Rozdział 9.

8.9K 263 104
                                    

Siedzieliśmy już tak jakąś godzinę, chrapania nie ustawały, a mojemu psu nie chciało się już bawić, więc jedyne co mi pozostało to siedzenie i myślenie nad ucieczką. Tony wcale nie miał ani trochę ciekawszego zajęcia, próbował cały czas odpalić telefon, ale zawsze kończyło się to tylko na cichym przekleństwie z jego ust. Chrapanie zaczęło się robić na tyle irytujące, że zaczynałam sobie nawet zatykać uszy.

- Weź zacznij coś gadać, bo nie wytrzymam z tym chrapaniem. - burknął chłopak, opierając głowę o ścianę.

- Pić mi się chce. - powiedziałam cicho i krótko, a chłopak się podniósł i na czworaka zaczął przeszukiwać pudełka znajdujące się w tym niskim pomieszczeniu. Znajdował różne rzeczy, zaczynając od jakiś dziwnych figurek, na skarpetkach kończąc, ale po nie przerwanych poszukiwaniach brunet w końcu się uśmiechnął i uniósł butelkę taniego wina - Miałam na myśli coś mniej alkoholowego.

- Czy ty kurwa możesz w końcu przestać narzekać? - przewrócił oczami i ruszył w moją stronę.

Chłopak otworzył wino, a po chwili usiadł koło mnie, co mojemu psu nie spodobało się i zaczął na niego warczeć.

- Możesz uspokoić psa? - zapytał, spoglądając na przemian na mnie i na Hugo.

- Nie.

- Ma mnie pogryźć?

- Tak.

- Aha, to nie dostaniesz wina.

Zaczęłam podkręcać psa, po czym nasłałam go na bruneta, a pies ugryzł kawałek jego bluzy, za którą Hugo zaczął go ciągnąć. Tony zaczął trochę panikować, przez co zaczął się wyrywać, co mu się udalo i w końcu się wyrwał, a wtedy pies na niego wskoczył.

- Ani się waż go chociaż uderzyć - zagroziłam, a po chwili, gdy pies próbował go gdzieś ugryźć postanowiłam oszczędzić chłopaka.

Uspokoiłam psa, a butelkę wina wyrwałam z rąk Tony'ego.

- Co następne? Naślesz na mnie stado krokodyli czy może od razu seryjnego mordercę? - zakpił i poprawił sobie bluzę.

- Z twoim idiotyzmem to sam szybciej umrzesz niż ja zdążę znaleźć stado krokodyli. Selekcja naturalna.

- Przypominam, że przyszłaś dzisiaj do szkoły w piżamie.

- Bo mi psa ukradli.- powiedziałam na swoje usprawiedliwienie.

- Szkoda, że debilizmu nie ukradli, nawet przez płot nie umiesz przejść.

- Nie moja wina, że płoty nie są moją mocną stroną.

- Ogrodzę twój grób dwumetrowym płotem by taka żmija jak ty się nie wydostała.

- Może nie umiem po płotach się wspinać, ale umiem zrobić fikołka.

- Masz dużo miejsca, kozo - wystawił dłonie w pustą przestrzeń, uśmiechając się przy tym wrednie.

Po chwili ustawiłam się, uprzednio upewniając się, że nie uderze o nic, choć nie byłam pewna czy to dobry pomysł by robić fikołka w tak niskim pomieszczeniu i bez materaców, ale bez zastanowienia zrobiłam fikołka, lekko zahaczając stopami o sufit. Od razu wylądowałam na ziemi na plecach, które zaczęly mnie boleć i gapiłam się w sufit, aż nad moją głową pojawiła się twarz Harrisa.

- Boże, debil z ciebie, wiesz? - spojrzał na mnie znudzonym wzrokiem.

- Chuj z ciebie, wiesz? - Przewróciłam oczami.

- Weź się lepiej módl by Kerry się nie obudził, i wstawaj.

- Kręgosłup mnie boli. - skrzywiłam się lekko, masując moje plecy w odcinku piersiowym.

Our Little Dream || SKOŃCZONAOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz