4. missing leader

2.8K 173 143
                                    


George POV 

Minęło kilka dni. Wszystko jak zwykle. Pewnego dnia Clay nie pojawił się w szkole. Czyżby był chory? Do tej pory rzadko bywał nieobecny. Nie wiem, jak on to robi, ale mam wrażenie że jest po prostu doskonały. Czy to w ogóle jest możliwe? J-ja mówię o jego życiu, nie osobowości. Jego osobowość jest okropna. 

Nie widziałem go cały dzień i myślałem że to będzie 'bezbolesny i miły dzień', ale bardzo się myliłem. To że nie było Claya, nie oznaczało że jego załoga sobie odpuściła. Po szkole podeszli do mnie, gdy opuszczałem budynek.
"Myślałeś że będzie dzisiaj lepiej, prawda?!"krzykną za mną ten jeden chłopak z ciemnobrązowymi włosami i niebieskimi oczami.

Spojrzałem na nich z poirytowaniem na twarzy i spróbowałem odejść, ale nie zadziałało. Wciąż byłem sam, a oni mieli dużą grupę. Tylko Clay'a nie było.
"Proszę pozwólcie mi iść do domu..." powiedziałem nieśmiałym głosem. Jeden z nich złapał mnie za ramię i pociągną za sobą, reszta poszła za nami.
"Chciałbyś" usłyszałem jego śmiech.
"Clay chciałby, żebyśmy to zrobili" Powiedział to jakby Clay był martwy, a jego ostatnim życzeniem było, żeby świat mnie dalej męczył i zastraszał.

Tym razem nie poszliśmy za szkołę, szliśmy kawałek dalej. Było bliżej mojego domu, więc nie mogłem narzekać. Przynajmniej nie muszę iść długiej drogi do domu z moimi obrażeniami. 

Chłopak rzucił mnie na trawę i zaczął strzelać palcami, tak jak robią to niektórzy przed walką. Sam zdjąłem plecak, zanim oni by to zrobili. Oni krzywdzili tylko mnie, moje rzeczy zostawiali w spokoju.

Potem znowu zaczęli mnie bić i kopać. Ale dzisiaj byli z jakiegoś powodu bardziej zmotywowani niż zwykle. Bili mnie szorstko i wkładali w każdy z ciosów dużą energie. Potem zaczęli kopać mnie w brzuch, również mocniej niż zwykle. Co ich tak bardzo motywowało?! Płakałem z powodu bólu całego mojego ciała. 

Zacząłem krwawić z różnych miejsc i czasami kasłałem. Dziś było gorzej. I tym razem zajęło to też więcej czasu. Nie mogłem liczyć bo właśnie byłem bity, ale myślę że zajęło to około 10 minut. Cholera, to bolało!

Kiedy skończyli, jeden trzymał mnie za koszulkę i ledwo rzucił z powrotem na ziemię, co spowodowało, że znów zacząłem kaszleć. Potem wyszli i poszli chyba do domów. Próbowałem znaleźć plecak, ale mój wzrok był nie wyraźny i miałem zawroty głowy. Czołgając się, znalazłem go i spróbowałem wstać. Moje nogi były jak z waty i ledwo wstałem, ale mi się udało. Miałem wrażenie że zaraz zwymiotuje, czułem się okropnie. 

Powoli wracałem do domu z bardzo poobijanym całym ciałem. Otworzyłem drzwi moim kluczem, z czym też się naprawdę zmagałem. Mój wzrok pociemniał, gdy zobaczyłem otwarte drzwi. Podszedłem krok do przodu, aż zobaczyłem postać siedzącą na krześle. Kto to był? Próbowałem coś zobaczyć, dopóki nie zobaczyłem tam Clay'a. Clay?!

Uśmiechną się do mnie paskudnie, ale przestał, gdy zobaczył wszystkie moje obrażenia. Nie mogłem już dłużej wytrzymać i przewróciłem się. Clay podbiegł do mnie i mnie złapał. Ostatnią rzeczą, jaką usłyszałem, było miękkie
"mam" od Claya, który trzymał mnie w ramionach, siedząc na podłodze w moim domu.

Potem wszystko pociemniało. Zemdlałem. Kiedy powoli się obudziłem, poczułem pod sobą miękką tkaninę mojego łóżka. Leżałem w swoim łóżku. Zacząłem się rozglądać i zauważyłem nie znaną kurtkę wiszącą na moich drzwiach. Usiadłem i przeciągnąłem się, zanim poczułem okropny ból na twarzy i reszcie ciała.
"Ała" jęknąłem cicho.

Wtedy właśnie drzwi do pokoju się otworzyły i w nich zobaczyłem twarz Claya, a potem resztę jego ciała. Wszedł do środka, w rękach trzymał dwa kubki
"Spragniony?" zapytał spokojnym głosem. Wydawało mi się to trochę dziwne, ale to było prawdziwe. Więc odpowiedziałem
"Tak oczywiście", zdezorientowanym tonem. Wręczył mi jedną z filiżanek i usiadł obok mnie co sprawiło, że przesunąłem się nieco w drugą stronę. 

Po prostu siedzieliśmy i piliśmy nasze gorące czekoladki. Smakowały naprawdę dobrze, dawno nie piłem gorącej czekolady, tęskniłem za nią. Zastanawiałem się, czy mu podziękować, czy nie. Postanowiłem jednak tego nie robić.
"Nic o tym nie myśl", powiedział w końcu bez patrzenia się na mnie, "Byłem tu żeby cię pobić, ale widzę że moi chłopcy wykonali już swoją robotę , huh". Spojrzałem na niego z przerażoną miną, ale szybko odwróciłem wzrok.
"To nic nie znaczy okej! A także ten napój, byłem po prostu spragniony i pomyślałem że tobie też bym mógł bym zrobić, więc tak..."

Zatrzymał się na chwilę
"Tak w ogóle rzadko używacie kuchni, prawda? Naczyń jest wiele i wygląda na nowiutką, w dodatku jest cała zakurzona". 
"T-tak",  wymruczałem cicho.
"Czy ty...", zaczął, ale nigdy nie skończył. "...pójdę już". Wstał, chwycił kurtkę i wyszedł z pokoju z kubkiem w dłoni. Słyszałem jak odkładał go do kuchni i w krotce po tym wychodził z domu. 

Co? Czy to się naprawdę wydarzyło? Czy Clay po prostu był dla mnie miły? I zrobił mi gorącą czekoladę? Złapał mnie, kiedy upadałem przed nim, a potem się mną zaopiekował? To musiał być sen. Uderzyłem się lekko w policzek, żeby sprawdzić, ale to był na prawdę zły pomysł. Nadal miałem moje rany na twarzy. 

Wtedy zauważyłem że mam plastry na twarzy. Odblokowałem telefon i kamerkę w aparacie, żeby zobaczyć. Opatrzył mnie? Poczułem, że na mojej twarzy pojawia się mały uśmiech, ale szybko znikną. Może wcale nie był taki okropny...ale nie myślałem o tym za długo i wstałem powoli.


no one cares|| DNF ||PLWhere stories live. Discover now