Rozdział 35.

2K 82 32
                                    

Plan był prosty. Tony zawozi mnie pod fabrykę, w której zaczyna robić raban. Ja za ten czas ukratkiem wślizguje się do gabinetu Hadesa i przeszukuje go od góry do dołu w jak najszybszym czasie. Brzmi jak spore wyzwanie, ale bardziej niż przyłapania przez Hadesa bałam się, że Tony'emu mogą coś zrobić. Wsiedliśmy do samochodu bruneta i ruszyliśmy wpierw na stacje benzynową.

- Ja zapłacę. - stwierdziłam, otwierając drzwi od samochodu, mając zamiar wysiąść, lecz chłopak chwycił mnie za rękę.

- Ja pójdę. - uznał, a wtedy ja wyrwałam mu swój nadgarstek, na chwile spojrzałam na deskę rozdzielczą gdzie leżał króliczek, który wzięłam do ręki i wcisnęłam mu w klatkę piersiową.

- Poprzytulaj sobie morderczego misia, a ja idę zapłacić. - ostatni raz się uśmiechnęłam, po czym wysiadłam z auta, zmierzając do sklepiku. Tam zapłaciłam, ale przy okazji zajrzałam do przegródki w portfelu, do kórej zazwyczaj Tony zostawiał mi zdjęcie, tak jak zawsze. I tym razem znalazłam fotografię gdy ja spałam, kierując się do drzwi.

„Mam sto tysięcy myśli, a wiesz, że co drugie są o tobie?"

Po przeczytaniu tego poczułam jak kolana mi się uginają, a kąciki ust unoszą mimowolnie. Wzięłam głęboki wdech i wsiadłam do samochodu, uprzednio chowając z powrotem upominek do portfela.

- Jedźmy, im wcześniej tym lepiej - powiedziałam, gdy chłopak układał misia pod szybą.

- Jasne.

Ruszył z miejsca, a ja obserwowałam domy rodzinne, które mijaliśmy, które zniknęły, gdy wjechaliśmy w uliczkę w środku lasu. Tony definitywnie widział jak bardzo się denerwowałam, lecz znał mnie na tyle, że zdawał sobie sprawę, że nie pocieszy mnie w takiej sytuacji. Być może dzisiaj któreś z nas umrze, lub nawet oboje. Rodzimy się by żyć, ale niestety żyjemy by umierać, jedni krócej drudzy dłużej.

Gdy zobaczyłam sporą fabrykę przez przednią szybę czułam jak zbiera mi się na wymioty ze stresu. Zatrzymaliśmy się, a ja z torby wyjęłam pistolet, który podałam Tony'emu.

- Broń jest zabezpieczona, pamiętaj, nie możesz nikogo zabić, ponieważ źle się to odbije na tobie. Oni nie zawahają się by ciebie zabić. - ostrzygłam, patrząc mu w oczy, a on przytaknął. Zgasił silnik i szybko wysiadł. Na chwilę się zatrzymał przed drzwiami i w końcu wszedł z hukiem, zostawiając otwarte drzwi na oścież.

Również wyszłam z auta, a następnie ukryłam się za drzwiami, zerkając do środka, gdzie Harris machał bronią i wrzeszczał. Spojrzałam na górę gdzie stali ochroniarze przy drzwiach od gabinetu, którzy po paru wymienionych zdaniach zeszli na dół by uspokoić bruneta. To była idealna okazja. Założyłam kaptur i pobiegłam, pochylając się, po czym ukryłam się za beczkami koło schodów, czekając aż mężczyżni zejdą po nich. Gdy to się stało pobiegłam na górę, zasłaniając się kapturem. Gdy w końcu znalałam się w pomieszczeniu poczułam częściową ulgę. Pobiegłam do drewnianej szafki, którą w haosie zaczęłam przeszukiwać, lecz jedyne co znalazłam to torbę z różnymi pistoletami i dowód osobisty Hadesa, który jak się okazało miał na imię Bruce Tremblay. Gdy podchodziłam do biurka usłyszałam huk z pistoletu, na który dźwięk się wzdrygnęłam. Odsunęłam szufladę i na szybko czytałam jakieś dokumenty, aż wyjęłam sporą teczkę z napisem "Shapiro"

Otworzyłam ją, a wtedy zobaczyłam mnóstwo zdjęć mnie z dzieciństwa jak bawię się na podwórku w starym domu oraz te nowsze jak rozmawiam z kimś w szkole. Ponadto znalazłam moją opaskę ze szpitala z datą moich urodzin, ale ostatnie znalezisko złamało mnie w połowie, tak jakby na moje barki ktoś zrzucił ogromny ciężar. Był to mój akt urodzenia na ktorym imię i nazwisko rodowe rodziców było Caroline Shapiro i Bruce Tremblay.

Our Little Dream || SKOŃCZONAOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz