46

12.4K 927 188
                                    

- Kochanie...

- Odejdź. - westchnąłem, nie poddając się. Stałem tu dobre czterdzieści minut, ale nie bardzo mnie to obchodziło. Chciałem się jedynie pogodzić, położyć obok niej i moich dzieci, wziąć Leosia na ręce, zanieść do naszej sypialni i spać obok nich.

- Przepraszam, nie chciałem tego powiedzieć. Fakt, że zawsze się tak kończy, ale nie umiem nad tym zapanować. Krzywdzenie ciebie nie jest niczym dobrym, nie jest niczym satysfakcjonującym. Nienawidzę tego, nienawidzę siebie, jednak największy błąd już popełniłem i nigdy nie zamierzam go ponowić. Kocham cię, kocham Leosia i kocham te maluchy, które za niecałe dziewięć miesięcy mi urodzisz. Te słowa nie miały żadnego znaczenia. Nie mógłbym znowu zniszczyć naszej rodziny. Tak bardzo was kocham. - oparłem czoło o drzwi od sypialni, z której mnie wyrzuciła i wcale jej się nie dziwiłem. Zerknąłem do Leosia i na szczęście spał spokojnie. Wyglądał wtedy jak mała, pulchna kuleczka, a po przebudzeniu zawsze uśmiechał szczerbatą buźkę i machał rękoma na wszystkie strony. Odkąd nauczył się raczkować, starał się wstawać i codziennie, jak przychodziłem do niego z rana, to stał przy ramie swojego łóżka i trzymając kraty, zamierzał mi przekazać, że chciał wyjść. Kochałem go tak bardzo i jeszcze rok temu nie rozumiałem tego zachwytu swoimi dziećmi. Tego, że ojcowie zauważali każdy, nawet najmniejszy ruch swojego dziecka. Teraz doskonale to pojmowałem i sam tak  się zachowywałem. Pamiętałem, kiedy pierwszy raz się uśmiechnął, kiedy ścisnął mój palec i kiedy rzucił zabawką, która wylądowała tuż obok jego nogi. Niby pierdoły, aczkolwiek coś co zapamiętałem i wspominałem jako jedno z najpiękniejszych wspomnień.

Nagle mój telefon zaczął dzwonić, więc wyrwał mnie z myśli, które krążyły wokół Leosia. Wyjąłem go z kieszeni i odebrałem.

- Ty spierdolino ludzka.

- Cześć, Brian.

- Och, nie mów do mnie "Brian", spierdolino.

- Czyżbyś wiedział już o naszej kłótni? - zapytałem, podnosząc głos, aby Emma usłyszała. Skarżypyta.

- Nie. - zmarszczyłem czoło, nie rozumiejąc w takim razie jego przywitania. - Po prostu zadzwoniłem do ciebie. - wywróciłem oczami, domyślając się, że wzruszył ramionami. Milutki jak zawsze.

- Więc w czym mogę ci pomóc?

- No, bo Rose poszła do swoich przyjaciółek. Dla mnie to stare plotkary, ale rozumiesz. Nie powiem jej tego, ponieważ się obrazi. No nieważne, a moi kumple gdzieś wyjechali i nie wierzę, że to robię. Czy chciałbyś obejrzeć ze mną mecz? - ostatnie zdanie wypowiedział tak szybko, że niczego nie mogłem ogarnąć. Jakieś pojedyncze słowa wychwyciłem, lecz reszta pozostała dla mnie zagadką.

- Mógłbyś powtórzyć?

- Nie każ mi tego robić.

- Nie, serio. Nie zrozumiałem.

- Czy chciałbyś obejrzeć ze mną mecz? - tym razem powiedział to tak cicho, iż nie usłyszałem. Mruczał pod nosem, także westchnąłem zirytowany.

- Co?

- Czy chciałbyś obejrzeć ze mną mecz, spierdolino?!

- No proszę, proszę.

- Dobra, sam sobie zobaczę...

- Nie, nie, nie. Chętnie wpadnę. A będzie coś do picia i jedzenia, czy mam przynieść swoje?

- Będzie.

- Och, jakiś ty gościnny.

- Uważaj sobie, spierdolino. Emma i Leoś też mogą przyjść.

- Chciałeś powiedzieć, że Emma, Leah, Frankie i Leoś mogą przyjść.

- Nie przypominaj mi, dzieciorobie. Nie chcę widzieć ani jednej pieluchy na mojej posesji.

- No to masz problem, gdyż za parędziesiąt lat będziesz stary i będziesz nosił pieluchy.

- Przyjdź tu, spierdolino, a nie dożyjesz noszenia pieluch.

- Kocham cię, Brian, pysiu.

- Za jakie grzechy? - rozłączyłem się ze śmiechem i zacząłem pukać w drzwi brunetki. Otworzyła mi z małym uśmiechem, dlatego domyśliłem się, iż podsłuchiwała.

- Dogadujecie się.

- Teoretycznie.

- Też powinnam cię przeprosić. Trochę przesadziłam. Nie wracajmy do Cannes, nigdy więcej.

- Zgadzam się. Chodź, wielorybku. - rozłożyłem ramiona, dając jej znak, aby się do mnie przytuliła. Zrobiła to bez wahania, a ja pilnowałem, żebym nie objął jej za mocno. Mimo, iż zapewniała mnie, że wszystko było w porządku, to musiałem być ostrożny. Kiedy Emma była w ciąży moja opiekuńczość, troska i ostrożność wzrosła. Mamy miały instynkt macierzyński, natomiast ja i reszta ojców miała instynkt tacierzyński. Nie istniało takie coś, jednakże tak mogłem to nazwać. Musiałem dbać o ich bezpieczeństwo, musiałem dbać, by im niczego nie brakowało, by byli szczęśliwi. 

- Błagam, nie. - jęknęła, wtulając twarz w moje ramię.

- Wielorybek wraca!

✫✫✫✫✫✫✫✫✫

Hej x

I wraca wielorybek, ale niedługo będzie ulubiony tekst tego ff! ^^

Jaki to tekst? ^^

Dacie radę dojść do stówki? Najlepsze komentarze dostaną dedyk? ^^

Kocham xx

Family Guy✫h.sOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz