Rozdział 13

9 5 0
                                    

Widząc wyłaniające się powoli, za drzew, równiny. Lariz zatrzymał swojego wierzchowca aby spojrzeć na mapy.

- Ile nam jeszcze zostało do stolicy?

- Jeśli byśmy ruszyli przez Pustkowia i przeszli przez Królestwo Krasnoludów. Myślę, że na spokojnie będziemy za tydzień, jak nie i wcześniej.

Pustkowia były najbardziej dzikim terenem Królestwa Ziemi. Mieszkały tam głównie Wilki, które były wielkości koni. Gobliny, z kolei, były krwiożercze i porywały do swych obozowisk wszystko i wszystkich.

Istoty zamieszkujące tamte tereny nie miały łatwo. Ziemni Ludzie, bowiem tak byli nazywani Ludzie zamieszkujący Krainę Ziemi, toczyli wieczną wojnę z Goblinami.

- Larizie, uważasz że to jest dobry pomysł? - zapytała, nie do końca przekonana, Rita.

- Nie, ale nie mam zamiaru obchodzić całych Pustkowi i wspinać się po górach, co mogło by trwać miesiącami, jak i nie dłużej. Za tyle to może tu już być Armia zniszczenia i nas wszystkich powybijać – stwierdził Lariz, głaszcząc się po swojej, krótkiej, brodzie.

- Larizie nie uważasz, że najszybciej będzie iść prosto przez pustkowia? - zapytał się Utruid, przyglądając się mapie zza pleców Lariza.

- Jest mały haczyk, musielibyśmy jak najszybciej przebyć drogę do kopalni Taresu...

- Co to za miejsce?

- Jest to inaczej Królestwo Krasnoludów. Kontynuując, poprosimy tam o gryfa i polecimy prosto do Stolicy Królestwa Ziemi. Wszyscy rozumieją? No to fajnie.

Po zjedzeniu posiłku, oraz napojeniu koni, ruszyli w dalszą podroż. Ominęli ostatnie drzewo i przeszli na równiny, znajdujące się między Puszczą Entów a Pustkowiem.

Pustkowia były tak naprawdę wyżynami. Charakteryzowały się tym, że nie rosło na nich żadne żywe drzewo. Jedynie od czasu do czasu można było spotkać uschnięte. Trawa była gęsta, lecz smętna oraz szaro-żółta. Deszcze były tam cudem, a rzeka, tylko jedna, wiła się przez sam środek tego martwego terenu.

- Jak tu posępnie – wzdychnęła Rita, rozglądając się po niemal identycznej scenerii.

- Takie są już Pustkowia – stwierdził, ze smutkiem, Lariz.

Przejechali jedną trzecia zamierzonej drogi.

- Powinniśmy zrobić dłuższą przerwę – zadeklarował Lariz, spoglądając na zmęczone Konie.

- Stajenny mówił, że będą jechały aż do upadłego! – Zaprotestowała Rita, mając zamiar sprawdzić czy masztalerz ich nie okłamał.

- Tak Rito wiemy o tym. Tylko, że nie mam zamiaru jechać na koniu i nagle upaść na ziemię, bo koń zdechł, gdyż panna Rita chciała wiedzieć.

Wojowniczka rzuciła mordercze spojrzenie na Lariza. Zsiadła z konia i rozłożyła swój namiot.

- Larizie?

- Hm?

- Dlaczego zatrzymaliśmy się tu, a nie przed Pustkowiem?

- Ponieważ nam się śpieszy – odparł Lariz rozciągając skórę o patyki.

- No dobrze, ale co jeśli znajdą nas? Co wtedy zrobimy?

- Na jedno by wyszło. I tak nas by wtedy złapali.

- Dlaczego tak uważasz?

- Nie wiem czy wiesz, ale te Wilki mają strasznie wyczulony węch na obcych. Z kolei w noc, po całym dniu szukaniu ofiar, węch słabnie dodatkowo większość idzie spać.

Powrót ChaosuWhere stories live. Discover now