4

18.9K 1.4K 242
                                    

- Wybieram się na spacer z Leosiem. Idziesz z nami? - weszłam do gabinetu, w którym przesiadywał Harry. Od paru dni mało ze sobą rozmawialiśmy z uwagi na kłótnię, która miała miejsce całkiem niedawno. Odpuściliśmy, przeprosiliśmy, ale i tak dało się wyczuć napięcie. Postanowiłam przełamać naszą niepewność oraz dyskomfort w całej tej sytuacji i miło spędzić czas w parku. 

- Widzisz te papiery? Nie mogę.

- Harry, spójrz na mnie. - oderwał wzrok od kartek walających się po biurku i uniósł swoje spojrzenie właśnie na mnie. - Nie jest między nami najlepiej, oboje to wiemy. Nie chcę, żeby to się tak skończyło. Zwłaszcza, że mamy malutkiego synka.

Westchnął i przez moment widocznie bił się z myślami, jednak nareszcie wstał z fotela. Podszedł do mnie, od razu przyciągając do siebie. Odetchnęłam, czując wreszcie jego ciało, jego ramiona oplatające ciasno moją talię, jego zapach oraz ogólną bliskość, której naprawdę mi brakowało. 

- Przepraszam. - pokręciłam z uśmiechem głową, nosem schowanym w jego zagłębieniu szyi. Podniósł mnie tak, że musiałam objąć go nogami w pasie i złączył nasze usta. - Bardzo was kocham. Przepraszam, że ostatnio nie było dobrze, ale kiedy byłaś w ciąży zaniedbałem kancelarię i teraz, gdy wróciłem z urlopu, wszystkie dokumenty spadły na moją głowę.

- W porządku, rozumiem, ale masz rodzinę. Jej też nie możesz zaniedbywać.

- Racja. - miałam nadzieję, że ta krótka rozmowa coś wniosła i zmieni atmosferę, która zaistniała jakiś czas temu. - Kochanie?

- Hm?

- Idź dalej, idź. - zmarszczyłam czoło, jednak szłam przed siebie, korytarzem na schody do Leosia. Odwróciłam się do niego i pierwsze co mogłam zauważyć to jego wielki uśmiech.

- Mogę wiedzieć o co chodzi?

- Widzę, że ta dietka i ćwiczenia coś dają. Cudowny tyłeczek, skarbie. W sam raz na dokuczanie ci w miejscach publicznych. - wywróciłam oczami, jednakże to był najbardziej szczery komplement, który mi powiedział. Nie na odczepkę, nie znudzony, a zwyczajnie prawdziwy. Pocałował mnie jeszcze przed pokojem synka i wszedł do środka, natychmiast biorąc małego na ręce. Przebrał go w ubranka, które sam kiedyś kupił jak byliśmy razem w galerii. Jeżeli on przygotowywał nasze dziecko do spaceru to ja postanowiłam zabrać się za pakowanie wózka. Z Leo byłam już z parę razy na spacerze, dlatego mogliśmy z nim już wychodzić na dłużej. Spakowałam pieluchy, dodatkowy kocyk, pokrojone i obrane marchewki dla mnie, krem i wilgotne chusteczki. Będąc gotową, zawołałam Harry'ego, który szybko zszedł z Leosiem na rękach. Wyglądali razem cholernie uroczo, gdyż posiadali podobne dresy. Różniły się wyłącznie kolorem, bo zielonooki wybrał czarny, natomiast Leoś był ubrany w odcień szarego, a dodatkowo miał na głowie obowiązkową czapkę.

- Musisz znieść wózek. - niby były to jedynie cztery schodki, aczkolwiek wózek swoje ważył. Jedyne czego brunet nie cierpiał to właśnie tego kroku. Poprawiłam bluzę chłopczyka, który znalazł się w moich ramionach i obserwowałam jak patrzy na mnie swoimi błękitnymi oczkami. Jasne, że Harry panikował dlaczego jego dziecko miało niebieskie oczy, skoro ja byłam brązowooką, a jego tęczówki charakteryzowały się pięknym zielonym. Na szczęście pani Durand wyjaśniła nam wszystko, że kolor oczu ujawni się po około roku, a może i później.

- Zróbmy sobie podjazd.

