Rozdział 1

97 12 3
                                    

Kolejny dzień nastał w Krainie Cudów, niczym specjalnym się nie wyróżniał. Istoty zamieszkujące tam pomagały sobie wzajemnie nie oczekując nic w zamian.

Lecz jak to bywa, nic nie trwa wiecznie. Niestety dzisiaj nastał kres Krainy Cudów.

Nagle z nieba spadła kometa w samo centrum owej Krainy. Wiele istot, które tam mieszkało przepadło. Ci co przeżyli, nie wiedzieli, co robić. Z sielankowego życia, które wiedli spokojnie, zaczęła panować anarchia.

Wrogie wojska wkroczyły na teren Krainy Cudów, nic nie mogło już tej krainy uratować przed podbiciem. Armia Cienia, Zniszczenia i Chaosu była wszędzie, niszcząc i paląc wszystko na swojej drodze, biorąc jedynie jeńców do niewolniczych prac. Wrogie wojska były coraz bliżej samego centrum krainy, zamknięto wszystkich więźniów w klatkach. Ogromna kometa, zaczął budować, powoli, wieże z kamieni znajdujących się w całej krainie. Po zbudowaniu wieży, zaczęły wyrastać z niej kolejne wieże, po kilkunastu minutach zaczął się krystalizować mur, wszyscy patrzyli na to z podziwem. Nikt czegoś takiego w życiu nie widział.

- Dosyć tego gapienia! - powiedziała postać ubrana w czarny płaszcz z fioletową podszewką oraz czarne spodnie. Oczy natomiast miał czarne, a twarz zdeterminowana. Jego czarno-fioletowe włosy delikatnie powiewały na wietrze. Cera była blada, wręcz biała, a postura mocna lecz o łagodnych kształtach.

Bez uprzedzenia, czarna postać udała się w stronę zamku, który już niemal się wybudował.

- Panie, czy mogę zabić te ryczące dzieci? - zapytał się jeden z sług, który mówił strasznie dziwnie z powodu złamanego nosa.

- Ależ oczywiście, że... nie. Są naszymi zakładnikami i posłużą nam do magii – odparł szyderczo Mag, z rechotem w głosie.

- Ale panie tylko jeden i uspokoją się – powiedział ze smutkiem, na nie wyrażoną zgodę.

- Żebym ja cię zaraz nie musiał uspokajać Titrunie! – rozdarł się Mag.

- D... dobrze – wyjąkał z przerażeniem – ale Pannie, chodź jedno maleńkie żyjątko? Nikt się przecież nie dowie - próbował dalej targować, lecz bez większego powodzenia.

- Jakbyś przestał mi mówić ciągle „Panie" to może bym się zgodził... Jednakże mówisz mi nieustannie „PANIE", a nie Shigeru, to też nie. Nie masz zgody – Powiedział z uśmiechem na twarzy.

- D–Dobrze Panie - potwierdził Titurin, po czym chwycił ogromny topór i odciął głowę małego dziecka, którego główka wystawała za klatki.

Łup! Rozległo się głośne uderzenie topora o kamień, który po chwili poleciał w stronę wieży. Wszyscy zwrócili uwagę na głowę dziecka. Mała główka bachora zaczęła się turlać po ziemi, aż do stóp Shigeru.

Mag popatrzył na bladą głowę dziecka z falowanymi blond włosami i niebieskimi oczami. Następnie spojrzał na ciało martwej dziewczynki. Było to dziecko, mające góra cztery lata. Miała na sobie ogrodniczki, na których były wyszyte kwiaty. W kilku miejscach była łatana. Dziewczynka była strasznie chuda.

- Ha! Ha! Mówiłem ci Panie! Od razu ucichli! - zarechotał Titurin śmiejąc się ze swojego okrutnego czynu.

To były jego ostatnie słowa. Shigeru obrócił się a płaszcz podniósł się pod wpływem powietrza. Sługa tylko dostrzegł wielkie czarne ostrze, lecące spod płaszcza czarnoksiężnika. Ostrze zgrabnie przeszło szyję i wróciło, jak bumerang, z powrotem pod płaszcz Shigeru.

Wielkie czarne ciało upadło z głośnym hukiem na ziemię. Nastała cisza. Nikt nie dowierzał w to co się stało. Natomiast Shigeru poszedł do nowo wybudowanej posiadłości. Czarno-fioletowa krew Titurina wsiąkła w ziemię, zamieniając w oka mgnieniu piękna błyszczącą zieloną trawę w czarną zgniłą, która odtąd błyszczała się fioletowo. Shigeru zrobił kilka kroków po schodach odwrócił się i przemówił.

- Moi mili wiecie, że ja zwykle nie posuwam się do tak drastycznych środków – powiedział patrząc z pogardą na pozostałości po Titurinie – lecz pamiętajcie istoty są, a szczególnie te, cenne. - powiedział wskazując na klatki z niewolnikami. - Nie ważcie się ich tykać bo skończycie tak samo jak ten Golem, a chyba nikt tego nie chce, prawda? Rozbijcie obozowiska – nakazał Czarnoksiężnik robiąc zgrabny ruch ręką w dół, jakby chciał kogoś uciszyć.

Chwilę Potem, ciało Golema pochłonęła ziemia, a pozostałe jednostki zaczęły stawiać namioty wokół zamku oraz świętować zwycięstwo.

***

- CISZA! - rozdarł się Wielki Mag – musimy przeanalizować co go skłoniło do tego, a nie kłócić się, czyja jest to wina!

- Racja, ale musimy działać, jeśli nic nie zrobimy to za niedługo z map zniknie Królestwo Ziemi i wszystkie do niej podległe Krainy – powiedział Naczelny Mag Wody, z spokojem lecz zdecydowaniem.

- Racja Larizie, lecz co nas to interesuje skoro nie jesteśmy podlegli żadnej krainie? - zapytał się Naczelny Mag Ognia.

- Drogi Mitizirze, nie wiem czy wiesz, ale jeśli przejmą Krainę Ziemi, wezmą się zapewne za Krainę Ognia. A jeśli ją przejmą, Magia Ognia bardzo ucierpi i będzie o wiele słabsza, a chyba tego nie chcemy. Racja? - powiedział sarkastycznie Lariz do Maga Ognia nie dowierzając, że tego nie wiedział.

- Zgadza się, lecz Krainę Powietrza nie zaatakuje tak szybko jak Krainę Ognia czy Wody - zauważył Naczelny Mag Powietrza.

- Co racja, to racja Biziże, lecz pamiętaj, że kiedyś również zaatakują i Krainę Powietrza a wtedy będziecie sami. Bez niczyjej pomocy - zauważył bystrze Wielki Mag analizując całą tę sytuację.

- Powiem tyle, Ród Ognia nie przyłączy się tak łatwo, ale na pewno prędzej niż Ród Powietrza - powiedział Naczelny Mag Ognia.

- Racja, Kraina Ziemi już zaczęła walczyć z napastnikiem, a jako że Ród Wody leży na terenach Ziemi też zapewne dołączy się do wojny - powiedział Lariz wiedząc, co będzie musiał zrobić.

- A więc zatem ustalone. Lariz, jako pomysłodawca, uda się do jednej z stolic Krainy Wody. Jeśli Ród Wody pomorze w wojnie, to pojedzie do Krainy Ziemi z informacją, że Ród Wody będzie walczył. Następnie pójdzie do Krainy Ognia z pytaniem czy się dołączą. Jeśli pomogą, lub też nie, uda się do Krainy Powietrza i ich również zapyta o to samo co w Krainie Ognia.

- A o co mam im powiedzieć? - wtrącił się Lariz.

- Jeśli się dołączą do wojny, to głowy Krain mają przybyć do Centrum Krain w celu omówienia taktyki - powiedział Wielki Mag zadowolony z swojego planu. Po czym dodał – Koniec narady wszystko ustalone. Mitizir i Bizir zostajecie ze mną, trzeba obmyślić taktykę i uzbierać zapasy. Czeka nas długa wojna.

***

- Etipie zaczekaj – rozdarł się głos zapłakanej opiekunki biegnącej za nim.

- Zostaw go Heleno! I tak nic nie umie, jest tylko wstrętnym siedemnastoletnim bachorem! - rozdarł się mąż Heleny.

- Ale my mamy obowiązek Paździochu, aby się opiekować sierotami. Dlatego stworzyliśmy przecież sierociniec - zaszlochała Helena.

- Może i tak, ale na pewno nie dla takich chłystków jak on.

- Przestań - zapłakała Helena, słysząc słowa męża.

Więcej Etip nie usłyszał. Może to i dobrze, a może i nie. Lecz postawił nie słuchać tego co powiedział jego opiekun. Biegł, biegł ciągle przed siebie. Biegł, aż nie stracił sił.

Powrót ChaosuWhere stories live. Discover now