Rozdział 16

10 5 0
                                    

Zaczęło się ściemniać. Wszyscy już byli wykończeni podróżą.

- Może się zatrzymamy? - ponowiła propozycję starsza kobieta z kokiem.

Lariz chwilę się zastanowił, wyglądało to tak, jakby nie usłyszał pytania.

- Zgoda, ale tylko na noc.

Utruid, Etip i Rita spojrzeli na niego ze zdziwieniem, lecz niczego nie powiedzieli.

Zatrzymali się nieopodal rzeki, biegnącej przez środek Pustkowia. Byli zmuszeni spać pod gołym niebem.

- Nie rozpalamy ogniska – zdziwiła się Matka, poprawiając swoje krótkie blond włosy.

- Nie, ponieważ nas znajdą i zamordują. - Lariz starał się odpowiedzieć najspokojniej jak tylko się dało. Ku jego zdziwieniu, Matka przyjęła to do wiadomości i nie dręczyła go już więcej.

Po kilkunastu minutach zapadła kompletna ciemność.

Każdy usiadł, gdzie żywnie chciał, i zaczęła panować cisza w Eterze. Nagle, Lariz przerwał ją.

- Powinniśmy podzielić się na wart.

Wszyscy byli wykończeni, jedynie przytaknęli skinem głowy.

Lariz jedynie westchnął głośno i powiedział:

- Dobrze, w takim razie proponuję zapoznać się bardziej ze sobą – zaproponował Naczelny Mag. Nagle wszyscy usiedli wokół niego. - Może, w takim razie, byśmy coś o sobie opowiedzieli. - Zasugerował, powoli wchodząc w okrąg.

- Mogę ja pierwszy – przemówił Inar. Wszyscy pozostali spojrzeli na niego z wdzięcznością, że to nie oni są pierwsi. - No dobrze... Mógłbym wam powiedzieć co się dzieje aktualnie w moich stronach.

Popatrzył się po wszystkich czekając na sprzeciw, lecz go nie usłyszał.

- Nazywam się Inar. Pochodzę z Miasta Rudin. Jest to dość duże miasto. Mniejsza. Ostatnimi czasy ludzie zaczynają się niepokoić, na przedmieściach krążą plotki o różnych dziwnych głosach a inni nawet mówią, że znikają różne rzeczy z ich domów. - Popatrzył na zebranych, a na ich twarzach zobaczył zarysy ciekawości, szczególnie u dzieci. - Niedaleko zamieszkały baron kazał mi, i mojemu oddziałowi, wyruszyć na poszukiwanie co jest źródłem tych plotek.

- W takim razie jak tu się znaleźliście? - zacierki się Lariz historią.

Mężczyzna zerknął na niego z niedowierzaniem, jakby odpowiedź na pytanie „jak tu się znaleźli" była oczywista.

- A no trop doprowadził nas aż tu...

Lariz podniósł jedną brew popatrzył się na wojownika, lecz postanowił nie zadawać dalej pytań. Nastała niezręczna cisza, którą przerwał młody mężczyzna, kontynuujący historię Inara.

- Nazywam się Horacy, Było nas więcej, lecz nas orkowie, delikatnie ujmując, wybili...

- Orkowie? - zadziwił się Lariz.

- No te stwory co wy pokonaliście. Bo to orkowie prawda?

Lariz spojrzał z niedowierzaniem. Wziął głęboki wdech i powiedział:

- Orkowie są o wiele więksi i silniejsi. Gdybyśmy ich spotkali wątpię czy byśmy przeżyli dłużej niż pięć minut... Moooże dziesięć.

- Ja bym przeżyła – wtrąciła się Rita.

- Tak wiem o tym.

- Mniejsza. Wybiły nas te stwory co do jednego, a właściwie porywały nas. Pozbywały nas zbroi i broni. Tylko szczęśliwcy mieli na sobie bieliznę, a niektórzy nawet koszulki... Zabierali tych, co wyglądali na najsilniejszych. Biczowali ich i torturowali, na wszelakie sposoby. Nie żeby uzyskać informacje, tylko dla własnej przyjemności... - wykrztusił z siebie, w końcu, Horacy. Nie mógł zapomnieć tych okrutnych widoków, którym zostały zadane jego kompanom.

- Jak tak można postępować z żywą istotą! - wściekła się Rita na informacje od Horacego.

- Jak ty byś nie była lepsza. - powiedział pod nosem Lariz, wiedząc do czego jest zdolna.

- Spokojnie Rito – zaczął ją uspokajać Utruid. - Nie ma się co frasować.

- Horacy jeśli jesteś na sile... mógłbyś kontynuować? Jestem ciekawa co było daje – Wyznała niebieska istota, notując każde słowo Horacego w notatniku.

Horacy zerknął na nią, wziął wdech i zaczął kontynuować.

- Wyruszyło nas pięćdziesięciu, a teraz dwóch stoi przed wami. Na tortury wybierali tych, którzy wyglądali na najsilniejszych. - Inar spojrzał się na Horacego, co nie uszło uwadze Lariza. - Zobaczyli dowódce, czyli Inara, i zakneblowali mu usta aby nie mógł wydać żadnego sensownego rozkazu. Zamknęli go w strasznie małej klatce i bili go oraz robili co im się żywnie podoba... Był prostu kamykiem którego czasem się kopie idąc...

- Czym go zakneblowali? - zaciekawiła się niebieska istota.

- Wolisz nie wiedzieć.

- Po prostu traktowali mnie jak śmiecia, na którym można się wyżywać i robić z nim co chce.

- Tak, więc kontynuując. Jak katowanego od śmierci dzieliła chwila, otwierali usta i wkładali mu jakieś zielone liście. Przełykał je, pod przymusem, i odzyskiwał przytomność. Smarowali ich różnymi maściami, które natychmiastowo regenerowały ich rany, tylko po to żeby przed odejściem do innego świata obedrzeć go ze skóry... - wykrztusił z siebie, powstrzymując się przed zwymiotowaniem.

Wszyscy byli zszokowani, tym co usłyszeli. Jedynie dzieci śmiały się, myśląc że to straszna historia opowiadana przed snem.

- Przepraszam... Nie powinnam prosić cię o kontynuację... Nawet nie wyobrażam sobie przez co musiałeś przejść. Wybacz.

- Nie, nie przepraszaj nie musiałem się zgadzać. – mówił to z sztucznym uśmiechem na twarzy.

- Zatem teraz ja powiem coś o sobie, jak tu trafiłam. I kim jestem. Więc jestem Alex z rasy Ceruelm. Postanowiłam dowiedzieć się czegoś o Pustkowiach. Nigdzie, ale to nigdzie nie umiałam o niej czegoś znaleźć, w żadnej Krainie. Dacie wiarę? Więc postanowiłam sama zbadać tą tajemniczą Krainę. Nie spodziewałam się, że czyha na mnie tu takie niebezpieczeństwo... Pierwsze tygodnie podróży miały fenomenalnie. Kilka dni przed uwięzieniem mnie napotkałam wioskę. Zatrzymałam się w niej i rozmawiałam z tubylcami. Byli naprawdę sympatyczni! Następnego dnia ruszyłam w dalszą podróż. Ledwo co ją opuściłam i została zaatakowana. Zerwałam się ukryć, lecz niestety znaleźli mnie i zamknęli w klatce, chcąc mnie sprzedać komuś. - wypowiedziała ze smutkiem.

- Nie zabrali i spalili twoich rzeczy osobistych? - zdziwił się Lariz nabierając do niej podejrzliwości.

- Nie, zajrzeli jedynie do środka i zobaczyli zwykły papier.

Lariza zdziwiła ta wiadomość, lecz postanowił to przemilczeć, nastała cisza. Przerwała ją kobieta w koku.

- Jestem Teodozja. Ja zasadniczo nie mam się czym chwalić. Byłam, tak jak i Richard, mieszkanką tej wioski. Zaatakowali nas znienacka. Prawda Richard?

Nagle Ryszard przestał drzemać, usłyszawszy swoje imię. Przeciągnął ramiona i przemówił:

- Łaa, a no prawda. - Poklepał się po swoim brzuchu i zaczął mówić dalej. - Ja bym uciekł gdyby nie kontuzja za młodu...

Tea spojrzała na jego brzuch, zwątpiła w jego słowa.

- To teraz ja – przerwała Matka.

- Możesz nam powiedzieć jak się nazywasz. - Zaproponował Lariz.

- Skoro aż tak chcesz wiedzieć to proszę bardzo. Nazywam się Sylwia. Ale wolę jak mówi się do mnie Matko – dodała pośpiesznie. - O! Najlepiej per. Matko.

- Tyle wystarczy – uśmiechnął się Lariz. Po czym ustalił kto kiedy ma warty.

Powrót ChaosuWhere stories live. Discover now