Rok szkolny zaczął się zdecydowanie za szybko. Zazdrościłem Mireu, że był już w liceum i bardzo chciałem do niego dołączyć. Było mi smutno, że lewo co odbudowaliśmy naszą przyjaźń, znowu zostaliśmy rozdzieleni. Na szczęście widywaliśmy się weekendami i pod pozorem wspólnej nauki, gadaliśmy całymi popołudniami lub po kryjomu graliśmy w gry.
Coraz szybciej robiło się ciemno, więc wieczorne bieganie zmieniłem na poranne. Zacząłem wstawać o szóstej, brałem bidon z wodą i wychodziłem biegać. O tej godzinie dopiero zaczynało świtać, więc szare niebo przybierało różowo-pomarańczowe odcienie. Ulice były prawie puste, tylko w nielicznych oknach paliło się światło, a psy ujadały za każdym razem, gdy przebiegałem obok ich podwórka. Kiedy wracałem, brałem prysznic, myłem włosy i w milczeniu jadłem śniadanie z ojcem. Potem on wyjeżdżał do pracy, a ja czekałem na pana Mariusza, który odwoził mnie do szkoły. Na szczęście moje gimnazjum było bardzo blisko liceum Mireu.
W samochodzie bez zmian Mari zawsze siedziała na przednim siedzeniu. Ja siadałem z tyłu z prawie śpiącym przyjacielem, który nawet nie jadał śniadania w domu. Codziennie wstawał o siódmej dwadzieścia, mył twarz i zęby, układał włosy, ubierał się i był gotowy do wyjazdu do szkoły o siódmej trzydzieści pięć.
– Jesteś kosmitą, Youngho – mruknął któregoś dnia, gdy przyznałem się, że codziennie wstaję o szóstej rano.
– Nie lubię zgadzać się z Mirkiem, ale tym razem to zrobię – odezwała się równie zaspana Mari. Ona wstawała trochę wcześniej niż brat, żeby zjeść śniadanie i zrobić sobie kreski na oczach. Moim zdaniem była za młoda na makijaż albo w moich oczach cały czas była tą małą płaczliwą dziewczynką, która ciągle chciała się z nami bawić.
***
Bycie najstarszym rocznikiem w szkole miało swoje plusy. Na szkolnych korytarzach, czuliśmy się jak bogowie. Zwłaszcza że stanowczo przewyższaliśmy wzrostem młodszych uczniów, którzy dopiero skończyli podstawówkę i jeszcze nie zdążyli wystrzelić.
– Ej, wbijmy kiedyś dziewczynom do szatni – rzucił Adam jakoś w połowie pierwszego semestru. – Chcę popatrzeć na cycki.
– Raczej cycuszki! – odpowiedział mu rozbawiony Kuba. – Żadna z dziewczyn z naszej klasy nie ma porządnych zderzaków. Ja to lubię takie duże, jak ma facetka od majcy.
Wszyscy w szatni wybuchli śmiechem.
– Ty to jednak głupek jesteś – mruknął Maciek.
– A ty, Młody? – zapytał Adam, siadając na ławce, by zawiązać buta.
– Nie kręci mnie facetka od majcy.
– Nie, debilu. Jakie cycki lubisz?
Wzruszyłem ramionami. Spojrzenia wszystkich padły na mnie, jakby niewiedza na temat preferencji do kobiecych atutów była przestępstwem. Poczułem, że zaczynam panikować.
– Jest ktoś, kto ci się podoba? – Maciek ciągnął mnie za język.
– Tak – skłamałem.
– Uuu! – zawyli wszyscy.
– Kto to?! Nic nie mówiłeś! – zawołał Adam.
– No kto?!
Próbowałem odszukać w mojej głowie jakiegokolwiek imienia dziewczyny z klasy, jednak nagle zapanowała tam pustka. Jedyna osoba, o której potrafiłem myśleć, był Mireu, ale Mireu nie miał cycków.
– Ma-Mari – zająknąłem się.
– Kto to? – zapytał Wojtek, robiąc charakterystyczną dla siebie głupią minę.
– Siostra mojego przyjaciela.
– Maryśka! Kojarzę ją! – zawołał Adam. – Jest prześliczna. Mówię wam. I ma taki zajebisty tyłek.
– A! Więc Młody jest po prostu team dupa, a nie cycki – zaśmiał się Maciek.
Nie odpowiedziałem już nic, czując się zażenowany tą rozmową i moim kłamstwem. Naprawdę nie mogłem wymienić kogoś innego tylko Mari? Przecież była dla mnie jak siostra i myślenie o niej w kategorii dziewczyny po prostu mnie obrzydzało. Dlaczego, Youngho? Dlaczego?
CZYTASZ
LIKE A FLOWER IN THE RAIN
Romance『w тraĸcιe, вoy х вoy』 Ludzie są jak kwiaty, a miłość jak deszcz. Nie sposób żyć bez deszczu, ale czasami zwykły deszcz zmienia się w ulewę. Jeśli kwiat jest słaby, nie przetrwa ulewy. Youngho przeprowadza się z Korei Południowej do Polski w wieku s...