7

15.5K 1.3K 201
                                    

Nie kontaktowałam się z Harry'm od dobrych czterech dni. Nie odwiedził Leosia tak jak obiecywał. Przestałam wierzyć, że w ogóle przyjdzie, a były to wyłącznie, a może i aż cztery dni. Wysłałam mu wiadomości, lecz nie odpisał. Jeżeli chciał skończyć to co było pomiędzy nami to chociaż musiał mieć na uwadze to, że posiadał syna, który powinien być dla niego najważniejszy i powinien go stawiać mimo wszystko.

Dzisiaj miałam zaplanowany kurs języka, na który wciąż czasem uczęszczałam, jednak z uwagi na brak opieki nad Leosiem nie mogłam. Zostałam więc w domu i bawiłam się z maluchem na podłodze w salonie. Rósł jak na drożdżach i z każdym dniem ruszał się coraz bardziej. W zabawie przerwał nam dzwonek i miałam nadzieję, że był to Styles i trafiłam, lecz nie był to Harry, a Anne.

- Witaj, Ann.

- Cześć, kochanie! Dzwoniłam do Harry'ego, ale nie odbiera. Jak tam u was?

- Dobrze. Leoś tak szybko rośnie.

- Och, już maluszek ma miesiąc, a niedawno co się urodził. Jest gdzieś obok ciebie Harry? - przymknęłam powieki, próbując uspokoić swoje myśli, swój głos, swój umysł.

- Nie ma, jest w pracy. - gdybym wyjawiła jej prawdę to zapewne przyjechałaby tutaj pierwszym samolotem, a nie chciałam jej wizyty. Potrzebowałam tylko synka, bo na Harry'ego już nie miałam co liczyć.

- W niedzielę?

- Anne, to nie jest najlepsza chwila.

- Coś się dzieje? Przyjechać?

- Nie! Wszystko jest w porządku. Muszę zająć się synem.

- Rozumiem, kochana. Do usłyszenia.

- Pa, Anne. - nie zamierzałam jej sprawiać przykrości, lecz naprawdę nie miałam ochoty na zwierzanie się komukolwiek. 

Rozpłakałam się, kiedy szklanka spadła, rozbijając się na wiele elementów, a chłopczyk leżący obok zaczął płakać. Uspokajałam go z myślą, że nie dam sobie sama rady. Potrzebowałam kogoś. Miałam bruneta, jednakże spieprzyłam i już mogłam sobie wybić z głowy jego szybki powrót.

Z drugiej strony zaczęłam się martwić. Nikt nie miał możliwości skontaktowania się z Harry'm, a ja należałam do tych co zamartwiali się nawet jak niby nie było o co. Może po prostu tak jak ja pragnął odpoczynku. 

Zjadłam marchewkę i wróciłam do dużego pokoju, żeby pomóc Leosiowi zasnąć. Ostatnio częściej płakał, dokładnie jak ja. Sądziłam, że wyczuwał brak taty obok siebie. Nie potrafiłam nic z tym zrobić. Kiedy upewniłam się, iż mały spał, wróciła do kuchni, aby nalać sobie wina do kieliszka.

- Nie, nie mogę. Za dużo ostatnio piję. Karmię dziecko, nie można. - warknęłam do siebie, odsuwając pełne naczynie. Nie mogłam pozwolić, by alkohol przejął nade mną kontrolę. To prowadziło do alkoholizmu, a miałam syna, musiałam być dla niego przykładem, myśleć zwłaszcza o nim. Pragnęłam teraz się wyrwać z tego domu, ale nie było choćby o tym mowy. Nie zostawiłabym Leosia samego. - Jesteś taka do dupy, Emmo!

Nigdy się tak nie czułam. Zerwanie z Jasonem było czymś zupełnie innym, ponieważ nie miałam z nim dziecka. Jak każdy rodzic-marzyłam o tym, aby Leosiowi niczego nie brakowało, a strata jednego z rodzica to coś okropnego.

Wylałam wino do zlewu, gdyż za każdym razem jak spojrzałam na kieliszek to coraz bardziej chciałam zamoczyć chociaż wargi. Musiałam się czymś zająć. Postanowiłam zrobić pranie. Wsadzając brudne rzeczy, znów usłyszałam głośny płacz. Pobiegłam do pokoju Leo i przyjrzałam mu się, żeby wiedzieć, o co mu chodziło. Pieluszkę miał czystą, najedzony był, bo niedawno go karmiłam, więc nie umiałam zrozumieć. Wzięłam go na ręce i uspokajałam, aczkolwiek nic to nie dawało.

- Dlaczego płaczesz? Proszę, cichutko. No już. - z niewiedzy po mojej twarzy również spłynęły łzy. Chwyciłam jedną ręką za telefon i wybrałam numer Harry'ego, modląc się, aby odebrał. Nie podniósł słuchawki. Rzuciłam urządzenie gdzieś niedaleko i nadal uciszałam malucha. - Kochanie, proszę. Mama nie daje sobie rady. Jestem taka beznadziejna, przepraszam.

✫✫✫✫✫✫✫✫✫✫✫✫✫✫✫


Family Guy✫h.sWhere stories live. Discover now