierając nerwowo uda odziane w czarne dresy. - Każdy tęskni. A mówiłeś kiedyś że nawet jak umrzesz to nikt nie będzie po tobie rozpaczał. Jesteś dupkiem. I to jak bardzo samolubnym... - pokiwałam sama do siebie głową.

   - Przyszłam... i owijam w bawełnę bo nie jestem gotowa ci o tym powiedzieć. Boli mnie wszystko. Rozrywa mnie od środka na strzępy, a za dwa dni mam zacząć nowe życie. Nowy Jork, dasz wiarę? Boże, to tak absurdalnie i głupio brzmi. Ja tam nawet nie pasuję. Zimy są mroźne, jesień upiorna i chłodna. Totalna głupota, ta wiem. - otarła wierzchem dłoni łzy, sunące nieznośnie boleśnie po jej policzkach. - Podobno będzie mi lżej. Ale jak mam być mi lżej, skoro nie będę miała cię w zasięgu ręki i nie będę mogła przyjść w każdej chwili, bo będę od ciebie jakieś tysiące kilometrów?- załkała bezsilnie. - Będę daleko. Nie wiem, kiedy wrócę, a ty... będziesz tu sam. W niezliczoną ilość czterech pór roku.

Anastasia nieustannie rozmawiała z nie odpowiadającym nagrobkiem naiwnie licząc że ktoś ją wysłucha siedziała przednim dobre kilka godzin rozpaczała płakała śmiała się kiedy przypominał się jej jakiś moment spędzony z Lorenzo wypaliła paczkę papierosów a kiedy nadszedł czas pożegnania ponownie się rozpłakała I postawiła czarny niezwykle pasujące do Lorenzo znicz. Pożegnania od zawsze bywały najgorsze niezależnie od tego czy kończył jakiś etap w życiu czy oznaczały trwały pożegnanie z ukochaną osobą.

Chociaż uczucia Anastazji dziwnym trafem tylko wzmocniły się po stracie Cartera to dobrze wiedziała że pokochała go albo zrozumiała że go kocha o wiele za późno. Z duszą na ramieniu opuściła cmentarz. Byłam zupełnie nieświadoma faktu że ktoś stał między nagrobkami w bezpiecznej odległości pozostając niezauważony w czarnym niemożliwie ciemnym wydaniu specjalnie nie zwracając na siebie uwagi.

Ciężko było zidentyfikować czy to była kobieta czy mężczyzna. Figura tej osoby byłam szczupła i daleka od umięśnionej czy wysportowanej sylwetki jedyne co się wyróżniało to wystające piaskowe kosmyki spod ciemnego kaptura bluzy. Nikt nie miał pojęcia kto tamtego dnia stał i obserwował Anastasie jednocześnie odkrywając jej tajemnice które podobno w tym miejscu zostawały na zawsze. Być może czegoś od nich ciała albowiem nie ujawniła swojej tożsamości tylko stała zwyciężonym słuchem aby wszystko dokładnie zapisać w pamięci co wyszło z ust Anastasi Mckelmerg.

Po wypaleniu ziołowego skręta nieznajoma osoba rzuciła go pod stopy depcząc niedopałek sportowym butem. Niezidentyfikowana postać przemknęła spojrzeniem po cmentarzu jednocześnie odprowadzając wzrokiem brunetkę która opuściła mury cmentarza drżąc z zimna. Jej oczy ponownie skupiły się na nagrobku Lorenzo, aż z Pomiędzy warg nie uleciało rozbawione parsknięcie.

   - To zabawne jak wciąż naiwnie gracie w tą bezsadową grę.

KONIEC CZĘŚCI PIERWSZEJ

ETERNALFLAME

Eternal arrangementWhere stories live. Discover now