~Other - Rozdział 48.

9K 502 17
                                    

Rozdział 48.

-Co jeszcze chcesz jej zrobić, Wills?- Niski głos niemal siłą wbija się w mój uśpiony mózg, powodując natychmiastowe otrzeźwienie. Staram się miarowo oddychać i nie poruszać powiekami, aby nie zdradzić swojego stanu. Boli każdy mięsień, każdy skrawek ciała. Jestem posiniaczona, zakrwawiona i dodatkowo Jacob najprawdopodobniej złamał mi rękę. Nie mogę zdać sobie sprawy z tego, co się dzieje. Jeszcze dwa dni temu wszystko było takie piękne.

-Nie wiem. Nie mam na nią planu.

-W takim razie musisz coś szybko wymyślić.

-Dlaczego?- Szybki oddech Jacoba przyśpiesza bicie mojego serca. Jest to automatyczna reakcja.

-Styles dzwonił już dwadzieścia razy w ciągu ostatnich piętnastu minut. Jak tak dalej pójdzie, zacznie coś podejrzewać i wróci wcześniej.

-Nie może wrócić wcześniej, dobrze o tym wiesz. Misja jest najważniejsza.

-Może była kiedyś. Widziałeś ich razem?

-Skończ to pierdolenie.- Syczy Jacob. Wcześniej starał się panować nad swoimi emocjami. Sądzę, że rozmawia z kimś, kto stoi na wyższym stopniu w hierarchii, dlatego nie może odezwać się tak, jak ostatnim razem do swojego wspólnika.

Część mojego zaśmieconego umysłu zastanawia się ile już tu przebywam. Jak długo jestem nieprzytomna, lub ile trwa moje cierpienie, gdy brunet bez skrupułów zadaje mi kolejne ciosy.

-Licz się ze słowami.- Moje przypuszczenia się sprawdzają, kiedy głęboki głos drugiego mężczyzny przerywa irytującą ciszę.

Wydaje mi się, że Jacob mruczy coś cicho, zanim jego ciężki but spotyka się z tyłem mojej głowy. Natychmiast otwieram oczy i krzyczę z bólu, kiedy chwyta kłąb moich włosów i gwałtownie unosi moje ciało ku górze. Zataczam się, niemal znów upadając na twardą, betonową posadzkę. Brunet popycha mnie gwałtownie w stronę towarzysza. Okazuje się nim być niski, krępy i siwy starszy pan, którego niebieskie oczy są bardziej przerażające niż Jacoba. Przełykam cicho ślinę i koślawo staję przed nim, kiedy osoba za mną przestaje wywierać mocny nacisk na moją sylwetkę. Moje włosy są poplątane, a część z nich spada na moją siną i spuchniętą twarz, zakrywając czoło i policzki. Moja warga jest rozcięta w kilku miejscach, a na obojczykach pozostaje kilka śladów po przypadkowo znalezionym przez Willsa scyzoryku. Kiedy przymykam powieki, znajduję na nich obraz twarzy Jacoba, gdy zadawał mi liczne rany. Był spokojny, uśmiechnięty i opanowany. W jego oczach można było dostrzec jedynie czystą chęć zemsty i mordu. Gdybym wiedziała, że jednym tańcem mogę o sto osiemdziesiąt stopni obrócić swoją przyszłość, nie zawahałabym się nawet chwili.

-Nieźle sobie poradziłeś.- Gruby mężczyzna chwali niedoszłego zabójcę, a kiedy kieruję na niego pełen bólu wzrok, kiwa potakująco głową na potwierdzenie swoich słów.

-Zabierzcie ją.- Jednym ruchem dłoni sprawia, że od razu zostaję wyciągnięta z pomieszczenia, w którym się znajdują. Ktoś rzuca mną o zszarzały i popękany materac. W paru miejscach ostre sprężyny przebiły cienki materiał, tym samym wbijając się w moją skórę. Teraz nie słyszę nic. Jestem zamknięta w małym, ciasnym pomieszczeniu bez światła. Nie mam siły, aby błagać o cokolwiek. Chcę zasnąć, ale nie mogę. Nie potrafię zmusić swojego ciała do chwilowego odpoczynku. Ból każdej partii sylwetki doprowadza mój przeciążony umysł na skraj przepaści, od której wydaje mi się, że nie ma odwrotu. Poruszam delikatnie ręką, natychmiast czując promieniujące nieprzyjemne uczucie. Wzdycham płaczliwie, przypominając sobie jeszcze raz te wszystkie rzeczy, które powiedział mi Jacob. Jak Jason mógł zrobić mi coś takiego? Wydawał się być miłym chłopakiem, trochę natrętnym, jednak przyzwoitym. Z każdą chwilą zaczynam kojarzyć więcej faktów. Czyżby to dlatego tak naciskał, gdy proponował mi spotkanie? Już wtedy miał się wypełnić plan Jacoba?

Other ✔ || h.s.Where stories live. Discover now