20

14.9K 1K 157
                                    

- Kochanie, jedziemy na tydzień. Nie przeprowadzamy się. - wywróciłam oczami, sprawdzając czy na pewno najpotrzebniejsze rzeczy były spakowane. Oczywiście, że brunet twierdził, iż było tego za dużo, ale mieliśmy teraz synka, który potrzebował pieluch, ubranek, zabawek i innych pierdół. Zamknęłam walizkę, będąc zadowoloną z jej zawartości. Brunet westchnął widocznie uradowany i wziął bagaż z małymi kłopotami. Ja natomiast zajęłam się zapinaniem Leosia w foteliku. Wiercił się jak to ostatnio miał w zwyczaju i śmiał, gdy delikatnie łaskotałam go po brzuszku.

- I co, maluchu? Zaraz będziemy jechać. - mruknęłam do niego, ale rzecz jasna nie rozumiał ani słówka. Zamknęłam drzwi od strony jego fotelika i zajęłam miejsce na przednim siedzeniu. Przygotowałam dwie mapy oraz GPS, którego Harry kategorycznie mi zabronił brać. Chciał udowodnić, że sam potrafił nas zawieść. Cóż, środków ostrożności nigdy dość.

- Czy moja rodzinka jest gotowa na wakacje?

- Tak, bardzo gotowi. - odpowiedziałam, mając na myśli mapy ukryte w schowku. Styles posłał mi uśmiech, a następnie odpalił silnik.

- Nie mogę się doczekać jak będę mógł cię wziąć przy basenie. Cholera, myślisz, że po północy nas ktoś przyłapie? Marzy mi się też na plaży, ale ten piasek.

- Seks w miejscu publicznym jest zakazany. Już dostałeś opieprz w sklepie.

- Cóż, dla mojej przyszłej żony, która uwielbia w miejscach publicznych, mogę zrobić wszystko.

- Tak się chwalisz tym, że mnie zadowalasz w miejscach publicznych, a jeszcze nigdy nie doszłam w żadnym sklepie. Słabiutko, Harry. - wyszczerzyłam się, gdy zobaczyłam jego kamienny wyraz twarzy.

 Przez pierwsze minuty było naprawdę w porządku, lecz potem zatrzymaliśmy się na stacji benzynowej. Według mężczyzny po to, aby kupić coś do picia, aczkolwiek wiedziałam, że nie miał pojęcia jak jechać dalej. Zwłaszcza, że większość napisów na stacji nie była w języku francuskim.

 - Przecież mamy butelkę mrożonej herbaty w samochodzie.

- Nie lubię herbaty.

- Od kiedy? - parsknęłam, spoglądając na niego i podrzucając lekko Leo do góry. Posłał mi karcące spojrzenie, a później chwycił za zwykłą wodę. - Może kupisz mapę?

- Nie ma mowy. Dam sobie radę. - zrobiłam niewielkiego zeza i wyszłam z budynku. Usiadłam z maluszkiem na moich kolanach i wyjęłam ważny przedmiot dla naszej podróży.

- Widzisz, skarbie? Tatuś jest takim kretynem, że nie chce się przyznać do błędu. Jesteśmy... w Genewie. Kuźwa, takiej dupy z geografii nie znałam. Przecież to Szwajcaria. - uderzył piąstką w kartkę papieru i energicznie pokiwał główką.

- No już jestem. Mówiłem, żebyś nie brała pomocy.

- Tak? Zdajesz sobie sprawę gdzie jesteśmy? - oblizał wargę koniuszkiem języka i zwrócił wzrok na mój palec znajdujący się na papierze.

- W Genewie? Przecież jechałem na północ.

- A gdzie jest Cannes?

- Na... południu.

- A wiesz co jest najlepsze? Że Genewa jest na północnym wschodzie!

- Tatuś zagwarantował wam wycieczkę. - uśmiechnął się do syna, który pokręcił główką i machnął w jego kierunku jakby chciał go uderzyć. - Nie znacie się na świetnych podróżach.

- Może ja poprowadzę?

- Po moim trupie.

- Harry, szybciej dojedziemy jak będę za kierownicą. Nie kłóć się.

- Mój syn ma się uczyć, że mężczyzna zawsze będzie umiał zadbać o swoją rodzinę, dlatego nawet nie dotkniesz kierownicy.

- Mam nadzieję, że większość genów jest moich, bo jeśli inaczej, to nigdzie nigdy nie wyjedzie, a ty już możesz szukać dla niego korków z geografii.

- Złośliwa...

- Przynajmniej odróżniam południe od północy, kretynie. 

✫✫✫✫✫✫✫✫✫✫✫✫

Hej ♥

już niedługo mała drama, oops.

Kocham xx

Family Guy✫h.sOù les histoires vivent. Découvrez maintenant