4.1

155 23 57
                                    

CZĘŚĆ CZWARTA: DESZCZ

Całą drogę powrotną z trudem powstrzymywałem łzy. Zastanawiałem się, czy Mireu dotarł bezpiecznie do domu, i próbowałem zrozumieć, co dokładnie oznaczało jego zniknięcie. Chciałem do niego napisać, chciałem zadzwonić, jednak nie wiedziałem, co miałbym mu powiedzieć. Byłem zły na siebie, bo najwidoczniej nie powinienem był wyznawać mu miłości. Miałem przeczucie, że właśnie go straciłem. Wyobrażałem sobie, jak cały następny rok znowu mijamy się na szkolnych korytarzach, jakbyśmy się nie znali. Być może Mireu wróci do Huberta, a ja zastanę sam. Bez najlepszego przyjaciela, który obiecywał, że będzie nim na zawsze.

Zamierzałem wrócić prosto do siebie, zamknąć się w pokoju i płakać, jednak kiedy dotarłem pod dom i spojrzałem na okno pokoju Mireu, w którym paliło się światło, nie wytrzymałem. Przeszedłem na drugą stronę ulicy i zadzwoniłem do drzwi państwa Kim, nie bacząc na późną godzinę. Otworzył mi pan Mariusz, miał już na sobie piżamę, ale wpuścił mnie do środka bez słowa. Przeprosiłem za najście i od razu pobiegłem na piętro. Zapukałem do pokoju Mireu i, nie czekając na odpowiedź, pociągnąłem za klamkę, ale drzwi były zamknięte na klucz. Nie był głupi, usłyszał dzwonek do drzwi, na pewno wiedział, że to ja.

Zapukałem jeszcze raz.

– Mireu, otwórz! – krzyknąłem. – Wiem, że tam jesteś!

Zaczekałem, nasłuchując, ale z drugiej strony drzwi nie dobiegały mnie żadne dźwięki. Znowu pociągnąłem za klamkę, co było totalną głupotą.

– Mireu! – krzyknąłem, uderzając otwartą dłonią w drzwi. – Porozmawiajmy, do cholery! Nie możesz sobie tak znikać i się ode mnie odcinać! Obiecałeś, że więcej się ode mnie nie odetniesz! Obiecałeś mi! Ta obietnica nic dla ciebie nie znaczyła?!

Znowu zamilkłem i zacząłem nasłuchiwać, ale Mireu mi nie odpowiedział. W pokoju niezmiennie panowała cisza i już myślałem, że to koniec, kiedy niespodziewanie dobiegł mnie cichy dźwięk przekręcanego zamka. I znowu cisza.

Niepewnie nacisnąłem klamkę, a drzwi ustąpiły, pozwalając mi wejść do środka. Mireu stał już przy biurku z rękami skrzyżowanymi na piersi. Wziąłem głębszy oddech, wchodząc do środka i zamykając za sobą drzwi.

– Martwiłem się o ciebie, wiesz? – zapytałem z wyrzutem. Nie chciałem, żeby to tak zabrzmiało, ale najwidoczniej nie potrafiłem inaczej. – Zniknąłeś nagle bez słowa w środku...

– O co ci chodzi? – zapytał, przerywając mi. – Po co to robisz?

– Co robię?

– To! – krzyknął nagle, co zupełnie nie było do niego podobne. – I tamto! Aż tak nienawidzisz Huberta, czy aż tak bardzo nie chcesz się mną dzielić?! Bo nie rozumiem! Czemu?!

– Hubert nie ma tu nic do rzeczy – odpowiedziałem, zbity z tropu. – Zerwaliście i... Pomyślałem, że... Nie wiem, co sobie myślałem.

Płakanie przy Mireu było ostatnią rzeczą, którą chciałem robić, ale łzy zaczęły wypływać mi z oczu mimowolnie. Zupełnie nagle zalały mi całą twarz, jakbym znowu był małym dzieckiem.

Mireu przyglądał mi się w milczeniu, kiedy próbowałem się uspokoić, biorąc głębokie, drżące oddechy, jednak zupełnie mi to nie wychodziło.

– Przepraszam – wykrztusiłem z siebie. – Jesteś dla mnie najważniejszy na świecie.

– Nie baw się mną, Youngho – szepnął. – To jedyna rzecz, której nie byłbym w stanie ci wybaczyć.

– Nie bawię się tobą.

– Więc co to miało być? – powiedział trochę zbyt ostro, jednak głos na koniec mu zadrżał, zdradzając, że za złością krył się ból. – Zabierasz mnie na karaoke i po jedenastu latach dowiaduję się, że potrafisz śpiewać, do tego śpiewasz piosenkę o miłości, łapiąc mnie za rękę przy tłumie obcych ludzi, jakbyś był we mnie zakochany! A ja nie rozumiem! Dlaczego mi to robisz?! Naprawdę chcesz, żebym to powiedział?! To była jakaś jebana prowokacja?!

LIKE A FLOWER IN THE RAINOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz