Rozdział 34.

2.3K 93 46
                                    

Stałam po środku jakiegoś pomieszczenia. Wokół mnie znajdowali się wszyscy, moi przyjaciele i Hades. Ledwo widziałam ich twarze przez płomienie, które powoli się zbliżały. Ogień po kolei pochłaniał ich, z wyjątkiem Hadesa. Czułam jak cząstki mojego życia ulatują, oprócz jego, jakby nie miał zamiaru w ogóle odchodzić z mego życia. Chciałam krzyczeć, ale w moim gardle utworzyła się duża gula. A wtedy się obudziłam.

Przetarłam oczy, patrząc na elektryczny zegar z podaną datą niżej. Minęło pięć dni od pożaru, a koszmary dalej trwały w mojej głowie.

Po parunastu godzinach spędzonych w szpitalnym łóżku mogliśmy w końcu wrócić do... No właśnie. Straciliśmy dach nad głową, lecz z pomocą przyszedł nam ojciec chłopaka, który zaproponował nam, że na czas poszukiwania nowego mieszkania, możemy zamieszkać u niego. Przez pożar musieliśmy zrezygnować z wyjazdu na kemping, lecz Scott stwierdził, że bez nas nigdzie nie pojadą i przełożymy wyjazd o parę dni. I to dziś mieliśmy wyruszyć w okolice jeziora Malletts Bay.

Wstałam z łóżka, zakładając jakąś bluzę, bo mimo, że pogoda odrobinę się ociepliła, a śnieg stopniał to i tak dało się odczuć nie przyjemne dreszcze od zimna. Zeszłam na dół po schodach, gdy nagle się zatrzymałam, bo prawie weszłam na małe samochodziki w przejściu do jadalni. Przy stole siedział mały Anthony. Młodszy brat Tony'ego, który miał sześć lat. Przez ostatnie dni starałam się go unikać ze względu na moją ogólną niechęć do dzieci. Chłopczyk spojrzał na mnie dużymi ciemnymi oczami, na które wpadały pojedyńcze kosmyki blond kręconych włosów. Szybko zeskoczył z krzesła i podbiegł do zabawki, którą podniósł.

- Przepraszam. - powiedział głośno, a ja poczochrałam go po włosach, idąc do stołu. Na przeciwko Anthony'ego siedziała Sophie z nosem w telefonie. Do kuchni weszła kucharka, której pomagał Tony, nosząc razem z nią jedzenie. Położyli je na stole, a ja siadłam koło sześciolatka, na przeciwko mnie natomiast siadł Tony, a koło niego jego ojciec i Sophie.

- Tato, na dzisiaj potrzebuję bibułę, kartkę i klej. - mówił z pełną buzią blondyn, na co ich tata wypuścił widelec z ręki.

- Skąd ja ci teraz znajdę bibułę i kartkę? - zapytał, wzdychając.

- I klej. - Dopowiedziała wiśniowowłosa dziewczyna, na co mężczyzna przewrócił oczami.

- No to wina pani Miller! Mogła mi powiedzieć wcześniej. - jęknął chłopczyk.

- A kiedy się o tym dowiedziałeś? - uniósł brew, ściągając okulary.

- Tydzień temu.

- No to miałeś czas by mi o tym powiedzieć.

- Mózg dziecka wolniej działa. - mruknął, jedząc swoją jajecznicę, na co ja Sophie i Tony prychnęliśmy.

- Spokojnie, u Harrisów płci męskiej to rodzinne. - zakpiła do mnie Sophie, w którą ojciec wbił morderczy wzrok.

- W szczególności u Tony'ego - dopowiedział blondyn, pijąc kakao, na co się zaśmiałam cicho, a chłopak zgniótł chusteczkę w dłoni, następnie rzucając nią w niego.

- Naprawdę śmieszą cię teksty sześciolatka? - zagadnął, wbijając we mnie szydercze wejrzenie.

- Widzisz, nawet sześciolatek jest śmieszniejszy.

- I kto tu jest sześciolatkiem? - uśmiechnął się wrednie do swojego starszego brata.

- Dalej ty. - stwierdził pan Martin, wstając od stołu z talerzami, kierując się do kuchni.

- Wolisz dzieciaka? - spytał mnie brunet, na co prychnęłam i przytaknęłam żartobliwie, obejmując chłopczyka ramieniem.

- Ja już nam ślub planuje. - uznał, kładąc główkę na moim ramieniu, a ja zachichotałam. Sophie nagle szybko wyszła z jadalni, odpisując komuś, a wtedy Tony nachylił się, opierając się o przedramiona.

Our Little Dream || SKOŃCZONAOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz