Rozdział 22.

8.9K 223 225
                                    

Ja, Tony, Max i Scott. Tą grupą mieliśmy wyjechać do Houlton, prawie pięćset kilometrów od Burlington.

Czekała nas długa podróż i wiedziałam, że aż tyle w jednym aucie z Harrisem bym nie wytrzymała, więc postanowiłam wziąć ze sobą jeszcze Maxa i Scotta. Wszyscy już byliśmy pod kamienicą, w której miaszkałam z Tonym i wpakowywaliśmy nasze najpotrzebniejsze rzeczy do bagażnika oraz mieliśmy już wsiadać do auta, lecz nagle na plecy Maxa wskoczyła Erica.

- A ta tu czego? - spytał Tony, zamykając bagażnik.

- Muszę ją o coś poprosić. - wyjaśniłam, podając mu torbę. Chłopak na widok tego bagażu spojrzał na mnie zły, że nie dałam mu ją wcześniej, a ja tylko się uśmiechnęłam wrednie. - Pakuj i nie gadaj, a ty zejdź z jego pleców, bo go połamiesz, a ja potrzebuje go całego.

- Niszczyciel dobrej zabawy. - warknęła cicho i zeszła z pleców chłopaka, który lekko się zaśmiał. Chwyciłam dziewczynę za ramię i odciągnęłam ją na bok. Jednak nie zaczęłam tematu, którego chciałam podjąć, a jedynie patrzyłam na jej przenikliwy wzrok pomieszany z lekką błagalnością. - Mogę jechać z wami? - palnęła szybko, na co ja prychnęłam.

- Nie ma opcji.

- Po co jedziecie do Houlton? Ja też chce. - złożyła ręce jak do modlitwy i przyłożyła je do ust.

- To se kurwa chciej. A ja mam dla ciebie lepsze zadanie. - powiedziałam, a dziewczyna przewróciła oczami.

- Tak?

- Chce byś zapytała się mamy lub taty w jakim szpitalu się urodziłam. - oznajmiłam szybko.

- To se kurwa chciej. - uśmiechnęła się wrednie, a ja uniosłam brwi.

- Erica. - warknęłam

- No ale po co? - jęknęła, wyrzucając ręce w powietrze

- Po prostu cię o to proszę. - westchnęłam cicho.

- W takim razie jadę z wami. - założyła ręce na klatce piersiowej, a ja głośno prychnęłam.

- W takim razie możesz se pójść po lizaczka lub smoczek, moja mała, dzielna, dziewczynka. - poklepałam dziewczynę po czubku głowy jak małe dziecko, mimo że dziewczyna była o parę centymetrów wzrostu wyższa ode mnie.

- Pieprz się. - fuknęła cicho.

- A ty wypierdalaj pytać, w którym szpitalu się urodziłam. - przewróciła oczami i odeszła na bok, by zadzwonić, a ja czekałam. Po paru minutach podeszła do mnie z powrotem i podała mi adres, na co ja jej podziękowałam.

Później brunetka poszła do Maxa i po cichu o czymś z nim rozmawiała podczas gdy ja i Scott upewnialiśmy się czy na pewno wszystko wzieliśmy.

Niespodziewanie koło nas pojawił się Max i szybko zapytał:

- Ile przygotowaliście kanapek?

- Chyba dwadzieścia. - odpowiedział Scott spoglądając na mnie by się upewnić, a ja pokiwałam głową.

- Tak mało?! - zszokował się Max.

- Na naszą czwórkę wychodzi po pięć kanapek na jedną osobę. - zauważyłam zdziwiona jego reakcją.

- Ja zjem z piętnaście. - powiedział szybko.

- A to prawda akurat. Ale spokojnie, zatrzymamy się na jakiejś stacji i kupimy tam jakieś przekąski. - powiedziałam.

- Ale to zajmie czas i zabierze pieniądze. Pójdźcie może zrobić więcej kanapek. - zaproponował szybko.

- Co? Ale to też zabierze czas. - zaznaczył Scott.

Our Little Dream || SKOŃCZONAOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz