Rozdział 40

4 3 0
                                    

Kilka tygodni później, wojska Hermenegildy oraz Lariz były na Polnych Stepach. Natomiast Armia Horacego, Inara oraz Rity była w Niezdobytym Lesie.

Armia czterech krain podzieliła się następująco: Żywioły Wody, Powietrza oraz Ognia były w armii Hermenegildy. Oczywiście prócz żywiołów byli ich przedstawiciele oraz ludzie.

Natomiast w armii Horacego byli głównie ludzie, żywioł Ziemi, Ognia oraz armia Technologii.

- Kiepsko to widzę... - powiedział jeden z wojowników, lecz po chwili dostał w szczękę od Rity.

- Żadne mi „kiepsko"! Jesteście wojownikami z krwi i kości! A nie jakimiś ofiarami Losu!

- Tak jest Pani Generał – odpowiedział z udawanym szacunkiem do Rity.

Rita skinęła i udała się do namiotu dowódcy.

- Twoje wojska są niewychowane. Gdzie w ogóle wy ich szkolicie? To jest czysta porażka wychowawcza!

Horacy spojrzał się na Inara, błagalnie, aby uratował go od wściekłości Rity. Lecz on jedynie wzruszył ramionami i wyszedł z namiotu.

„Taki jesteś?" - pomyślał, lecz wrócił na ziemię, po którymś z kolei brutalnym uderzeniu Rity w stół.

- Słuchaj no! Zatrudniłeś mnie, ponieważ jestem jedna z najlepszych wojowniczek. Co za tym idzie jednym z lepszych dowódców. Zatem odpowiedz mi na moje pytanie, gdzie szkoliliście tych ludzi?

- W całej naszym państwie. Standardy mamy wysokie oraz... - przerwał zaczynając wątpić w własne słowa.

- Szkoleni pod względem dyscyplinarnym również, rozumiem?

- Co? Nie wiem, musiał bym się zapytać...

- No właśnie, zapytać. Władcy zawsze muszą kogoś zapytać. Własnej głowy nie masz? Dobry władca, to świadomy władca. Powinieneś znać wszystkie odpowiedzi na moje pytania.

Na tym zakończyła się rozmowa Horacego i Rity. Przez następne tygodnie Rita wchodziła codziennie, po godzinie obiadowej, pytać go o nowe rzeczy i dopytywać tego czego nie powiedział.

W końcu Horace pękł.

- Po co mi to wszystko? Przecież jestem królem! Nie księgą, która powinna wszystko mieć spisane!

- Nie – odparła Rita, lekko pijana, gdyż żołnierze podmienili jej kufle.

- Czy ty jesteś pijana? Powinnaś świecić przykładem dla żołnierzy a nie upijać się! - Wkurzył się Horace, ciesząc się jednocześnie z tego, że w końcu się na niej odegra.

- Ja nie, huk, nie jestem, hyk, pijana, hyk. Jestem na diecie, hyk, o chlebie i wodzie. Możecie spytać kuchmistrza. On mi, hyk, przyzna rację, hyk. Zobaczysz. - Stwierdziła Rita, pomimo niepewnego stania.

- Właśnie widać. Jeśli aż tak jesteś uparta, to proszę! Droga wolna!

- A z wielką przyjemn, hyk, ością! - odparła sepleniąc.

Jak Horace ogłosił, tak też zrobili. Wyszli z Namiotu i ruszyli w stronę kuchmistrza. Idąc w stronę kuchni, słyszeli wiele chichotów ludzi. Śmiali się z widoku pijanej Rity. Trwało to na szczęście krótko. Po wejściu do kuchni, od razu zobaczyli kuchmistrza.

Był on pulchnej postury, ale jak to on mawiał: „Nie jestem pulchny, jestem przy sobie!" I nikt nic nie mógł na to poradzić. Zwykle ubierał się w swój ulubiony strój, czyli kucharza. Biała czapka oraz fartuch. To starczało mu do jego obowiązków.

- Witaj Bartolini! Mam do ciebie sprawę, pilną – dodał widząc, że kroi pietruszkę.

- Słucham, słucham – odpowiedział, nie odwracając się.

- Ten kretyn, twierdzi, że ja jestem, hyk, pijana – poddziadziała żmudnie i powoli Rita.

Król zignorował to i powiedział do Bartolina:

- Chodzi o to, że upiła się...

- W cel e ne! - zaprzeczyła przewracając się niemal.

- Oczywiście Rito, wierzymy ci. - Zapewnił, sarkastycznie. - Ale co ja mam z tym wspólnego? Przecież ja jej nic nie dałem.

- Jesteś pewien?

- Na moją czapkę! - Mawiał tak tylko wówczas, jak czegoś był czegoś pewien na śmierć. Było tak, gdyż jego czapka była jedyną pamiątka po jego matce. Biedulka zginęła w pożarze.

- W takim razie, nie mam powodu ci nie wierzyć. Może widziałeś czy któryś z chłopców jej czegoś nie dolał?

- Hmm szczerze mówiąc...

Nagle ktoś spadł na ziemię. Bartolini przestał kroić kolejną pietruszkę, by zerknąć co się stało. Jak się okazało był to nikt jak Rita, która postanowiła zdrzemnąć się na środku kuchni.

- Wydaje mi się, że ktoś mógł jej podmienić kufle... Ale nie jestem pewien – dokończył Bartolini i, jakby nigdy nic, wrócił do siekania pietruszki.

- Oh Rito, co my z tobą mamy... Po jednym kuflu od razu pijana.

***

Następnego dnia, Rita wstała jakby nigdy nic. Jedynie zastanawiało ją, skąd ma siniak na ręce. Nie przypominała sobie, aby ostatnio z kimś się biła.

- Wstawać nieroby! - zakrzyczała do żołnierzy, którzy rozmawiali w najlepsze przy kubku herbaty oraz kromce chleba.

Jak zwykle nikt jej nie odpowiedział.

- Aj ta arogancja i wywyszanie się... Prymitywne stworzenia – powiedziała do siebie, przechodząc i słysząc jak chrumkają z żartów.

Nagle podszedł do niej jeden z żołnierzy. Lub, jak Rita zaczęła ich nazywać, oprychy.

- Czego?

- Co to tak wczoraj na panienkę zadziałało, że panienkę z butów wywaliło? Też chcemy. Podziel się pani.

- Spieprzaj Oprychu.

Żołnierz roześmiał się głośno, niemal już płakał. W ślad za nim poszli jego przyjaciele.

- CISZA! - Warknęła Rita, po chwili wszyscy milczeli.

W końcu oprych zdobył się ponownie na odwagę.

- Może jednak?...

- Chcesz jeść jabłka palcami? - odparła Rita. Ręka zaczynała ja świerzbić.

- W takim razie, jeśli nie po dobroci... Rzucam ci wyzwanie.

Pozostali żołnierze zabuczeli, tworząc tym samym presję na Rice.

- Wasza pijackość, przyjmuje wyzwanie?

Rita zawahała się, nie bała się, że przegra lecz tego, iż może niechcący zabić tego oblecha.

- Stchórzyłaś o wielka, hyk, wojowniczko? - zaśmiał się jeden z wojowników, próbując ją paradować.

Rita spojrzała na posturę żołnierza, nie był on silnej postury, raczej przeciętnej. Jednak jego twarz, wprawiała Ritę w szał.

- Zgoda, stanę do walki. - Rita nie była do końca pewna, czy dobrze zrobiła. Nie mogła pozwolić sobie aby, jakiś pierwszy lepszy, żołnierzyk nią pomiatał.

- Haha! Wiedziałem! Chwila co? - zaszokował się Żołnierz.

- Dziś po południu na placu ćwiczebnym. - Powiedziała chłodno, lecz z uśmiechem na twarzy.

Powrót ChaosuWhere stories live. Discover now