1.20

97 25 5
                                    

Gimnazjum okazało się dla mnie rozczarowaniem. Z jakiegoś powodu myślałem, że będzie się znacznie różniło od szkoły podstawowej, ale tak naprawdę jedyną zmianą (oprócz kilku dodatkowych przedmiotów) był fakt, iż nie jestem już w gronie najwyższych dzieciaków w szkole. Był jednak jeden ogromny plus tej zmiany. W końcu nie byłem w klasie z tymi samymi osobami, które znałem już od sześciu lat i za którymi nie przepadałem. Oczywiście część nowych kolegów i koleżanek z klasy kojarzyłem z poprzedniej szkoły, ale większość twarzy była zupełnie nowa. Do tych nowych twarzy należał Adam, z którym zupełnym przypadkiem usiadłem w ławce. Po prostu odpowiadało mi siedzenie w ostatniej ławce w pierwszy rzędzie, a miejsce obok niego było wolne. Był to niski chłopak z krótko ostrzyżonymi czarnymi włosami i piwnymi oczami.

– Siemka, Adam jestem – przedstawił się i wyciągnął rękę w moim kierunku, kiedy skończyłem wypakowywać piórnik, podręcznik do języka polskiego i pusty zeszyt.

– Youngho, ale wszyscy mówią mi Młody. – Uścisnąłem jego dłoń.

– Nie było cię na rozpoczęciu roku, czy mi się wydaje?

– Byłem.

– Nie kojarzę, żeby w naszej klasie był jakiś Azjata – mruknął, pocierając podbródek.

– Wczoraj siedziałem z przodu.

– Możliwe, że to dlatego. Od tyłu ciężko odróżnić Azjatę od Polaka. Skąd pochodzisz?

– Z Korei Południowej.

– Dobrze mówisz po polsku.

– Mieszkam tutaj już siedem lat.

– To wykurwiście długo. – Nie przebierał w słowach.

– Prawda. – Skinąłem głową.

Umilkliśmy, kiedy nauczycielka nagle klasnęła w dłonie. Spojrzałem na blondwłosą młodą kobietę, która wodziła wzrokiem po całej sali. Nawiązałem z nią krótki kontakt wzrokowy i w jakimś dziwnym odruchu odwzajemniłem jej ciepły uśmiech.

– Otwórzcie zeszyty! – zawołała, kiedy uwaga wszystkich była skupiona tylko na niej. – Zrobimy lekcję wprowadzającą, poznacie zakres lektur na ten rok i...

Posłusznie sięgnąłem po zeszyt i wyjrzałem przez okno, za którym było widać drugą część budynku, gdzie znajdowała się sala gimnastyczna, a tuż obok niej stołówka. Jeszcze kilka dni temu nie mogłem się doczekać, aż zacznę gimnazjum i stanę się dojrzały, ale teraz zatęskniłem za wakacjami. Nie, nie tymi, które skończyły się raptem dwa dni temu. Tymi wakacjami, kiedy z Mireu byliśmy jeszcze małymi, beztroskimi dziećmi i ganialiśmy się po podwórku, strzelając do siebie pistoletami na wodę.

***

Minął tydzień, a po nim następny. Mimo że rok szkolny ledwo się zaczął, a na dworze wciąż panowały letnie upały, nauczyciele nie mieli dla nas wyrozumiałości. Niektórzy byli naprawdę wymagający i już zapowiadali pierwsze kartkówki oraz wystawiali pierwsze oceny (nauczyciel fizyki bił ich wszystkich o głowę). Oprócz tego nadal między mną a Mireu znajdował się mur, którego nie potrafiłem obejść. Przybiegałem do niego na każdej przerwie, a kiedy kończyłem lekcje przed nim, specjalnie czekałem na korytarzu pod jego klasą, żebyśmy mogli wrócić razem.

Rozmawiał ze mną, oczywiście, że ze mną rozmawiał. Jednak były to tylko zwykłe pogawędki bez większego znaczenia. Nie traktował mnie już jak swojego najlepszego przyjaciela. Czułem się raczej jak upierdliwy szczeniak, który ciągle za nim lata i nie daje mu spokoju, ale za każdym razem, gdy go pytałem, czy mu się naprzykrzam, kręcił głową.

LIKE A FLOWER IN THE RAINWhere stories live. Discover now