8

15.4K 1.3K 444
                                    

- Kochanie, powiedz mi co się dzieje. Twój głos, brzmisz źle, a Harry nie odbiera.

- Nic, mamo. Jest dobrze.

- Kochanie, znam cię dwadzieścia trzy lata i jestem pewna, że coś się dzieje. Powiedz o co chodzi, bo przyjadę.

- Wszystko jest w porządku. Nie ma potrzeby wydawać pieniądze na lot. - faktycznie, że mój głos był fatalny, jednak nie chciałam, by tu przyleciała. Pożegnałam się z nią krótkim "pa" i rozłączyłam połączenie.

Cóż, przynajmniej nie musiałam się już martwić o moją figurę, gdyż schudłam więcej niż cztery kilogramy z samego płaczu i małej ilości pokarmu. Nie potrafiłam zmusić się do jedzenia, a musiałam o siebie dbać dla Leosia, aczkolwiek nie mogłam. Wciąż nie miałam możliwości dodzwonić się do bruneta, a minął już tydzień. Nie widział swojego syna przez siedem dni i nie wysłał choćby głupiego SMS-a z pytaniem czy u niego było okej.

- Pójdziemy na spacerek i do pani Durand, co skarbie? - wzięłam go na ręce i wsadziłam do wózka, który musiałam przecież znieść po schodach. - I jak ja mam do cholery to zrobić?

Nie powinnam nim zjechać po schodach, ponieważ w środku był Leo, a wózek mógłby się zepsuć, jednak nie miałam innego wyjścia. Na całe szczęście nic się nie stało, dlatego zamknęłam dom i ruszyłam w kierunku miejsca, gdzie pracowała moja pani ginekolog.

- Emma? W czym mogłabym ci pomóc? - gdy byłam już wewnątrz budynku, zostałam poinformowana, że musiałam poczekać, ponieważ doktor Durand miała pacjentkę. Wyszła z gabinetu i spojrzała na mnie z zdziwieniem. W końcu nie byłam umówiona.

- Czy ma pani chwilkę? B-bo...

- Wprawdzie mam przerwę, ale oczywiście. Proszę. - weszłam z Leo na rękach, zostawiając wózek przy recepcji.

- Więc o co chodzi, kochana? Strasznie schudłaś, a karmiąc powinnaś o siebie dbać.

- Wiem, a-ale...

- Coś się stało? - kiwnęłam głową, poprawiając dziecko tak, by spokojnie i wygodnie siedziało na moim udzie. Pociągnęłam nosem, żeby powstrzymać się przed uronieniem łez.

- J-ja i Harry, my...

- Rozstaliście się?

- T-tak i nie mam kompletnie pojęcia jak sobie poradzić. Na jedzenie nie mogę patrzeć, a wiem, że muszę, na spacery wychodzę bardzo rzadko, bo samej jest mi trudno znosić wózek, nie daję rady.

- Spokojnie, uspokój się. Dzwoniłaś do niego?

- Oczywiście, że tak. Nie odebrał ani razu.

- Podaj mi jego numer. Może ode mnie odbierze. - posłusznie podałam jej cyferki, które odpowiadały za jego numer i z nadzieją czekałam na to, aż podniesie słuchawkę. - Harry Styles? Doktor Durnad - lekarz Emmy. Proszę się nie rozłączać tylko mnie wysłuchać. Rozumiem, że macie problemy, ale pomyślał pan o dziecku? Nie "placku" a "dziecku". Cholera, nie, pan... rozłączył się. Przykro mi, Emmo, lecz podejrzewam, że jest w stanie nietrzeźwym.

- Domyśliłam się. I co ja mam zrobić?

- Skontaktuj się z bliskimi. Oni ci pomogą, jednak zawsze będziesz mogła na mnie liczyć. - podziękowałam jej za wszystko i wyszłam z Leosiem z pomieszczenia, a następnie z całego budynku. Później zatrzymałam się w parku, gdzie usiadłam na ławce i obserwowałam otoczenie, mając wciąż oko na małego. 

- Hej, mamo.

- Skarbie! Czy powiesz wreszcie co się dzieje?

- Harry mnie zostawił. - te słowa trudno przechodziły mi przez gardło, a zwłaszcza źle mi było jak musiałam je wypowiedzieć. Nie chciałam płakać w miejscu publicznym. Och, przecież ja uwielbiałam w miejscach publicznych.

- Spokojnie, kochanie. Przyjedziemy do ciebie jak najszybciej. Brian! Ta pudlowa gnida zostawiła naszą córkę!

- Co? Kurwa, niech ja go tylko spotkam. Będzie swojego kutasa szukał wśród szczątków swojego mózgu, który i tak nigdy nie był używany. Emi, nic się nie martw. Pomożemy ci. Zajmij się Leosiem, a my do ciebie przyjedziemy. - na początku nie byłam do tego przekonana, jednakże teraz poczułam ulgę i nie mogłam się doczekać jak będę w stanie wypłakać się mamie w ramię. Tego chyba potrzebowałam najbardziej.

- Dziękuję. - pogadałam z nimi jeszcze przez chwilę i postanowiłam wrócić już do domu, gdzie nakarmiłam Leosia, a potem położyłam go spać, choć nie odbyło się od krótkiego płaczu.

Siadając na kanapie, wybrałam numer Styles'a. Nie miałam pojęcia czy byłam już tak zdesperowana, czy chodziło o syna, czy się martwiłam, czy po prostu byłam ciekawa jego reakcji. 

- C-co?

- Harry?! Boże, dlaczego się tak zachowujesz?! Czemu nie odwiedzasz...

- N-nie krzycz tak, Lindy.

- Lindy? Przecież to ja - Emma. - moje serce pomału się łamało, bo docierał do mnie powód, czemu nazwał mnie Lindy. Nawet jeśli się z kimś przespał to nie mogłam nic na to poradzić. Nie byliśmy już razem.

- Emma? E-Emma? Nie kojarzę.

- Jestem matką twojego dziecka. - szepnęłam, lecz na tyle, żeby usłyszał.

- Och, to ile ja w-wypiłem?! K-kurwa, dzieciaka zrobiłem. P-przykro mi, ale nie kojarzę żadnej E-Emmy. - chyba lepiej byłoby gdybym do niego nie dzwoniła. Od razu się rozłączyłam, wybuchając głośnym płaczem. Nie kojarzył żadnej Emmy, a może zwyczajnie nie chciał.

✫✫✫✫✫✫✫✫✫✫✫



Family Guy✫h.sWhere stories live. Discover now