4.16

104 23 20
                                    

W tym roku siódmy kwietnia wypadał akurat w piątek. Nie czułem się dorosły, chociaż właśnie skończyłem osiemnaście lat i w świetle polskiego prawa stałem się osobą pełnoletnią.

Kiedy zszedłem na parter, w kuchni czekał na mnie tato z Agnieszką, zaśpiewali mi Sto lat, a potem wyściskali. Chociaż oficjalny osiemnastkowy prezent od taty dostałem już jakiś czas temu i tak zostałem obdarowany torebeczką prezentową, którą wcisnął mi do ręki, tuż po tym, jak wypuścił mnie ze swoich objęć.

– Nie musiałeś – powiedziałem, zaglądając do środka. W chwili, w której zobaczyłem, co znajdowało się w środku, doznałem szoku. – Jak?!

Tato, widząc moją reakcję, zaczął się głośno śmiać.

Wyciągnąłem z torebki opakowanie z najnowszym Samsungiem, nie wierząc własnym oczom.

– Przecież ten telefon ma być w sprzedaży dopiero za dwa tygodnie!

– Twój tato ma znajomości, zapamiętaj sobie. – Wyglądał na szczerze uradowanego moim zachwytem.

Najchętniej rzuciłbym mu się na szyję, ale noga w ortezie wciąż utrudniała mi swobodne przemieszczanie się, a poza tym bałbym się, że upuszczę nowiutki telefon. Jeszcze raz spojrzałem na pudełko i żałowałem, że nie miałem czasu, żeby od razu zacząć się nim bawić. Niestety telefon mógł zaczekać, szkoła niekoniecznie.

***

Pan Mariusz zatrzymał się po mojej stronie ulicy, abym miał mniejszy kawałek do przejścia. Przy samochodzie stał Mireu, miał na sobie moją jego bluzę, a kiedy tylko mnie zobaczył, ruszył żwawym krokiem w moim kierunku. Nie zważając na to, że jego tato i siostra nas widzą, złożył szybki pocałunek na moich wargach.

– Wszystkiego najlepszego – powiedział, zerkając mi w oczy, kiedy obaj oblewaliśmy się soczystymi rumieńcami.

Następnie pomógł mi dojść do samochodu, a nawet otworzył i zamknął dla mnie drzwi. Kiedy usiadł obok, od razu złapaliśmy się za ręce. Mari odwróciła się na swoim fotelu i zerknęła na mnie z uśmiechem. Na kolanach trzymała dość sporą tortownicę.

– Mama przeszła samą siebie – powiedziała zamiast przywitania. – Trochę pomagałam. Poczęstujesz mnie później w szkole, co nie?

Zerknąłem na pojemnik z moim (pierwszym z dwóch) osiemnastkowym tortem. Czekoladowo-truskawkowy z bezą – właśnie taki sobie zażyczyłem od pani Sory.

– Myślałem, że w szkole mamy udawać, że się nie znamy – zażartowałem, a Mari zmroziła mnie wzrokiem.

– Dzisiaj wyjątkowo się do ciebie przyznam. To taki prezent urodzinowy.

Zaśmiałem się, ostatecznie kiwając głową, co wyraźnie usatysfakcjonowało Mari na tyle, by z powrotem usiadła prosto na fotelu.

– Czy możemy już jechać? – zapytał pan Mariusz, więc wszyscy potwierdziliśmy. – Wszystkiego najlepszego, Youngho!

– Dziękuję!

***

W szkole to Weronika pomagała mi nosić mój tort, którym poczęstowałem kolegów i koleżanki z klasy, a potem każdego, kto zaczepił mnie na korytarzu, żeby wysępić coś słodkiego. W tym też Mari i nawet Mireu, który ukroił sobie tak cienki kawałek, że rozpadł się na trzy części, kiedy próbował przenieść go na papierowy talerzyk. Do końca zajęć nie ostało się nic.

Po szkole do domu zabrała nas Agnieszka, korzystając z tego, że miała dzisiaj wolny dzień w pracy. Kiedy dotarliśmy na miejsce, wiedziałem już, że nie był to wcale przypadek.

LIKE A FLOWER IN THE RAINWhere stories live. Discover now