1.23

105 22 16
                                    

Tego dnia czekałem na tatę z obiadem. Nie byłem wybitnym kucharzem, ale podsmażenie mielonego mięsa, dodanie do niego passaty pomidorowej i ugotowanie makaronu nie przewyższało moich umiejętności. Potarłem żółty ser i nawet wyciągnąłem kieliszek na wino, gdyby tato chciał napić się do obiadu. Pogoda za oknem nas nie rozpieszczała, zapowiadało się szare deszczowe lato, jakich wiele było w Polsce.

Kiedy usłyszałem warkot silnika samochodu, podbiegłem do okna i wyjrzałem na podjazd, na który właśnie wjeżdżał nowy służbowy samochód taty. Jak zwykle wjechał od razu do garażu, który dzisiaj otworzyłem zawczasu, aby umilić mu powrót do domu. Po prostu wszystko miało być idealnie.

– Youngho?! – zawołał mnie, gdy tylko wszedł do domu.

– Jestem w kuchni, czekam z obiadem! – odkrzyknąłem, rozkładając nam talerze, na które nałożyłem już makaron spaghetti.

Tato wszedł do kuchni i spojrzał na ugotowany przeze mnie obiad z najszczerszym zdziwieniem na twarzy. Na szczęście bardzo szybko dołączył do niego uśmiech. Podszedł do mnie i poklepał mnie ojcowsko po ramieniu.

– Jestem bardzo miło zaskoczony – wyznał. – Umyję ręce i siadajmy do jedzenia.

Skinąłem głową, zajmując moje stałe miejsce przy stole. Mój żołądek zacisnął się nerwowo, kiedy ścisnąłem w dłoni widelec i czekałem na przyjście taty. W łazience ściągnął jeszcze koszulę, zapewne, żeby jej nie wybrudzić, wiec do stołu usiadł w samym podkoszulku. Pierwszy zaczął jeść, najpierw dość nieufnie przeżuwając makaron z mięsem i sosem, ale po kilku chwilach skinął głową z aprobatą.

– Mało soli, ale jak na pierwsze w życiu spaghetti poszło ci bardzo dobrze – pochwalił mnie.

Uśmiechnąłem się do niego i zacząłem nawijać makaron na widelec, jednak nawet nie podniosłem go do ust.

– No dobrze – westchnął tato, wstając, by wyciągnąć z barku butelkę czerwonego wina. – Mów, co zbroiłeś.

– Niczego nie zbroiłem.

– Przecież widzę po twojej minie, że masz coś na sumieniu.

Odłożyłem widelec na talerz i odwróciłem się przodem do taty.

– Państwo Kim wylatują dzisiaj do Seulu – zacząłem niepewnie. – Proszę... Błagam, pozwól mi polecieć z nimi. Nie będę przeszkadzał! Będę słuchał się pani Sory we wszystkim! I nie będę niczego kupował! Po prostu chcę zobaczyć się z mamą, może jak będę w Seulu uda nam się skontaktować. Już się nawet spakowałem i mam sporo oszczędności, więc...

– Youngho... – tato mi przerwał, a to nie było dobrym znakiem. – Nie.

– Dlaczego?! – krzyknąłem roszczeniowo. – Sam kupię sobie bilet na samolot i będę miał opiekę, co ci szkodzi?!

– Absolutnie nie. Nie ma nawet, o czym gadać – powiedział ostro. – Sora jedzie tam do swoich rodziców, Mariusz do teściów, a Mireu i Mari do dziadków. Ty nie należysz do tej rodziny.

– Ale mam swoją rodzinę w Busan!

– Nie! Masz rodzinę w Warszawie i tutaj zostaniesz. Koniec rozmowy.

– Jesteś okrutny, wiesz? Jesteś najgorszym ojcem na świecie!

– Youngho, uważaj na słowa!

– Nienawidzę cię! Zniszczyłeś mi życie! Było zostawić mnie z mamą w Korei, ale ty jesteś skończonym egoistą i przywlokłeś mnie tutaj wbrew mojej woli! Nienawidzę cię za to!

Wybiegłem z kuchni prosto na schody. Przeskakiwałem po dwa stopnie, by jak najszybciej dostać się do mojego pokoju i trzasnąć drzwiami. Mimowolnie zaniosłem się płaczem, nienawidziłem płakać i obiecywałem sobie, że już nigdy nie będę płakał. Niestety tego dnia złamałem moje postanowienie.

LIKE A FLOWER IN THE RAINOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz