Rozdział 32.

2.2K 86 38
                                    

Szóstego grudnia dzieci biegną pod pięknie ozdobioną choinke i szukają prezentów. Liczą czy ciastek przypadkiem nie ubyło i sprawdzają czy szklanka z mlekiem dalej jest pełna. Otwierają zapakowane prezenty liczą, że dostaną to o co prosili w liście do Świętego Mikołaja. A przynajmniej tak to wyglądało w mojej wyobraźni i w filmach, bo ja tego nigdy nie doświadczyłam, ani moja siostra. Rodzice nie chcieli nawet byśmy wierzyli w Mikołaja, a już tym bardziej by świętować ten dzień. Dlatego kiedy dzieci w przedszkolu czy szkole chwalili się co dostali od "Mikołaja", ja i siostra mówiłyśmy, że nie wierzymy w niego i nic nie dostałyśmy. Kiedy byłyśmy młodsze chciałyśmy bardzo choć raz poczuć to, co te inne dzieci, ale rodzice się nie zgadzali. A teraz jesteśmy już przyzwyczajone, że to najzwyczajniejszy dzień, podczas którego nic nie dostajemy.

Wyszłam z mojego pokoju, tuż po tym jak wstałam i ruszyłam prosto do kuchni. Wzięłam sobie jedzenie, gdy Tony usiadł na krześle przy wyspie kuchennej w pomieszczeniu.

- Zrobisz mi kanapkę? - zapytał błagalnym wzrokiem i z maślanymi oczami, a ja przechyliłam głowę, unosząc jedną brew. - No proszę, za niedługo jadę do domu by dać rodzeństwu prezenty, a nie jestem jeszcze nawet ubrany.

- Dobrze, zrobię. - powiedziałam, wzdychając, a on wstał i podbiegł do mnie, obejmując mnie lekko, gdy kroiłam chleb.

- Dziękuje! - oderwał się ode mnie z uśmiechem, a następnie zmarszczył lekko brwi i spojrzał na mnie. - A ty nigdzie nie jedziesz?

- Nie, nie świętujemy tego dnia.

- Serio? No, ale w dzieciństwie na pewno świętowałaś. - zdziwił się, okrążając blat i stając przede mną.

- Nie, nigdy nie dostałam nawet prezentu tego dnia.

- Żartujesz? Nigdy? - upewniał się, niedowierzając, a ja przytaknęłam.

- Rodzice nie chcieli byśmy z Ericą wierzyły w niego, więc nie wierzyłyśmy. - wyjaśniłam krótko, następnie przeskanowałam chłopaka, który miał na sobie długie czerwone spodnie od piżamy i czarną luźną koszulkę. - Lepiej się ogarniaj i jedź do domu. - uśmiechnęłam się, a chłopak w ciszy wyszedł z pokoju. Przygotowałam mu i sobie śniadanie, a gdy chłopak już wychodził z prezentami, podałam mu kanapki i zamknęłam drzwi.

Mogłam być w końcu sama. Trochę chodziłam po domu, trochę zjadłam i trochę się nudziłam. Dlatego gdy poczułam wibracje w moim telefonie od razu odebrałam od nieznanego numeru.

- Halo, Karmo, jesteś potrzebna w fabryce. - mówił zaalarmowanym głosem jakiś mężczyzna. - To pilne.

- Zaraz będę. - a wtedy się rozłączyłam. Zabrałam torbę i broń z wazonu. Wsiadłam do auta i ruszyłam z miejsca. Jechałam zadowolona, że w końcu będę miała co robić, ale również przestraszona, co może mnie tam czekać. Wjechałam do lasu, ale przez zaspe z śniegu musiałam się zatrzymać i reszte drogi przejść na nogach. Schowałam pistolet do kieszeni mojej bluzy i ruszyłam na przód. Zatrzymałam się przed drzwiami, po tym jak usłyszałam krzyk. Schowałam się za metalowymi drzwiami i lekko się wychyliłam. Po środku stał Paul, który dyskutował z jakimś mężczyzną.

- Chce rozmawiać z Hadesem. - warknął blondyn.

- Nie ma Hadesa. Zaraz przyjedzie Karma i z tobą rozwiąże Twoje problemy, więc przestań drzeć pizdy. - uspokajał, tracąc cierpliwość jakiś łysy facet.

- Nie będę rozmawiał z tą kurwą! Ja chce rozmawiać z Hadesem, bo inaczej rozpierdole ci łeb. - chłopak kopnął jakąś beczkę, a ja zrobiłam skwarzoną minę. - Jakim prawem ta szmata przejęła posadę, którą miałem zagwarantowaną?! Niech tu przyjdzie a wybije jej tą robotę z głowy! - wtedy wyjął pistolet i go odbezpieczył.

Our Little Dream || SKOŃCZONAOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz