01 "Nie nazwałabym tego szczęściem"

1.4K 76 24
                                    

You can be anything at all
In America, America
I say, can't see
Just close your eyes and breathe

Pędziłam ślepo ulicą Nowego Jorku, co chwile wpadając na jakichś przypadkowych ludzi i krzycząc im przeprosiny. Starałam się utrzymać wszystkie rzeczy w rękach, ale miałam wrażenie, że zaraz wszystko runie na ziemie, a wtedy już na pewno bym się spóźniła. W myślach przeklinałam mój budzik w telefonie i samochód, który zepsuł się kilka dni wcześniej. Czułam, jakby dzisiejszego dnia wszystko było przeciwko mnie.

– Uważaj jak chodzisz! – z rozmyśleń wyrwał mnie głos jakiegoś przypadkowego mężczyzny.

– Przepraszam! – wykrzyknęłam na ślepo, nadal pędząc przed siebie.

Nie miałam czasu, żeby nawet na niego spojrzeć. Wbiegłam w boczną ulicę na końcu, której stała moja uczelnia. Byłam już praktycznie przy bramie, gdy zahaczyłam o coś stopą i jak długa runęłam na ziemie. Wszystkie teczki, której trzymałam, wyładowały wraz ze mną na brudnym chodniku. W moim oczach pojawiły się łzy, gdy poczułam palący ból w kolanie i przy łokciach. Szybko usiadłam, chcąc zobaczyć szkody i na ich widok, aż zachłysnęłam się powietrzem. Z kolan i rąk strumieniami lała się krew, przez moją okropną krzepliwość, która zabrudziła mi krótkie spodenki. Byłam niemal pewna, że inna osoba miałaby tylko małe zadrapania, podczas gdy ze mnie się leje, jakby przecięli mi rękę na pół. Przeklęłam w duchu, bo wiedziałam, że teraz już nawet nie muszę się nigdzie spieszyć, a z moich oczu uleciała jedna łza.

– Wszystko w porządku? – ukucnął przy mnie jakiś mężczyzna, kładąc dłoń na moim ramieniu.

Zacisnęłam usta i odwróciłam głowę w jego stronę, po czym dosłownie zamarłam. Przede mną znajdował się chudy blondyn z dość pokaźną blizną na twarzy. Jego ręce były całe pokryte tatuażami, a w ustach trzymał jeszcze niezapalonego papierosa. Wyglądał naprawdę groźnie, ale jego oczy patrzyły na mnie ze zmartwieniem.

– Hej, słyszysz mnie? – lekko zacisnął uścisk na moim ramieniu, a ja poczułam, jak zalewam się rumieńcami.

– Ta... Tak. Wybacz, po prostu jestem w szoku – powiedziałam cicho, pierwsze co mi przyszło do głowy. Uważnie śledziłam jego oczy, naprawdę piękne oczy.

– Możesz wstać? – zapytał, trochę się odsuwając i wyciągając dłoń w moją stronę.

Wolną włożył papierosa za ucho. Miał na niej strasznie dużo sygnetów. Niepewnie ją chwyciłam i starając się ignorować przyjemne ciepło płynące z tego dotyku, wstałam. Natychmiast, kolejny raz w ciągu kilku minut, poczułam okropny ból, z tym wyjątkiem, że teraz też w stopie. Syknęłam, lekko uginając nogi i podnosząc prawą kończynę. W tym samym momencie, gdy dźwięk opuścił moje usta, blondyn chwycił mnie w talli, chcąc mnie potrzymać, a ja owinęłam jedno ramie wokół jego szyi. Dobrze, że miał ugięte nogi, bo inaczej pewnie nawet bym tam nie dosięgnęła.

– Chyba coś zrobiłam sobie w stopę – jęknęłam, czując nową porcję łez pod powiekami. Zacisnęłam oczy, nie chcąc się przed nim rozpłakać.

– Możesz na nią stanąć? – zapytał, a ja po próbie, pokręciłam przecząco głową. Byłam na siebie wściekła za nieuwagę. Dodatkowo zatrzymywałam tego chłopaka, który pewnie miał ciekawsze zajęcia, niż podtrzymywanie obcej dziewczyny na środku chodnika. – Chyba powinnaś jechać do szpitala – zauważył, a ja poczułam, jak robi mi się słabo. Nienawidziłam tego budynku.

InvincibleWhere stories live. Discover now