1

40.4K 1.7K 474
                                    

- To nasz synek.

- Wiem, ale wpadli w jakiś szał. - szepnęłam do Harry'ego, który z niepokojem obserwował jak wszyscy dziadkowie zachwycali się małym, dwutygodniowym Leosiem. Przyjechali do nas trzy dni temu i nie rozstawali się z małym, dlatego mieliśmy ograniczenia.

- Jaki on jest piękny!

- Taki maluszek, pimpuszek.

- A jak się uśmiecha!

- Zrób coś. - usłyszałam tuż przy swoim uchu. Opieraliśmy się o framugę w przejściu pomiędzy salonem, a szerokim korytarzem. Przejechałam koniuszkiem języka po wardze i podeszłam bliżej całej piątki.

- Dobra, kochani. Czas na pierwszy spacerek Leosia.

- Możemy z nim wyjść.

- Mamo. - zwróciłam uwagę swojej rodzicielce, która od razu zrozumiała i pokiwała głową. Wiedziałam, że byli nim zauroczeni, ale trzeba było pamiętać, iż Leoś miał rodziców, z którymi powinien spędzać jak najwięcej czasu. Na szczęście dało się z nimi dogadać. - No cześć, maluszku.

Wzięłam go ostrożnie na ręce i powoli kierowałam się razem z Harry'm na górę, by ubrać dziecko odpowiednio na wyjście na dwór. 

- Naprawdę nie mogę uwierzyć, że sam zrobiłeś to wszystko. - wciąż zachwycałam się pokoikiem chłopczyka, który przygotował Harry. Był niesamowity, w odcieniach szarego, jasny z wielkim oknem, ogromnym misiem na ścianie i  z dopasowanymi meblami oraz dekoracjami, które były raczej niebieskie.

- Patrz jak się uśmiecha. - oboje odwróciliśmy wzrok w stronę syna, który teraz leżał na meblu do przewijania malucha. Pocałowałam go w rączkę unoszącą się do góry i zaczęłam przygotowywać ubranka na wyjście. Pomimo tego, że był wrzesień to i tak wciąż było ciepło. Mały urodził się na początku miesiąca, a dokładnie dziewiątego września. Podczas wyjmowania ubranek, słyszałam jak mężczyzna rozmawiał z Leo, aczkolwiek nic nie mógł otrzymać w zamian. Nasza kruszynka, którą Styles nazywał różnie, a zazwyczaj wymyślał zdrobnienia od małych zwierzątek, miała tylko dwa tygodnie. Było za wcześnie nawet na śmiech. Nie miałam pojęcia, dlaczego nazywał go tak jak zwierzątka, jednakże się nie kłóciłam. Wcześniej mówił na mnie "wielorybek", więc musiał to lubić. 

Przebrałam Leosia w normalne śpioszki, położyłam obok jego kocyk, który miał na rogu główkę pluszowego słonika. Podobno wtedy materiał na pewno nie spadnie i łatwiej będzie go złapać w razie czego. Założyłam mu jeszcze obowiązkowo czapeczkę i dodatkową warstwę w postaci cienkiego sweterka lub bluzy. Zwał jak zwał.

- Gotowe.

- Jesteś pewna, że nie będzie mu zimno?

- Jestem pewna.

- Skąd wiesz? Nie czytałaś książki, którą ci kupiłem, prawda? - była nudna i długa, dlatego właśnie jej nawet nie dotknęłam. Poza tym, nigdy w jakiejkolwiek lekturze nie będzie dokładnie tego czego potrzebowaliśmy. Każde dziecko było inne i nie można było wszystkiego dopasować do każdej istotki.

- Jestem jego mamą.

- A ja tatą. - pocałował mnie w policzek i wyszedł. Wzięłam kocyk i wraz z naszym pysiem zeszłam na dół, gdzie jasna sprawa przyczepiła się Anne.

- Daj mi tego słodziaka. - westchnęłam w duszy, ponieważ ciągle się przy nim kręciła. Tłumaczyłam to sobie, że po prostu rozpierała ją duma i to efekt zostania babcią po raz pierwszy.

- Mamo, będziesz miała jeszcze wiele innych okazji. Idziemy na spacer.

- Och, wiem, ale on takim uroczym bobaskiem. - delikatnie ułożyła go w wózku, a ja przykryłam go szczelnie puchatym, ciepłym materiałem, żeby rączki i nóżki były stuprocentowo zakryte.

- Spakowałeś pieluchy?

- Spakowałem.

- Drugi kocyk?

- Jest.

- Jedzonko dla mnie?

- Też.

- Wilgotne chusteczki?

- Są.

- Mózg wziąłeś?

- Wz... Ej!

- Musiałam, przepraszam. - zaśmiałam się z jego miny i złączyłam nasze usta jeszcze przed wyjściem. Mój tata i Harry ściągnęli wózek ze schodów na zewnątrz. Przez parę sekund mogłam nacieszyć się prowadzeniem wózka, bo potem tata Harry mnie odsunął na bok. - Przestań mu cały czas poprawiać ten kocyk.

- Boję się, że mu zimno.

- Wszystko jest dobrze. Patrz. Uśmiecha się.

- Ile powinniśmy być na spacerze? Czytałaś ten rozdział w książce? - odwróciłam wzrok, kiedy na mnie zerknął, gdyż nie był świadomy tego, że nie przeczytałam chociaż strony.

- Szczerze? Nie dotrwałam nawet do okładki. 

✫✫✫✫✫✫✫✫✫✫✫✫✫✫✫✫

Family Guy✫h.sWhere stories live. Discover now