1.7

109 19 13
                                    

W Polsce jesień była zimna i deszczowa. Kolorowe liście, które spadły na ziemię, brązowiały i mieszały się z deszczem oraz błotem, tworząc breję na chodnikach. Przyglądałem się, jak ludzie za oknem biegną, próbując schować się pod parasolkami lub kapturami, a deszcz z minuty na minutę przybierał na sile. Nie wiedziałem, dlaczego ten widok tak bardzo utkwił mi w pamięci. Może dlatego, że było w nim coś nostalgicznego.

We wtorki zawsze czekałem na świetlicy po lekcjach, ponieważ Mireu kończył lekcje dwie godziny po mnie. Odkryłem, że na świetlicy zawsze zostają te same dzieci, których z powodu pracy nie mogli odebrać rodzice i które nie miały dziadków lub starszego rodzeństwa. Tak jak ja. Większość chłopców bawiła się razem, jeżdżąc samochodzikami po dywanie z obrazkiem miasta pełnego ulic, a dziewczyny wymieniały się kolorowymi karteczkami z wróżkami. Ja siedziałem sam przy pustym stoliku, uparcie powtarzając świetlicowej opiekunce, że nie chcę się bawić z innymi dziećmi, chociaż tak naprawdę to one nie chciały bawić się ze mną. Zawsze znajdowałem sobie jakieś zajęcie, żeby się nie nudzić. Akurat tego dnia wyciągnąłem swój blok rysunkowy oraz ulubione kredki i zacząłem rysować widok za oknem. Pozbawione liści drzewa, błoto, szare chmury, ludzi chowających się przed deszczem.

Byłem tak pochłonięty rysowaniem, że nawet nie zauważyłem, kiedy ktoś się do mnie dosiadł. Spostrzegłem, że coś jest nie tak, dopiero kiedy chciałem sięgnąć po żółtą kredkę, ale jej nie było. Podniosłem wzrok znad kartki, nad którą się pochylałem, nie chcąc, by inni zobaczyli mój obrazek, i spojrzałem na siedzącego naprzeciwko mnie Sebastiana. Starszy o dwa lata chłopak uśmiechnął się do mnie złośliwie. W ręku trzymał moją żółtą kredkę.

– Oddaj – powiedziałem, wyciągając dłoń po moją własność.

– Bo co? – zapytał, machając mi kredką przed nosem. – Bez żółtego nie narysujesz swojej chińskiej rodziny? I bardzo dobrze, nie powinno was tutaj być.

– Jestem Koreańczykiem.

– Moi rodzice mówią, że jesteś z Chin.

– Twoi rodzice mówią źle.

– Śmiesz twierdzić, że jesteś od nich mądrzejszy? Wiesz w ogóle, gdzie są Chiny na mapie?

– Oddaj mi moją kredkę!

– A jak nie oddam, to co zrobisz? Popłaczesz się? Beksa-lala.

Wychyliłem się gwałtownie, próbując złapać kredkę i wyrwać ją Sebastianowi, ale chłopak zwinnie odsunął się, wyraźnie ucieszony moim zachowaniem. Opadłem z powrotem na krzesło i nim zdołałem coś powiedzieć, rozległ się cichy trzask, a żółta kredka poturlała się w dwóch kawałkach po stoliku i zatrzymała na środku mojego obrazka.

– Ups... Niechcący, przepraszam – zaśmiał się Sebastian, a w moich oczach zebrały się łzy. – Ale nie potrzebujesz żółtej kredki, bo my nie potrzebujemy tutaj ciebie i twojej chińskiej rodziny. Wyprowadź się stąd i zabierz Mirka ze sobą.

– Spadaj. Odczep się ode mnie i od Mireu.

– Co powiedziałeś?

– Żebyś spadał.

– Nie boisz się używać takich brzydkich słów? Powiem pani, jak się do mnie odezwałeś.

– A ja powiem, że złamałeś mi kredkę.

– Dwie kredki – odpowiedział i zanim zdążyłem zareagować, złapał czerwoną kredkę i również przełamał ją na pół.

Gdy sięgnął po trzecią, rzuciłem się na moje kredki i zacząłem pośpiesznie je zbierać, zasłaniając cenną własność własnym ciałem. Sebastian nie zamierzał się poddawać. Zrezygnował z łamania moich kredek, za to sięgnął po kartkę z nieskończonym jeszcze obrazkiem i zaczął ją drzeć na malutkie kawałki, które spadały na ławkę oraz podłogę. Tego było już dla mnie za wiele. Wybuchnąłem głośnym płaczem, a Sebastian czmychnął z prędkością światła, udając, że nie miał z tym nic wspólnego.

Po kilku chwilach przy moim boku pojawiła się opiekunka świetlicy. Kucnęła przy mnie i zaczęła głaskać moje plecy dłonią.

– Co się stało? Czemu płaczesz, Młody? – zapytała, próbując mnie uspokoić.

– Bo Sebastian... Sebastian połamał mi kredki i podarł obrazek – wykrztusiłem przez łzy, pokazując kobiecie żółtą i czerwoną kredkę.

– Sebastian! – pani zawołała mojego małego dręczyciela, który od razu podszedł do niej z Konradem u boku. – Czy to prawda, że połamałeś Młodemu kredki i porwałeś obrazek?

– Nie, proszę pani. Ja cały czas bawiłem się z Konradem po drugiej stronie sali. Prawda, Konrad?

– Tak, proszę pani. – Jego najlepszy przyjaciel od razu zaczął go kryć. – Ani na chwilę nie podszedł do Młodego. On po prostu nas nie lubi i chce zwalić na nas winę.

Opiekunka westchnęła.

– Dobrze, wracajcie się bawić – machnęła na nich ręką i spojrzała z powrotem na mnie. – Jeśli będziesz się tak zachowywać, nigdy nie znajdziesz kolegów, wiesz?

– Dlaczego mi pani nie wierzy? – zapytałem przez łzy.

– Dzieci?! – zawołała, prostując się. – Czy ktoś widział, żeby Sebastian podchodził do Młodego i połamał mu kredki?

Spojrzałem załzawionymi oczami na inne dzieci w sali, ale każdy jedynie kręcił głową.

– Właśnie dlatego, Młody. Twoja wychowawczyni ostrzegała mnie, że bardzo lubisz zwracać na siebie uwagę. Nie tędy droga, w ten sposób jedynie zniszczyłeś swoje kredki i bardzo ładny obrazek – pouczyła mnie. – Posprzątaj porozsypywane papierki i wracaj do zabawy. Zgłoszę ten incydent twojemu tacie.

Po tych słowach odeszła, zostawiając mnie samego, a ja, zamiast posprzątać, w złości połamałem resztę kredek. Później bardzo tego żałowałem i przepłakałem resztę dnia.

LIKE A FLOWER IN THE RAINDonde viven las historias. Descúbrelo ahora