5

19K 1.4K 243
                                    

- Wygląda tak uroczo jak śpi.

- Może przeniesiesz go do jego pokoju?

- Nie, chcę, żeby z nami tutaj leżał. - uśmiechnęłam się w jego stronę i w spokoju obserwowałam jak przyglądał się śpiącemu Leosiowi. Znajdowaliśmy się w salonie, na kanapie, a w tle grał ściszony telewizor. Leo był ułożony na swoim kocyku, a Harry tuż obok niego. Kompletnie zapomniał o pracy i cały dzień spędził z nami, co ogromnie mnie cieszyło, ponieważ tęskniłam za jego obecnością. - A teraz zajmijmy się nami.

To jeszcze bardziej spowodowało u mnie euforię, nawet jeśli miałoby to się okazać głupią grą w chińczyka. Prawie trafiłam, gdyż postanowił, że pogramy w tysiąca. Uwielbiałam tę grę, ale nie cierpiałam tego, że zazwyczaj z nim przegrywałam. Raz oszukiwał i wtedy akurat musiał się poddać, lecz częściej wygrywał uczciwie.

- Sto dziewięćdziesiąt.

- Oszukujesz, nie masz tyle w kartach!

- Mam meldunki.

- Jedynie możesz mieć 40 i 60! Kłamczuch.

- Uwierz w moje możliwości. - jak się okazało - faktycznie ugrał te swoje sto dziewięćdziesiąt, jednakże w ogóle nie wierzyłam w to, że nie wspomagał się jakimiś kartami schowanymi w rękawie lub pod dupą. Przerwaliśmy na moment, kiedy usłyszeliśmy czyiś szczęśliwy pisk. Odwróciliśmy się do Leosia, który widocznie się obudził, wymachując przy tym nóżkami oraz rączkami. Miał już prawie miesiąc, dlatego powoli zaczynał się etap, gdy był bardziej ruchliwy. Odłożyłam karty tak, aby Harry nie mógł wiedzieć jak wyglądała ich zawartość i podeszłam na klęczkach do sofy.

- Mój mały Leoś. - posmyrałam go nosem po brzuszku, co wywołało u niego kolejny radosny pisk. W międzyczasie poczułam jak brunet obejmuje mnie od tyłu i całuje w kark. Kątem oka spojrzałam za siebie, robiąc delikatny ruch głową. Wzięłam synka na ręce i powędrowałam z powrotem na dywan. - Patrz, skarbie! Twój tata bezczelnie oszukuje!

Wiedziałam, że skrywał gdzieś dodatkowe karty. Leżały na ziemi, tam gdzie wcześniej siedział. Spryciarz jeden.

 - Nie oszukiwałem, tylko grałem inaczej niż zazwyczaj. - wystawiłam mu język, a on odwzajemnił ten gest, aczkolwiek w trochę odmienny sposób - pokazał mi środkowy palec. 

- Niewinny się nie tłumaczy.

- Sranie w banie. Jak się nie tłumaczymy jest źle, a jak się tłumaczymy to też jest źle.

-Dlatego lepiej się nie odzywać, misiu. - chyba Leo mnie poparł, bo znów wydał z siebie cienki dźwięk i złapał mnie za palec wskazujący. - Kochanie, kochasz mnie?

- Oczywiście, że kocham.

- Ale tak bardzo?

- Bardzo.

- Zrobiłbyś dla mnie wszystko?

- Tak.

- To zmień mu pieluchę. - posłałam mu szeroki uśmiech i pędem opuściłam pomieszczenie, żeby nie mógł zaprzeczyć. Nie znosiłam zmiany pieluch i jak na razie udawało mi się wkopać w to Harry'ego. Umyłam ręce w kuchni, a potem zabrałam się za obieranie ogórka, którego zamierzałam sobie zjeść. Zbliżała się siedemnasta, więc przyszedł czas na mój codzienny bieg.

- Fu, obsikał mnie!

- Twoje geny! - odkrzyknęłam, gryząc zielone warzywo. Wbiegł do pomieszczenia, trzymając brudną pieluszkę z dala od siebie w jednej dłoni, a drugą zatykał sobie nos. Szybko wyrzucił śmierdzące paskudztwo do śmieci, a potem cały worek zaniósł na dwór do śmietnika.

- Okropieństwo.

- Oj, ale patrz jak się cieszy, że tata mu zmienił pieluchę.

- Super, tylko teraz tata ma problem z łzawiącymi oczami i podrażnionym nosem. - oblizałam wargi, następnie dolną przygryzając, by się nie zaśmiać. Pocałowałam go krótko w usta i zniknęłam na górze, żeby się przebrać odpowiednio na trening.

Wróciłam dzisiaj akurat po dwudziestej i pierwsze co rzuciło mi się w oczy to salon, który został przystrojony za pomocą świeczek. Na stoliku do kawy stały dwa kieliszki i butelka wina. Znalazły się tam też moje ulubione wafle z karmelem. 

- No nareszcie! Już chciałem iść cię szukać.

- Widzę, że zaplanowałeś nam wieczór.

- Ostatnio trochę się zaniedbaliśmy...

- Dobrze, zaraz do ciebie wrócę tylko się przebiorę. - starałam się powstrzymać cisnący mi się na usta uśmiech, kiedy poczułam jego rękę na mojej pupie. Nawet tego mi brakowało.

Wzięłam szybki prysznic i prędko przebrałam się w domowe ubrania, które składały się z szarych spodni dresowych oraz białej sięgającej ledwo do pępka koszulki. Generalnie był już prawie koniec września i robiło się coraz zimniej, ale przez to, że mężczyzna grzał w domu już wcześniej z uwagi na swoje paranoiczne przekonania, iż Leosiowi było zimno to ubierałam się jakby był jeszcze sierpień.

- Wybrałem "Bodyguard". - to był kolejny mój ulubiony film, lecz tym razem grała w nim Whitney Houston. Piękny film, który opowiadał o miłości, pragnieniach, a rola każdego z aktorów była doskonale zagrana.

Odpuściłam sobie swoją dietę i wzięłam do ręki opakowanie wafli. Otworzyłam i poczęstowałam go jednym, chociaż w paczce było cztery. Reszta oczywiście dla mnie.

- Łaskoczesz mnie. - mruknęłam, oglądając początkowe sceny filmu. Był z pewnością mniej zainteresowany seansem niż ja, bo ciągle próbował mi przeszkodzić. Ze śmiechem zaczęłam go odpychać, kiedy poczułam jego kujące włosy, które rosły mu na policzkach i brodzie. - Musisz się ogolić!

- Myślałem, że z takim zarostem wyglądam bardziej męsko.

- Szczerze?

- Szczerze.

- Wyglądasz jak ten co mieszka u matki przez całe życie i wali sobie przed komputerem osiem razy dziennie. Broda nie jest dla ciebie, nawet taki krótki zarost. - nie przypominał smutnego, wręcz przeciwnie. Parsknął śmiechem, całując mnie w czubek głowy. 

- Za to ty jesteś coraz chudsza. Mogłabyś przestać katować się tą dietą.

- Przestanę, już niedługo. - usiadłam na jego udach, twarzą do niego i złączyłam nasze usta. Nasza pozycja nie trwała długo, ponieważ szybko położył mnie na plecach. Zaczęłam się śmiać, gdy robiąc mi malinki na szyi, smyrał mnie nosem oraz gilgotał włosami, które miałam nadzieję w bliskiej przyszłości trochę zetnie.

- Czy teraz wyszłabyś za mnie?

✫✫✫✫✫✫✫✫✫✫✫✫✫✫✫

Family Guy✫h.sDonde viven las historias. Descúbrelo ahora