3.2

124 18 14
                                    

Wiele razy słyszałem historie, że czyjś przyjaciel lub przyjaciółka po znalezieniu chłopaka albo dziewczyny zupełnie zapominali o reszcie świata. Po usłyszeniu takich historii zawsze miałem ochotę odpowiedzieć, że taki „przyjaciel" wcale nie jest prawdziwym przyjacielem, ponieważ ja nigdy nie odsunąłbym Mireu na drugi plan. Dla mnie zawsze i na zawsze był i będzie najważniejszy. Na szczęście zawsze udawało mi się ugryźć w język i pozostawiałem te historie bez mojego komentarza. Jak się okazało, słusznie.

Pierwszy tydzień ferii powoli dobiegał końca. Właśnie wracałem z trzeciego, ostatniego treningu siatkówki, a grupowy chat na Messengerze nie milknął nawet na chwilę, kiedy reszta drużyny umawiała się na jutro na wspólne wyjście na miasto. Jednak ja nie brałem udziału w tej rozmowie, wpatrując się w moją już dwudziestą wiadomość do Mireu w tym tygodniu, która nie została nawet wyświetlona.

Od wtorku nie odpisał mi na żadną z wiadomości, chociaż uparcie dzień w dzień do niego pisałem. Pytałem, jak się czuje, zapraszałem do siebie, wysyłałem śmieszne memy. Niestety nie doczekałem się żadnej odpowiedzi, a był już piątek. Trzy razy próbowałem go odwiedzić. Za pierwszym razem okazało się, że go nie ma w pokoju. Za drugim razem był u niego Hubert, o czym poinformowała mnie pani Sora w drzwiach, więc się pożegnałem i wróciłem do siebie. Za trzecim razem miał zamknięty pokój na klucz i nie otwierał, chociaż do niego pukałem. Nawet się nie wytłumaczył, bo przecież ignorował moje wiadomości.

Zaczął też zasuwać roletę w oknie, gdy tylko widział, że pali się światło w moim pokoju. Właśnie dlatego przestałem je zapalać. Możliwe, że byłem jakimś psychopatą, ale to był jedyny sposób, abym mógł go zobaczyć. A bardzo potrzebowałem go widzieć.

W ten sposób skończyłem, siedząc wieczorami w ciemnym pokoju, opierając głowę na biurku i wyczekując powrotu Mireu do domu. Gdy wchodził do pokoju, zawsze zerkał w stronę mojego okna. Potem, jakby nigdy nic, albo szedł na łóżko, gdzie niestety go nie widziałem, albo zaczynał rozmawiać przez telefon, krążąc po pokoju i śmiejąc się co chwilę. Patrzyłem na jego uśmiech w oddali, żałując, że nasze okna nie znajdują się bliżej i że nie mogę widzieć go lepiej. A najbardziej żałowałem, że to ja nie jestem powodem jego uśmiechu. Chciałbym, żeby to ze mną rozmawiał, żeby to ze mną spotykał się dzień w dzień przez cały mijający tydzień, żebym to ja go rozbawiał i wywoływał słodkie rumieńce na twarzy.

Gdy w końcu dotarłem pod dom w ten nieszczęsny piątek po męczącym treningu i w końcu potwierdziłem kolegom z drużyny, że pójdę z nimi jutro na pizzę, pan Mariusz i pani Sora gdzieś wyjeżdżali. Byli elegancko ubrani i nieśli ze sobą torby prezentowe.

– Dobry wieczór! – zawołałem, przyciągając ich spojrzenia.

– Cześć, Youngho! – odpowiedziała mi pani Sora, która od razu do mnie podeszła, żeby poczochrać mi włosy. – Skąd wracasz?

Podniosłem sportową torbę.

– Z treningu siatkówki. Ostatni w te ferie.

– Musimy kiedyś przyjść z Mariuszem na twój mecz.

Uśmiechnąłem się.

– Będzie mi bardzo miło. Gdzie jedziecie?

– Koleżanka z pracy Mariusza urządza dzisiaj parapetówkę – powiedziała, a następnie ściszyła głos. – Mam nadzieję, że wrócimy przed północą, ale się nie zapowiada. Nie mów Mariuszowi, ale nie lubię tej jego koleżanki.

Udałem, że zamykam usta na zamek, a pani Sora zaśmiała się ciepło.

– Może chcesz nocować u Mireu? – zapytała nagle, jakby właśnie wpadła na ten pomysł. – Mari dzisiaj nocuje u Karoliny, więc będziecie mieli dom dla siebie. Hubert pewnie niedługo wyjdzie.

LIKE A FLOWER IN THE RAINWhere stories live. Discover now