~Other - Rozdział 6.

20.9K 804 110
                                    

Rozdział 6.

Zoey's POV

Przeciągam się w symfonii strzelających kości, gdy ktoś puka do mojego pokoju.

-Otwarte.- Mówię zachrypniętym głosem, wspierając głowę na otwartej dłoni, jeszcze nie do końca rozbudzona. Zza drzwi wyłania się Liam, a po chwili jego twarz rozświetla wielbiony przeze mnie łobuzerski uśmiech.

-Zrobiłem ci śniadanie. Zgadnij co.- Porusza śmiesznie brwiami, gdy patrzę z uśmiechem spod przymkniętych powiek, jak robi z siebie błazna.

-Tosty?- Pada z moich ust, zanim zdążam się dobrze zastanowić.

-Twoje ulubione.- Kiwa głową.- Do tego kisiel cytrynowy i świeżo upieczone babeczki czekoladowe z wiśnią.

-Jesteś wspaniały.- Chwalę go, spuszczając stopy na gładkie, jasne panele. Po chwili stykają się z puszystym dywanem, gdy kieruję się w stronę łazienki. Mój wzrok napotyka gigantyczną pamiątkę po wczorajszym wieczorze, na wspomnienie którego bezwiednie się uśmiecham.

-Czekam w kuchni, skarbie.- Woła za mną, gdy znikam za drewnianą powłoką. Szczotkuję zęby i obmywam twarz zimną wodą, która skutecznie mnie orzeźwia. Wiążę długie, ciemne włosy w wysokiego, luźnego kucyka i wracam do sypialni, w poszukiwaniu czegoś, co mogłabym na siebie narzucić. Przypadkowo zerkam na zegarek i kalendarz, wiszący tuż pod nim. Wskazuje on niedzielę. Wzdycham głęboko, kiedy przypominam sobie naszą tradycję. Liam zawsze w niedzielę robił mi takie śniadanie, potem oglądaliśmy wybrane przez nas filmy, aby o osiemnastej wybrać się wspólnie do kościoła. Zastanawiam się przez chwilę, czy wciąż to pamięta, czy to śniadanie jest jedynie sposobem na sprawienie mi radości. Gdy wciągam na siebie dresy (http://www.faslook.pl/collection/13-41/ -bez butów) stwierdzam, że go o to zapytam. Moje bose stopy z cichym echem odbijają się od śliskiej nawierzchni, kiedy idę w stronę przyjemnego zapachu. Liam rozstawia wszystko na wyspie kuchennej i właśnie kończy posypywać kisiel kolorowymi cukierkami, kiedy na mnie spogląda. Obdarza mnie kolejnym szerokim uśmiechem, który odwzajemniam, siadając na wysokim krześle. Muszę podskoczyć, przez co Liam śmieje się krótko z moich drobnych nóg. Mruczę w odpowiedzi, aby się zamknął i zabieram się za jedzenie. Po chwili on również do mnie dołącza. Jemy w ciszy, dopóki nie przypominam sobie pytania, które chciałam mu zadać.

-Liam…- Zaczynam chcąc, aby na mnie spojrzał. Odrywa wzrok od czytanego artykułu w porannej gazecie, a jego wzrok spotyka mój.

-Czy to śniadanie…- Nie wiem jak ubrać w słowa to, co chcę mu przekazać. Mam nadzieję, że zorientuje się o co mi chodzi, zanim spalę się na czerwono.

-Chodzi mi o to, że… Kiedy jeszcze mieszkaliśmy w Wolverhampton, to…-Błysk w jego oczach utwierdza mnie, że rozumie, więc zaciskam usta, nie pozwalając kolejnym wyrazom uciec poza barierę warg.

-Myślałem, że zapomniałaś.- Wyznaje cicho.

-Nie mogłabym tego zapomnieć, głupku.- Śmieję się sztucznie, czując jego zmieszanie.

-Tak, tym się kierowałem.

-Sądziłam raczej, że to ty zapomniałeś.

-Nie zapomniałem niczego z naszego wcześniejszego życia.

-Cieszę się, bo ja też.

Uśmiechamy się do siebie. Po skończonym śniadaniu myjemy naczynia i kierujemy się na kanapę.

-Co dzisiaj oglądamy?

***

Other ✔ || h.s.Where stories live. Discover now