~Other - Rozdział 47.

9.4K 485 25
                                    

Rozdział 47.

Otwieram oczy, czując pulsujący ból w skroniach. Ściągam brwi jednocześnie zdając sobie sprawę, że nawet ta czynność wywołuje nieprzyjemne uczucie. Unoszę głowę, która uprzednio bezwładnie zwisała. Coś, na czym siedzę jest twarde i niewygodne, a na nadgarstkach czuję zaciskający się materiał z każdym moim niezgrabnym ruchem. Biorę głęboki wdech, zanim sprawdzam co jest powodem uścisku na rękach. Okazują się nimi być grube, ciemne sznury, oplatające moje chude przedramiona. Łydki związane mam ze sobą. Słyszę odgłos rozmowy toczącej się kilka metrów przede mną.

-Jak Styles się o tym dowie, to mi łeb upierdoli!- Jeden z nich niemal krzyczy, wymachując gwałtownie rękami w geście rozpaczy. Ten drugi, ze spokojem odpowiada na każdy jego wybuch.

-Uspokój się. Nikt ci kurwa niczego nie zrobi. Pozbędziemy się jej zanim wróci.- W tym samym momencie z mojego gardła wydobywa się niechciany jęk, co przyciąga spojrzenia obydwóch mężczyzn. Ten wyższy, który mnie uderzył, uśmiecha się ironicznie i podchodzi do mnie, mocno zadzierając moją głowę ku górze.

-Jacob, a co jeśli wrócą wcześniej?- Odzywa się, jak mi się wydaje, młodszy z dwójki. Jego głos jest niemal chłopięcy, rysy również wskazują na niewielkie doświadczenie i młody wiek.

-Zamknij kurwa ryj!- Wrzeszczy Jacob, odwracając się na chwilę w jego stronę. Chłopak cofa się, nieco przestraszony, jednak jego niebieskie oczy zawzięcie wpatrują się w moje.

-Wyjaśnijmy sobie coś, kotku.- Jacob zwraca się do mnie, a jego oczy lśnią nienawiścią. Ustawia sobie krzesło naprzeciwko mnie i siada na nim, nonszalancko przerzucając jedną łydkę na drugą. Łączy dłonie i zaczyna bawić się kciukami, podczas gdy ja niefortunnie staram się wydostać z cisnących sznurów. Moje nadgarstki płoną z bólu, a krew zaczyna ociekać po metalowej ramie siedzenia.

-Nic nie wskórasz. Dlaczego się szarpiesz?- Pyta retorycznie, ponieważ nie mam zamiaru mu odpowiadać. Chcę się stąd wydostać. Chcę wrócić do domu i czuć się bezpiecznie.

-Mam w planie skończenie z tobą, zanim zjawi się twój obrońca.- Unosi brwi, pewny swoich słów. W tym momencie przypominam sobie o osobie, która według Harry'ego miała sprawić, że będę czuła się spokojna. A więc, gdzie ta osoba jest? Coś jej kiepsko idzie pilnowanie mnie.

-Ułatwisz mi to, czy będziesz się stawiać?- W jego oczach błyska żądza mordu. Zaciskam mocno usta, aby po chwili otworzyć je i wykrzyczeć kolejne wyrazy, cisnące się na moje wargi.

-Wypuść mnie!- Jacob śmieje się, niemal histerycznie, co wprawia mnie w przerażenie. Moje ciało obiegają dreszcze. Bransoletka, którą dostałam od Harry'ego boleśnie wbija się w mój nadgarstek, przytłoczony siłą, z jaką przywiązano mnie do krzesła.

-Dobrze wiesz, że nic takiego się nie stanie. Więc po co robisz sobie nadzieje?

-Czego ty ode mnie chcesz?- Syczę, jednocześnie próbując utrzymać spojrzenie w jego niebieskich, ogarniętych obłędem oczach.

-Chcę twojej śmierci.- Wzrusza ramionami.

-Dlaczego?- Czy ja naprawdę rozmawiam o tym z osobą, która chce mnie zabić? Co jest ze mną nie tak?

-Odmówiłaś mi. Mnie się nie odmawia.- Mięśnie jego szczęki napinają się, a dłoń kieruje się ku górze, aby poprawić zmierzwione czarne włosy.

-Jesteś chory.- Niemal spluwam, a moje policzki czerwienieją. Nienawidzę go całą sobą. Jakim kretynem trzeba być, żeby porywać obcą osobę tylko dlatego, że odmówiła jednego tańca? To chore.

-Być może. Ale to właśnie z takimi jak ja zadaje się twój wybawiciel. On sam należy do naszego świata.

-Po co mi to mówisz?

-Żeby uświadomić ci, jak wielki błąd popełniłaś, wchodząc z butami w nasz świat. W świat narkotyków i morderstw. Naprawdę chcesz tak żyć?

-Po chuja się pytasz, skoro i tak mnie zabijesz!- Krzyczę, a słone łzy spływają powoli po mojej twarzy. Na jego własnej znów pojawia się ten uśmiech, który mrozi mi krew w żyłach. Mężczyzna wzdycha i podnosi się powoli. Zaczyna chodzić w tę i z powrotem za krzesłem, na którym wcześniej spoczywał. Jego dłonie znów są złączone, tym razem za jego ciałem, które teraz jest nieco zgarbione. Wygląda, jakby głęboko się nad czymś zastanawiał, mimo iż z jego wąskich ust nieprzerwanie wypływają słowa, które nadają nowe światło na niektóre sprawy, na pytania, na które nie dostałam odpowiedzi.

-Styles znalazł się w naszym gangu jako dziecko, ale o tym zapewne wiesz. Od razu zainteresował się handlowaniem narkotykami. Szło mu całkiem nieźle, zasadniczo, ciągle idzie mu nieźle.

-I co z tego?- Pytam, niemal błagalnie. Mój się łamie od natłoku myśli, zranionego ciała i świadomości, że najbliższa dla mnie osoba nie jest taka, za jaką się podawała. Moje serce powoli roztrzaskuje się na drobne kawałeczki. Harry nigdy nie wspominał mi o tym, że sprzedaje truciznę. Niszczy zdrowie wielu ludziom. Staram się nie okazywać swoich emocji, co w tym wypadku wydaje się być niemożliwe.

-Obserwowaliśmy cię od dłuższego czasu, wiedziałaś o tym?- Mój zszokowany wyraz twarzy wskazuje mu odpowiedź. Nie mogę już nic więcej z siebie wykrztusić, podczas gdy on ciągnie swój morderczy monolog.

-Jason. Kojarzysz Jasona?- Śmieje się krótko, zanim wysoka, wysportowana postać majaczy się w ciemności przede mną. Mrużę oczy, aby cokolwiek dostrzec. Po chwili jednak nie muszę się wysilać, ponieważ mój współpracownik staje ramię w ramię z niedoszłym mordercą. Dopiero teraz zauważam podobieństwo w ich rysach- te same kształty warg, oczu, oraz ich kolor. Potrząsam szybko głową, aby pozbyć się części nowo poznanych informacji. Wolałam żyć w nieświadomości pewnych faktów.

-Poznaj mojego brata.- Mówi Jacob, choć nie wiem dlaczego. Na pierwszy rzut oka widać, że są spokrewnieni. Jestem zła na siebie, że wcześniej nie skojarzyłam ich ze sobą.

-To dzięki niemu cię poznałem. Obserwowałem każdy twój ruch. W planie miałem również Perrie, jednak ona zbytnio się do ciebie przywiązała.- Wywraca oczami, jakby miał na myśli dziecko, które nie chce wyrzucić swojej ulubionej zabawki.

-Jesteście takie same. Zbyt uczuciowe, nic niewarte.

Przed oczami staje mi obraz dziewczyny, którą widziałam w wspólnym mieszkaniu Harry'ego i Zayna. Nigdy nie spodziewałabym się, że ona może mieć związek z czymś takim. Wygląd o niczym nie świadczy, trzeba tego człowieka poznać, aby go osądzić.

-Perrie to moja siostra. To ona przyprowadziła do nas Stylesa. To dzięki niej stał się jednym z nas.- Jego słowa przerażają mnie i obrzydzają jednocześnie. W środku mnie panuje huragan, burza i tsunami, a najgorsze z tego wszystkiego jest to, że nawet nie mam ochoty nad nimi zapanować. Osoby tak bliskie, które darzę zaufaniem skrywają coraz to więcej sekretów, z którymi mój umysł nie potrafi sobie poradzić. To zbyt wiele.

-Proszę, skończ…- Szepczę czując, że moja bojowa postawa się wypala. Tracę władzę nad kończynami, a zmęczenie dopada mój przegrzany ilością nieprzyjemnych faktów mózg.

-Dlaczego chcesz, abym skończył?- Pyta, unosząc brew. Jego głos staje się uwodzicielski, chrapliwy, a mój żołądek się buntuje, chcąc wypróżnić z siebie wszystko, co do tej pory się w nim znajduje.

Pochodzi do mnie i głaszcze powoli mój mokry policzek. Po chwili uderza w niego otwartą dłonią. Z mojego gardła wydobywa się skowyt, którego nie jestem w stanie zatrzymać. Jacob unosi swoją nogę i z impetem uderza w mój brzuch powodując, że krzesło, do którego jestem przywiązana upada wraz ze mną. Nieprzygotowana do tego rodzaju zmiany wydarzeń, niemal z całą siłą uderzam tyłem głowy o betonową posadzkę ciemnego pomieszczenia. Moje oczy zamykają się, a ostatnim bodźcem, który wyczuwam jest słuch. Po kilku sekundach i on zanika, aby czerń opanowująca moje ciało zawładnęła każdą jego częścią. 

___________________

Gówniany i krótki , przepraszam ;< Nie jestem do końca pewna ile zajmie mi torturowanie Zoey , więc czekajcie cierpliwie na Harry'ego ♥ może w końcu się pojawi ?

kocham was ♥

Other ✔ || h.s.Where stories live. Discover now