14. Stresujący czas

3K 72 57
                                    

Poranek zaczął się jak zwykle od tego nieubłaganego dźwięku budzika, który jest jak symfonia przypominająca o nowym dniu, ten uparty hałas, który rozrywa sen, zmusił mnie do otwarcia oczu. Zmęczona, machnęłam ręką, by wyłączyć ten irytujący dźwięk. Ale za raz po tym zauważyłam na komórce powiadomienia o wiadomościach od Ashera. Uśmiech pojawił się automatycznie na mojej twarzy, widząc tę wiadomość, szybko mu odpowiedziałam, czując jak energia zaczyna we mnie wracać.

Cały weekend spędziłam na powtórkach do egzaminów, nie mogłam uwierzyć, że to już dzisiaj. Miałam nadzieję, że moje przygotowanie było odpowiednie, bo naprawdę wtedy zależało mi na bardzo dobrych wynikach.

Pierwszym przystankiem jak zwykle w mojej rutynie była łazienka, było to miejsce moich rytuałów i intymnych chwil z samą sobą, bo tylko sobie ufałam w stu procentach, mimo, że wiedziałam, że wieloma rzeczami mogłam krzywdzić samą siebie. Byłam szczęśliwa, gdy patrzyłam w lustro, a kondycja mojej cery w końcu mogła być prawie idealna. Postanowiłam dzisiaj postawić na mocniejszy makijaż, który podkreśli moje oczy, więc postawiłam na czarną kreskę. Z rozwalonego koksa wypuściłam moje włosy i zaczęłam je czesać, zaczynając od końcówek. To był mój czas, kiedy mogłam zatopić się w chwilach przyjemności.

W końcu ubrałam mundurek szkolny, wtedy spojrzenie w lustro przyniosło mi zaskakujące spostrzeżenie. Zaczęłam dostrzegać pozytywne zmiany w swoim sposobie patrzenia na siebie. To było wspaniałe odczucie – poczucie akceptacji własnego wyglądu.

Po drodze do szkoły, zatrzymałam się jak zwykle w pobliskim sklepie po wodę. Dzisiaj miałam więcej czasu dla siebie, więc mogłam się nieco wyspać, lekcje na później niż ósmą były wspaniałe. W drodze do szkoły, która trochę zajmowała wymieniałam wiadomości z Asherem i Noahem, ciesząc się z tej chwili. Cieszyłam się, że Asher znów będzie obecny w moim życiu.

Gdy dotarłam do szkoły to jak zwykle zabrałam podręczniki, które będą mi potrzebne na dzisiejsze lekcje. . Noah napisał, żebym przyszła na palarnię, co oczywiście było kuszącą propozycją, więc bez wahania zmieniłam kierunek i plany na dzisiejszy poranek, kierując się w stronę palarni. Z daleka zauważyłam go, więc bez żadnych skrupułów podeszłam do niego, przytulając go od tyłu i lekko całując w ramię. Nawet nie zareagował, więc lekko się zdenerwowałam. Bipolarność. Położyłam ręce nisko na jego pasie, mając nadzieję, że teraz zareaguje. Stanęłam na palcach muskając go w szyję.

Wyrwał się z uścisku i odszedł kilka kroków i wtedy mogłam zauważyć, że to nie był on. 

To był Lucas.

Chłopak, który zaginął na parę dni i nagle się zjawił w dniu egzaminów, teoretycznie spodziewałam się tego. Chłopak odwrócił się do mnie i wtedy do palarni wszedł Noah

- Nie chciałam... - zmieszałam się. - Pomyliłam się, myślałam, że to ktoś inny - wytłumaczyłam, zerkając na Lucasa. Było mi tak cholernie głupio, a do tego miałam zniknąć z jego życia, wszystko jak zwykle zepsułam. 

Brunet spojrzał na Noah, a Noah na Lucasa. Brunet dopalał papierosa i kierował się w stronę wyjścia. Byłam na tyle blisko Noah, więc przyspieszyłam kroku i wtuliłam się w niego tak jak tamtej nocy w Lucasa. Tylko tym razem on patrzył na to.

- Się kurwa przesuniecie? Bo chce przejść - oznajmił nerwowo i wulgarnie. Jak zwykle grał popierdolonego dupka, chociaż sama nie byłam w tym lepsza.

- O ci ci chodzi? - odpyskowałam, może nie powinnam była zachowywać się w ten sposób, ale jego zachowanie też nie było prawidłowe.

- Stoicie w przejściu - przypomniał i machnął dłońmi, ukazując to jak mało miejsca ma, mimo, że miał możliwość przejścia obok nas.

Choose meWhere stories live. Discover now