- Jak Leoś dorośnie to po co ci podjazd?

- Dla drugiego dziecka. - a po moim świętym. Chyba, że sam je urodzisz. - pomyślałam. Nie planowałam zachodzić w ciążę w bliskiej przyszłości, nie miałam pojęcia czy w ogóle jeszcze tego chciałam. Zamierzałam również wziąć smoczek, lecz gdy chwyciłam go w ręce od razu został mi wyrwany.

- W książce było napisane, że stosowanie smoczka może prowadzić do: częstszego o czterdzieści procent występowania zapalenia ucha środkowego, zaburzenia ssania utrudniającego karmienie piersią, wady zgryzu, próchnicy, infekcji, opóźnienia rozwoju mowy i deficytu w rozwoju emocjonalnym dziecka. - i właśnie dlatego jej nie przeczytałam. Chociaż dobrze, że on czuwał i wiedział takie rzeczy. Odłożyłam sylikonowy przedmiot z powrotem na stoliczek i wyszłam z domu. Ułożyłam Leo delikatnie w wózku i cmoknęłam jego dłoń zaciśniętą w piąstkę, którą powoli podniósł do góry. Schowałam ją pod kocykiem i dałam Harry'emu prowadzić, ponieważ nie miałam szans, by z nim w tej kwestii wygrać. Uwielbiał to robić, jednakże wciąż miał syndrom kocyka. Ciągle poprawiał, tłumacząc, że bał się, iż mogłoby być mu zimno. 

Zatrzymaliśmy się w pobliskim, niewielkim parku, w którym roiło się od dzieci w różnym wieku. Niedaleko znajdowało się także stoisko z balonami i właśnie tam zaprowadził nas 24-latek.

- Kupmy mu takiego! - wskazał na duży balonik w kształcie pandy. Moje przypuszczenia były inne-to on marzył o tym balonie, a wymówka "dla syna" była według niego świetną przykrywką.

- Jemu czy tobie? - zrobił dzióbek i niemal w sekundę zapłacił za dmuchaną pandę. Przywiązał ją do rączki od wózka i znów wróciliśmy do szukania wolnej ławki, gdzie mogliśmy usiąść. 

- Marchewkę? - cóż, te warzywo zawsze będzie się mu ciekawie kojarzyć, dlatego spojrzał na mnie z ogromnym uśmiechem, ruszając swoimi brwiami do góry oraz na dół. Wepchnęłam mu pomarańczową przekąskę do buzi, by nie rzucił jakiegoś zaskakującego komentarza. Położyłam swoje nogi na jego udach, natomiast on złapał je w kolanach jedną ręką.

- Wiesz, że wcale nie musisz stosować tej diety?

- Nie robię tego tylko dla ciebie. Chodzi mi zwłaszcza o siebie. Żebym czuła się ze sobą dobrze, ty egoisto. Poza tym, gapiłeś się na tę laskę w kinie.

- Bo miała wielką plamę na dupie! - najpierw nie zrozumiałam o co miał na myśli, jednak jego spojrzenie mówiło wszystko. - Miała do cholery jasne spodnie i czerwoną plamę! Jak miałem się nie gapić? Przeciekła i to na oczach wielu ludzi.

- O Boże, czemu mi nie powiedziałeś?! - zaśmiałam się, próbując nie opluć nikogo i niczego, bo wciąż spożywałam marchewkę.

- Sądziłem, że to zauważysz. W końcu jesteś kobietą.

- Raczej patrzyłam na jej wielkie cycki.

- Czekaj. Ja patrzyłem na jej gigantyczny przeciek, a ty na cycki? - powinno być na odwrót, fakt. Ulżyło mi, kiedy poznałam prawdziwy powód jego zachowania wtedy w kinie. Przybliżyłam się jedynie po to, by mocno go przytulić i przycisnąć swoje usta do jego policzka.

- Już wolę, abyś patrzył na jej wpadkę niż na cycki.

- Ale ty zwróciłaś uwagę na piersi. Dlaczego? Moje ci nie odpowiadają?

- Niestety muszę ci oznajmić, że jesteś płaski jak deska.

✫✫✫✫✫✫✫✫✫✫✫✫


Family Guy✫h.sWhere stories live. Discover now