40

14.3K 1K 109
                                    

- To nie tutaj.

- Jak nie?

- Bluzki gdzie bluzki, a koszule na wieszaki. - oznajmiłam, biorąc od niego jedną z jego dziwnych koszul. Większość była do zniesienia, więc nic nie mówiłam, jednak ta którą trzymałam była dość specyficzna.

- Jaka to różnica? - wywróciłam oczami, ale pozostawiłam to bez komentarza. Nie miałam zamiaru prasować całej masy jego ubrań i tak wystarczająco często musiałam to robić. Harry był człowiekiem, który mógł zrobić dla kogoś wszystko, jednakże na wyprasowanie jakiejkolwiek rzeczy nie było szans. Nie lubił, nie umiał, dlatego unikał tego jak ognia. - Nie znoszę tego. Możemy to przełożyć na jakiś inny dzień?

- Na jaki?

- Nie wiem, kiedy moja mama przyjdzie?

- Nie bądź złośliwy. Twoja mama nie jest od tego, aby rozpakowywać twoje gatki.

- Nie, rozpakujesz je ty.

- Harry! - krzyknęłam za nim, kiedy uciekł z garderoby.

- Zrobię obiad! - westchnęłam i rozejrzałam się po pomieszczeniu, dostrzegając ile mi jeszcze zostało.

W sumie zajęło mi to o wiele krócej niż się spodziewałam i niż gdyby Harry pomógłby mi w układaniu wszystkich rzeczy. Zdałam sobie sprawę z tego, że oprócz przedziwnych koszul, posiadał również niezłą kolekcję bluz i swetrów różnych marek.

- I gdzie jest obiad? - zapytałam, gdy weszłam najpierw do kuchni, a potem do jadalni. Nic w nich nie było, także przeszłam do salonu, w którym siedział brunet. Uśmiechnął się do mnie niewinnie, a ja pokazałam mu środkowy palec, co oczywiście odwzajemnił.

- Nie było nic w lodówce.

- Mhm.

- Możemy wyjść do sklepu i na spacer. 

- Możemy. - zgodziłam się i chwilę potem oboje przygotowywaliśmy Leosia do wyjścia. Mały załącz być coraz bardziej ruchliwy i unikał rękawów, które Harry starał się mu założyć. Zmiana pieluszki też była niezłą sztuką, aczkolwiek jakoś sobie poradziłam. 

- Nie sądzisz, że powinniśmy odwiedzić moją rodzinę? Nie jestem z nimi jakoś zżyty, ale...

- Chryste, myślałam, że się nie doczekam! Jasne, przecież to twoja rodzina.

- W końcu Leoś musi poznawać dziadków, nie? Briana poznał wystarczająco.

- Och, wiesz, że uwielbia tego brzdąca. Kocha go.

- Wiem, to widać. Lubię twojego tatę. Jest w porządku, chociaż udaje, że mnie nie cierpi.

- Tak, taki już jest. - wzruszyłam ramionami, zaglądając do naszego malucha, który z niezwykłym zainteresowaniem trząsł grzechotką. Śmiał się, gdy przestawał i ponownie zmuszał zabawkę do dźwięku. Niby tak niewiele, a sprawiało komuś radość.

Szliśmy powoli, rozmawiając na różne tematy, aż Leo wyrzucił swoją grzechotkę i zaczął na swój sposób marudzić. Zatrzymaliśmy się i staraliśmy znaleźć jakiś powód jego zachowania, jednakże nic złego nie dostrzegliśmy.

- No, ej. Skarbie, co jest? - przyglądałam się Harry'emu, który delikatnie smyrał syna po brzuszku, ale nawet to nie podziałało. Nagle Leoś zamknął oczka, otworzył buźkę i kichnął tak, że nieprzyjemna wydzielina znalazła się na twarzy Styles'a. Chociaż bardzo chciałam, nie mogłam się powstrzymać od śmiechu, który złagodziłam, zakrywając usta dłonią. - Ohyda.

- To z miłości.

- Tak? Też ci będę ją podobnie okazywał. - podałam mu paczkę chusteczek, które bardzo chętnie przyjął i kilka sekund później wycierał całą buzię. Ja natomiast okryłam dziecko jeszcze szczelniej, ponieważ najwidoczniej było mu trochę zimno.

Później już bez kłopotu doszliśmy do supermarketu, gdzie wzięliśmy wózek i weszliśmy wgłąb budynku. Najpierw spakowaliśmy owoce i warzywa, więc nie było mowy o pominięciu bananów bądź marchewek. Następnie zabraliśmy się za herbaty i różnego rodzaju zioła. Wprawdzie sama chciałam je wybrać, lecz brunet ponownie zafascynował się kuchnią, co raczej nie było dla mnie i dla mojego żołądka dobre, jednak doceniałam jego chęci. Starał się.

- Może zrobię makaron z sosem?

- Jakim sosem?

- Nie wiem. - westchnęłam i nie musiałam nic mówić, ponieważ mój wzrok wystarczał. Dałam mu pełną swobodę, bo potrafiłam znieść jego eksperymenty dla jego uśmiechu.

- Pójdę po wafle. - oznajmiłam i zostawiłam swoich chłopaków samych, co może było niezbyt odpowiedzialne, lecz wierzyłam, że zielonooki da sobie radę beze mnie przez dziesięć minut. 

Mijałam alejki z artykułami spożywczymi, aż nareszcie dotarłam do tej ze słodyczami. Uważnie obserwowałam każdą czekoladę i wafle, dopóki nie doszłam do tych odpowiednich. Niestety nigdzie nie było moich. Były podobne, ale nosiły inną nazwę, na którą na początku nie zwróciłam uwagi. Uśmiechnęłam się jak idiotka, kiedy zrozumiałam, co znajdowało się na opakowaniu. 

- Nie wierzę. - szepnęłam, biorą parę paczek i biegiem ruszyłam do Harry'ego.

- Mówiłem ci, że jak masz zamiar się na mnie rzucić, to informuj.

- Kocham cię, tak mocno cię kocham. - mruknęłam, przykładając głowę do jego ramienia. Trzymał mnie za uda, abym nie spadła, jednak i tak się asekurowałam rękoma na jego karku.

- Ja ciebie również. Co się stało, że skłoniłaś się do takich wyznań?

- To. - pokazałam mu jedno opakowanie, na którym widniało imię naszego syna, moje, a na dole wiadomość o tym, że bardzo nas kochał i dopisek, że Brian był cudownym człowiekiem. - Jak to zrobiłeś?

- Spotkałem się z właścicielem, porozmawialiśmy, zapłaciłem i masz swoją edycję limitowaną. Zawsze marudziłaś, że jest za mało karmelu, no więc teraz będziesz szczęśliwa.

- Dziękuję.

✫✫✫✫✫✫✫✫✫✫✫

Hej x

Tak jakby jesteśmy już w połowie, a nawet trochę dalej ^^

Liczę na Wasze opinie, misie x

Kocham xx


Family Guy✫h.sWhere stories live. Discover now