~Other - Rozdział 1.

27.2K 1K 62
                                    

Rozdział 1.

W pokoju panuje kompletna cisza, przerywana jedynie szybkim biciem mojego serca. Z niecierpliwością oczekuję tej "dobrej nowiny", którą za chwilę mają obwieścić mi rodzice. Mama bierze głęboki oddech, a ja zamieram, czekając na najgorsze.

-Jedziesz do Liama!- Krzyczy uradowana, a moje oczy momentalnie zmieniają się w spodki. Jak to… Do Liama? Do naszego? Dlaczego?

-Niby czemu?- Krztuszę się i siadam, nie mogąc uwierzyć w to, co przed chwilą usłyszałam. Z paniką w oczach chwytam się podłokietnika, wbijając w miękki materiał swoje paznokcie.

-Nie rozumiem twojego zachowania. Przecież zawsze chciałaś odwiedzić Londyn. Teraz twoje marzenie się spełnia.

Rodzice może nie wiedzą, jednak ja byłam stuprocentowo przekonana, że nie chcę jechać do Liama. Kiedyś byliśmy ze sobą bardzo zżyci, traktował mnie jak młodszą siostrę. Ale gdy dorósł zaczęły się pierwsze problemy z prawem, więzienie i narkotyki. W dodatku wstąpił do jakiegoś gangu. Brał udział w nielegalnych walkach. To wszystko mnie przeraża.

-Skarbie, to twoja jedyna szansa. Zapłacimy za wszystko.

I moje wcześniejsze postanowienie szlag trafił. Mój mózg zalewa gigantyczna fala mojego jedynego, nigdy nie spełnionego marzenia. Chcę tam pojechać. Chcę tam mieszkać. Ale niekoniecznie z Liamem…

-Mamo, ja…- Sama nie wiem co powiedzieć.

-Nie widzę przeciwwskazań. Ukończyłaś szkołę z bardzo dobrymi ocenami, zawsze byłaś uczynnym dzieckiem. Teraz z ojcem chcemy ci to wynagrodzić.

-D…dobrze.- Czy ja naprawdę to powiedziałam?

-Czyli się zgadzasz?- Mama uśmiecha się szeroko.

-Tak…- Nie mogę uwierzyć, że to z siebie wydusiłam. Panika zżera mnie od środka, jednak potrafię coś z siebie wykrztusić.

-W takim razie idź się pakuj! Autobus masz jutro o 11.- Rodzicielka przytula mnie do siebie i odchodzi do kuchni.

Wpatruję się przez moment w miejsce, w którym zniknęła, po czym zrywam się na równe nogi i pędzę do pokoju, omal nie zabijając się na ostatnim stopniu. Zamykam drzwi od pokoju na klucz i zaczynam przeszukiwać listę kontaktów w telefonie. Kiedy odnajduję numer, którego nie używałam już dwa lata, przełykam głośno ślinę i wciskam zieloną słuchawkę. Po trzech sygnałach słyszę wielbiony przeze mnie głos młodego mężczyzny.

-Słucham?

-T…to ja, Zoey…

-Zoey?- Chyba nie dowierza, że to naprawdę ja.- Czekaj, to ty? To naprawdę ty? Ludzie, uspokójcie się, próbuję rozmawiać!- Wrzeszczy na kogoś, a ja czuję ból w uchu. Po chwili słyszę trzask drzwi, a chaos w jego otoczeniu ustępuje przyjemnej ciszy. Nie wiem czy się odezwać, czy lepiej czekać aż sam coś powie.

-Jezu, Zoey! Tak dawno nie rozmawialiśmy! Tak bardzo tęskniłem!

-Liam, mama powiedziała mi, że…

-Tak, wiem. To ja jej to zaproponowałem. Stwierdziłem, że skoro zawsze o tym marzyłaś, to czemu by nie.

-Jest taki problem, że…

-Wiem, nie przejmuj się mną. Moje życie w żaden sposób nie będzie ingerowało w twoje. Będę tylko dla ciebie, dobrze? Tylko przyjedź. Brakuje mi ciebie.

Żołądek ściska mi się w malutką kulkę, a w buzi brakuje mi śliny na przełknięcie i zwilżenie trochę zaschniętego na popiół gardła.

-Też tęskniłam.- Szepczę tylko, czując rosnącą gulę w gardle. Kocham go, jest dla mnie jak prawdziwy starszy brat. Zawsze mogłam na niego liczyć, zanim wyjechał.- Mam autobus jutro o 11.

-Przyjadę po ciebie!- Mówi natychmiast, a ja się śmieję. Zawsze był strasznie nadopiekuńczy względem mnie. Rozmawiamy jeszcze chwilę, po czym rozłączam się i wybieram na iPhonie ulubioną playlistę. Podłączam słuchawki i zaczynam się pakować, nie mogąc doczekać się spotkania z moim Liamem.

Po tej rozmowie uspokoiłam się. Chłopak aż tak bardzo się nie zmienił, jeśli chodzi o moje pierwsze telefoniczne wrażenie. Boję się trochę tego, co mogę zastać, kiedy go zobaczę.

Wieczór mija mi spokojnie i zanim się obejrzałam, muszę wyłączyć budzik, aby nie spóźnić się na autobus. Tak, budzik. Kocham długo spać.

Z Wolverhampton do Londynu jest kawał drogi, więc do torby podręcznej pakuję ulubioną lekturę. Droga strasznie mi się dłuży, w dodatku siedzenia są strasznie niewygodne. Kolejnym minusem jest rozpieszczony, pięcioletni chłopczyk, siedzący tuż za mną. Bez przerwy krzyczy, płacze i skacze po siedzeniu, jednocześnie kopiąc moje oparcie. Kilka razy zwracam mu uwagę, co zasadniczo nie pomaga. Nawet rodzice nie są w stanie go uciszyć.

-Co tam masz?- Pyta w pewnym momencie, przyglądając się lekturze.

-Książkę.- Odpowiadam i wracam do fantastycznego świata.

-A o czym?- Pada kolejne pytanie, a ja czuję, że krew mnie zalewa. Nienawidzę małych, paskudnych, śliniących się dzieci.

-I tak tego nie zrozumiesz.- Wzdycham.

-A skąd wiesz?

-Bo to za mądra książka jak na twój mały móżdżek.

-Wcale nie! Ja mam duży mózg!

-Jakoś tego nie widać.- Naprawdę zaczyna działać mi na nerwy. Jak w wieku pięciu lat można tyle gadać? O losie…

Kłócę się z nim do momentu, w którym nie wysiadamy na jednej stacji, czyli jakieś czterdzieści minut. Dochodzi szesnasta, kiedy odbieram od kierowcy swój bagaż i kieruję się w stronę drzwi wyjściowych, gdzie ma czekać Liam. Zakładam na głowę kaptur i opieram się o betonową ścianę. Rozglądam się dokoła, jednak nigdzie go nie widzę. Wzdycham cicho i już mam wracać do środka, kiedy zatrzymuje mnie znajomy głos:

-Zoey, poczekaj!- Krzyczy chłopak, więc się odwracam. 

Other ✔ || h.s.Where stories live. Discover now