2.9

86 18 7
                                    

Niedzielna obiadokolacja musiała być dla taty naprawdę czymś ważnym. W sobotę dokładnie wysprzątał mieszkanie, a w niedzielę od rana gotował. Nasz specjalny gość miał przyjść o siedemnastej, ale tato był już gotowy godzinę wcześniej. Do tego wystroił się – jak powiedziałby to pan Mariusz – jak szczur na otwarcie kanału. Sam założyłem parę poprzecieranych dżinsów i czarną koszulkę z krótkim rękawkiem. Gdy rozległ się dzwonek do drzwi, tato od razu rzucił się biegiem, żeby je otworzyć, ostatni raz poprawił włosy i uśmiechnął się szeroko. Nim jeszcze zobaczyłem naszego gościa, zaskoczył mnie fakt, iż ojciec powitał go po koreańsku.

Gdy się cofnął o krok, wpuszczając do domu uśmiechniętą kobietę w czarnej, obcisłej sukience, wiedziałem już, co właśnie się działo. Skrzyżowałem ręce na piersi, przyglądając się beznamiętnym spojrzeniem nieznanej kobiecie, która obdarzyła mnie szerokim uśmiechem, gdy tylko nawiązaliśmy kontakt wzrokowy. Miała ciemnoblond włosy, zielone oczy i wyglądała, jakby była jeszcze przed czterdziestką.

– Ty musisz być Youngho! – zawołała radośnie, posługując się koreańskim tak dobrze, jakby znała go całe życie. – Dużo o tobie słyszałam.

Tato pomógł jej ściągnąć płaszcz.

– To zabawne, bo ja o pani nie słyszałem w ogóle – mruknąłem.

– Wiem, dlatego rozumiem twoje zaskoczenie moją wizytą – odpowiedziała niewzruszona.

– Wejdźmy. – Tato wskazał ręką drogę do salonu. – Porozmawiamy przy stole.

– Szczerze mówiąc, to nie mam apetytu – wyburczałem, wciąż krzyżując ręce na piersi.

– Nie musisz jeść, ale masz wziąć udział w... – Przewróciłem oczami, a to wyraźnie nie spodobało się ojcu. – Youngho, proszę cię. Masz już szesnaście lat, nie zachowuj się jak dziecko.

Miał rację. Miałem szesnaście lat i zachowywałem się jak dziecko, ale nie potrafiłem inaczej. Gdzieś podświadomie wiedziałem, że ten dzień prędzej czy później nastąpi. Już dawno temu przestałem się łudzić, że moi rodzice wrócą do siebie, więc kwestią czasu było, aż tato sobie kogoś znajdzie. Jednak gdy zaczęło się to dziać naprawdę, gdy kobieta z krwi i kości stanęła w naszym domu, bez zaproszenia wparowując do mojego życia, nie potrafiłem nie czuć złości i irytacji. Nie chciałem innej kobiety. Chciałem mieć mamę, moją mamę, a nie jakąś obcą babę. I chociaż Agnieszka, bo tak miała na imię, które poznałem później, niczym mi nie zawiniła, w tamtym momencie nienawidziłem jej najbardziej na świecie. Bardziej niż Sebastiana kiedykolwiek.

– Muszę się uczyć na jutro – skłamałem, zmierzając w stronę schodów na piętro.

– Teraz musisz się uczuć, a cały dzień się obijałeś? – wytknął ojciec. – W tej chwili tu wróć!

– Nie.

– Youngho! – wrzasnął. – Spędzisz z nami wieczór, czy to ci się podoba, czy nie!

– Zmuś mnie – rzuciłem przez ramię, wbiegając na piętro.

– Youngho! – zawołał za mną, ale nic mu to nie dało.

Jeszcze nawet nie wszedłem dobrze do pokoju, a już połowicznie ściągnąłem dżinsy. Szybko przebrałem się w dresy wygodne do biegania, zgarnąłem telefon i, po upewnieniu się, że ojciec i Agnieszka odeszli od drzwi, zakradłem się do wyjścia. Sprawnie wsunąłem buty i wybiegłem z domu, trzaskając drzwiami, żeby ojciec wiedział, że nie znajdzie mnie w moim pokoju. Ruszyłem biegiem do furtki, której nawet nie zamknąłem za sobą, i rzuciłem się w dół ulicy, ignorując napięcie w nierozgrzanych mięśniach. Jak zwykle w gniewie zacząłem od agresywnego sprintu, który był moją formą krzyku. Potrzebowałem się wyżyć i rozładować silne emocje, a nic nie działo na mnie lepiej niż bieganie.

LIKE A FLOWER IN THE RAINOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz