~Other - Rozdział 17.

15.6K 620 42
                                    

Rozdział 17.

-To rak piersi.- Krztusi się, a ja czuję, że blednę. Przed oczami tańczą mi czarne mroczki, kiedy osuwam się na podłogę. Liam w ostatnim momencie łapie mnie i siada na krześle, stojącym za łóżkiem. Usadawia mnie na swoich kolanach i próbuje ocucić.

-Zoey, nie żartuj sobie. Nie możesz zemdleć. Ogarnij się.- Jest zdenerwowany, czuję to. Zwykle nie zwraca się do mnie w ten sposób. Jego język jest spokojny i wyszukany, niemal wyrafinowany. Teraz nie potrafi złożyć jednego sensownego zdania, czemu zupełnie się nie dziwię. To w końcu też jego ciotka, matka chrzestna.

Odzyskuję przytomność i patrzę na ojca. Jest blady, to fakt, jednak nie widzę czerwonych oczu ani worków pod nimi. Jest ubrany niemal elegancko. Wygląda jak na co dzień, nie wliczając chorobliwego koloru jego skóry.

-Wykryto go za późno. Przez przypadek.- Mówi cicho, nie patrząc na mnie. Wpatruje się w twarz mamy. Podążam za jego wzrokiem i bezwiednie się rozpłakuję. Krztuszę się własną śliną. Liam delikatnie poklepuje moje plecy, abym odzyskała prawidłowy oddech. Przychodzi mi to z nie lada wysiłkiem, ale w końcu mi się udaje. Moje oczy są pełne łez, a część z nich spływa wartkimi strumieniami po policzkach.

-Dlaczego nie powiedzieliście mi wcześniej?- Szepczę i wstaję. Nie mogę wytrzymać napięcia, które panuje między nami, dlatego chodzę tam i z powrotem, jedną dłoń trzymając przy twarzy.

-Został wykryty jakiś tydzień temu. Jest w takim stadium rozwoju, że nie da się zrobić kompletnie nic. To ją pożera od środka.

-Dlaczego nie powiedzieliście mi wcześniej?!- Pytam ponownie, znacznie donośniej. Nie chcę znać szczegółów tego cholerstwa, chcę wiedzieć dlaczego nie zostałam poinformowana ten pieprzony tydzień temu.

-To była wola mamy.- Mówi cicho. Wątpię, aby przeraziło go moje spojrzenie czy krzyk. Bardziej martwi się o kobietę leżącą nieruchomo, której skóra jest bielsza niż moja. Zagryzam wargi, aby nie zacząć przeklinać na ich oboje. To nie byłoby na miejscu.

-Jaka cholerna wola mamy? O czym ty mówisz?!- Niemal krzyczę. Liam już chce coś powiedzieć, jednak uciszam go jednym gestem ręki.

-Żartujesz sobie ze mnie?! Obydwoje żartujecie?! To jakaś wasza kolejna głupia gra?!

-To nie jest żadna gra!- Głos ojca staje się surowy i sprawia, że mój zapał stygnie.-Twoja matka umiera!- Dodaje tym samym tonem, a ja niespodziewanie zanoszę się spazmatycznym płaczem. Nie mogę w to uwierzyć. Miesiąc temu była taka pogodna, pełna życia, a teraz? Walczy z rakiem, a właściwie jest już na przegranej pozycji. Przed oczami stają mi wszystkie wspomnienia z nią związane. To, jak za każdym razem potrafiła mnie pocieszyć. Jak kłóciła się z ojcem tylko dlatego, że podniósł na mnie głos. Zawsze była po mojej stronie. Była moją ostoją, aniołem stróżem. Teraz mój anioł umiera.

Spędzam noc w szpitalu, podobnie jak Liam. Tata mówi, że musi wrócić do domu po ubrania na zmianę, więc zostajemy sami. Siedzę na krześle, które wcześniej zajmował ojciec i trzymam mamę za chudą, zimną dłoń. Ściskam ją co jakiś czas dając do zrozumienia, że jestem obok niej. Nie wiem czy to czuje lub słyszy co do niej mówię. A mówię bardzo dużo. Najpierw oskarżam ją o to, że nic mi nie powiedziała, że to ukryła. Potem przypominam jej, że obiecała być na moim ślubie. Dobrze pamiętam ten dzień.

*Siedzę na kanapie, a łzy spływają po moim policzkach. Czekam, aż mama wróci z pracy, niecierpliwię się przy tym. Tata wyjechał na jakąś konferencję kilka godzin temu, kiedy byłam jeszcze w szkole. Kiedy wszystko było idealne. Do jednej z przerw, kiedy mój chłopak, cóż, były chłopak, powiedział że między nami wszystko skończone. Twierdził, że nie czuje już tego co kiedyś, gdy zaczęliśmy się spotykać. Rozpłakuję się jeszcze bardziej i płaczę, dopóki mama nie zjawia się w progu. Spogląda na mnie, a torby z zakupami opadają z hukiem na kafelkową posadzkę. Usadawia się obok mnie i przyciąga troskliwie do siebie, abym mogła wypłakać się na jej koszulkę. Po kilku minutach pyta, co się stało.

Other ✔ || h.s.Where stories live. Discover now