2.19

110 17 21
                                    

W Nowy Rok obudziłem się kilka minut przed piętnastą. Wśród pościeli odnalazłem prawie rozładowany telefon, a na półce nocnej czekały na mnie dwie szklanki. Jedna z nich była z wodą, po którą od razu sięgnąłem i wypiłem prawie całą duszkiem, ponieważ miałem niemiłosiernie wyschnięte gardło. Druga szklanka, o dziwo również z wodą, była przykryta żółtą karteczką samoprzylepną, na której leżała tabletka do rozpuszczenia. Podniosłem kartkę i od razu wrzuciłem musującą tabletkę do szklanki, a dopiero potem przeczytałem krótki liścik od ojca o treści „wypij to", jakbym sam nie był w stanie się domyślić.

W czasie, w którym tabletka się rozpuszczała, usiadłem na łóżku, zauważając dwie rzeczy. Po pierwsze, okropnie śmierdziałem przetrawionym alkoholem, a po drugie, wcale nie bolała mnie głowa. Może i miałem dopiero szesnaście lat, rocznikowo już siedemnaście, ale znałem z licznych opowieści i ostrzeżeń objawy kaca, a ból głowy był ponoć najgorszy z nich. Więc albo nie miałem kaca, albo nie wytrzeźwiałem. W to drugie szczerze wątpiłem, ponieważ wcale nie wypiłem tak dużo, dlatego mogłem już zacząć się cieszyć.

Mogłem, ale tego nie zrobiłem, ponieważ byłem szczerze zażenowany swoim wczorajszym... a właściwie dzisiejszym, zachowaniem. Wolałbym zapomnieć o pocałunku z Karoliną, o oceniającym spojrzeniu Mari i o oziębłości Weroniki, którą najpierw zaprosiłem na imprezę, a potem olałem i pozwoliłem się pocałować innej. Wolałbym zapomnieć, że dałem sobie skraść pierwszy pocałunek komuś, na kim mi w ogóle nie zależy. Może jednak miałem w sobie coś z romantyka.

Gdy kończyłem opróżniać szklankę z rozpuszczoną tabletką, która swoją drogą nie była najsmaczniejsza, do mojego pokoju akurat wszedł tato. Uchylił ostrożnie drzwi i zajrzał do środka, jakby chciał sprawdzić, czy nadal śpię. Ku mojemu zaskoczeniu uśmiechnął się, kiedy zobaczył, że siedzę na łóżku i krzywię się, czując na języku resztkę proszku z tabletki.

– Obudziłeś się – zauważył. – A już myślałem, że nie wstaniesz do końca wolnego.

– Co to jest? Paskudztwo – mruknąłem dziwnie zachrypniętym głosem i odłożyłem pustą szklankę.

– Elektrolity, przydadzą ci się. Idź się wykąpać i przebrać, a ja zrobię ci ramyon.

– Nie jestem głodny.

– Ale powinieneś coś zjeść.

– Chyba nie mam kaca.

– Ale nadal musisz jeść.

Podniosłem ręce do góry w geście poddania i w końcu wstałem z łóżka, czując się znacznie cięższy niż normalnie. Bolały mnie mięśnie, jakbym był po solidnym treningu. Ojciec zostawił uchylone drzwi do pokoju i zszedł na dół, a ja posłusznie wykonałem jego polecenie. Wziąłem szybką, odświeżającą kąpiel i w czystych dresach zszedłem do kuchni, gdzie już czekała na mnie koreańska zupa. Dopiero jej zapach wykręcił mi żołądek i uświadomił, że rzeczywiście od jakichś czternastu godzin nic nie jadłem i umierałem z głodu. Podziękowałem tacie, który kończył chować naczynia do zmywarki, i zacząłem zajadać się długim makaronem.

– Co z moim szlabanem? – zapytałem z pełnymi ustami. Wolałem mieć już tę kwestię jasną.

– Sam upominasz się o karę? – zaśmiał się, zerkając na mnie przez ramię. – Tym razem ci odpuszczę.

– Dlaczego? Odwożąc mnie, powiedziałeś, że jak będę pił, dostanę szlaban do końca życia. A ja mimo to piłem.

– Masz mnie za idiotę, Youngho? Puściłem szesnastolatka na imprezę bez nadzoru i miałbym wierzyć, że naprawdę nie będzie tam alkoholu? Niektórych rzeczy musisz się nauczyć na własnych błędach.

LIKE A FLOWER IN THE RAINWhere stories live. Discover now