31

13.7K 1K 104
                                    

- Skręć w lewo. W lewo! To było prawo, dupo. - wywróciłem oczami i cofnąłem auto do tyłu, aby tym razem skręcić w odpowiednią drogę. Byliśmy już prawie na miejscu, aczkolwiek wybraliśmy dość okrężną drogę. Dlatego musiałem upierać się z jakimiś wiejskimi uliczkami. - Ty, co ty miałeś z geografii?

- Czwórkę.

- Albo ściągałeś albo bzykałeś nauczycielkę.

- Wtedy postawiłaby mi szóstkę. - mruknąłem, spoglądając na niego na sekundę. Minęło już siedem godzin od ostatniego widzenia się z Emmą oraz Leosiem i gdyby nie fakt, że musiałem wszystko odkręcić, to bym zawrócił, aby ich zobaczyć. 

- Chyba pałkę. Harry, wiesz, że musisz przestać myśleć o jakichkolwiek kobietach...

- Wiem. Nie kocham nikogo innego tak bardzo jak Emmę i Leosia.

- Radziłbym ci iść do seksuologa. Sam u takiego byłem. Nie sądzę, żebyś był uzależniony od seksu, jednak musisz zdać sobie sprawę z tego, że Emma jest tą...

- Tego nie musi mi nikt uświadamiać. Potrzebowałem niezłego kopa, aby wszystko zrozumieć. Nie spojrzę na żadną kobietę, nawet jeśli się przede mną rozbierze. Cholera, byłem taki głupi!

- Jakbym patrzył na siebie sprzed dwudziestu lat. Też nie chciałem iść. Mój ojciec mnie tam wysłał i szczerze? To było gówno. Powiedział mi wszystko co wiedziałem. Nic nowego. Jeśli zmienisz się sam z siebie, to będzie większy efekt.

- To po co mi radziłeś tam iść?

- Chciałem zobaczyć twoją reakcję. - wzruszył ramionami i wydał z siebie okrzyk radości, kiedy zauważyliśmy tabliczkę z nazwą miasta, w którym mieszkałem. - Od czego chcesz zacząć?

- Od uzgodnienia wszystkiego z moimi pracownikami. - musiałem tak to odegrać, żeby nikomu nie zrobić krzywdy i aby każdy był zadowolony. Nie zamierzałem wprowadzać szkód, gdyż sam chciałem naprawić swoje błędy. Ludzie nie byli niczemu winni. 

Niedługo potem zaparkowaliśmy przed domem i podałem klucze Brianowi, by otworzył drzwi, a sam wziąłem jego bagaż. Po poinformowaniu go, że mógł się rozgościć, zacząłem rozmyślać nad wszystkim czym musiałem się zająć. Trzeba było najpierw zająć się moją kancelarią. Bez tego nie mogłem wykonać dalszego ruchu.

Nie zamierzałem robić tego samego co Brian, bo wtedy nie byłaby to moja praca. Twierdziłem, że jeśli miałem jej udowodnić swoją szczerość i miłość, to musiałem pokazać jej, że mogłem rzucić wszystko, aby być tylko przy nich. 

Następnego dnia obudziłem się jako pierwszy i musiałem przejść się do sklepu, ponieważ w lodówce wyboru dużego nie było. Kupiłem wszystkie składniki potrzebne na normalne kanapki i wróciłem do domu, w którym zastałem pobudzonego już Briana.

- Pojechać z tobą?

- Jasne, będzie mi łatwiej z kimś obok siebie. - resztę posiłku spędziliśmy w ciszy i chociaż mogła się wydawać niezręczna, to właściwie taka nie była. Później przyszykowaliśmy się do wyjścia, a następnie zawiozłem nas do mojej kancelarii. - Czy wszyscy są obecni?

- Tak, panie Styles.

- W takim razie za pięć minut w sali konferencyjnej. - zwróciłem się do Dennisa, który był moim asystentem. Wykonywał swoje zadania bezbłędnie i nie wyobrażałem sobie pozbawić go stanowiska.

- Harry, nie denerwuj się. - spojrzałem na ojca Emmy i odebrałem od niego kubek ze zwykłą wodą, którą dostał z automatu.

- Witam, wszystkich. Zebrałem was tutaj, ponieważ chciałbym być z wami szczery i przedstawić wam moje przemyślenia oraz propozycje. Z uwagi na moje kłopoty w życiu prywatnym postanowiłem być jak najbliżej rodziny i kompletnie się jej poświęcić. Jesteście zbyt dobrymi pracownikami, żeby was po prostu wrzucić. To nie jest wasza wina, więc mam dwie propozycje. Zamknąłbym kancelarię w Lyonie, aczkolwiek znów moja działalność przeniosłaby się do Londynu. Wiąże się to z zaproponowaniem wam przeniesienia się do stolicy Anglii. Jeżeli większość byłaby na tak, to wcielę ten plan w życie. Jeżeli nie... Dennis będziesz kierował moją kancelarią we Francji, a ja założę nową w Londynie. 

- Szefie, ale...

- Macie dwa wyjścia i dwa dni na zastanowienie się. W każdym z nich wracam do Anglii. Muszę naprawić pewne rzeczy i nie da się zrobić tego na odległość. - podziękowałem im za poświęcenie mi tych parunastu minut i opuściłem pomieszczenie w towarzystwie Briana. 

- Poczekaj. - zatrzymałem się, obserwując jak mężczyzna wyjmował telefon z kieszeni i odebrał połączenie. - Rose? Nie rozumiem. Jak to? Rose, tu chodzi o ich szczęście. Musisz to jakoś zatrzymać. Nie mam pojęcia jak. Wymyśl coś. Hej.

- Coś się stało?

- Nie, nie, wracajmy.

- Kłamiesz.

- Ty, gnojku, jak mówię, że jest w porządku, to jest.

✫✫✫✫✫✫✫✫✫✫

Hej x

jakieś przypuszczenia po co Rose dzwoniła? ^^

Może jakiś quiz lub coś podobnego? :)

Kocham xx


Family Guy✫h.sWhere stories live. Discover now