09 "Kto nie ryzykuje, ten..."

731 37 19
                                    

"We're off where the wind blows
I don't care where we go
Just like the ocean
You change what I see"


– Jak to „nie idziesz"!? – krzyknął Abraam, wymachując rękami.

Mieliśmy już nowy dzień i właśnie poinformowałam mojego brata, że nie wybieram się na koncert Kellsa. Oczywiście nie podałam mu prawdziwego powodu, bo to byłoby samobójstwo, tylko powiedziałam, że źle się czuje.

Po długich przemyśleniach wczorajszych słów Mel, doszłam do wniosku, że na razie ograniczę kontakt z mężczyzną. Odpocznę i jeszcze raz wszystko przeanalizuje na spokojnie. Byłam rozdarta przez tę sprawę i nie chciałam podejmować pochopnych decyzji.

– Zrozum, że źle się czuje – burknęłam i żeby uwiarygodnić moje kłamstwo, bardziej zakopałam się pod kołdrą.

– Do wieczora ci przejdzie. San, nie możesz nie iść! – usiadł obok mnie i rozłożył ręce.

– Abraam, mam za chwile ważne testy i nie mogę sobie pozwolić na chorobę. Nawet jeśli to teraz nic poważnego, to przez to wyjście może mi się pogorszyć. Wybacz, ale dobre zdanie pierwszego roku jest dla mnie ważniejsze niż pójście na koncert, na który prawdopodobnie będę miała jeszcze masę okazji, aby iść – pogratulowałam sobie w głowie, tak dobrego kłamstwa i przyjrzałam się bratu. Wiedziałam już po jego minie, że z nim wygrałam.

Prawda była taka, że chciałam tam iść, ale nie mogłam. Obiecałam sobie mały odpoczynek od wytatuowanego blondyna i zamierzałam dotrzymać tej obietnicy. Potrzebowałam czasu i musiałam być nieugięta.

– Jak chcesz – burknął i wstał, kierując się do drzwi – Ale to ty masz teraz do niego zadzwonić i go o tym poinformować – strząsnął drzwiami, wychodząc.

Zamknęłam oczy i opadłam na poduszki. Wiedziałam, że musiałam to zrobić, ale nie chciałam przekazywać mu tej informacji. Zdawałam sobie sprawę, że dla niego to prawdopodobnie nic nie znaczy i nie przejmie się tym, że się nie pojawię, ale i tak nie chciałam tego robić. To beznadziejne, że ja się czułam gorzej i to na własne życzenie.

W końcu zebrałam się w sobie i podniosłam, patrząc na zegarek. Było po szóstej i to najwyższa pora, abym się w zaczęła szykować na uczelnie.


****


– Wychodzę! – krzyknęłam, gdy kończyłam zawiązywać ostatniego buta.

– Gdzie idziesz? Podobno jesteś chora – Abraam momentalnie pojawił się przy mnie i zmierzył uważnie wzrokiem.

– Po pierwsze, dlaczego nie szykujesz się do szkoły? A po drugie idę na uczelnie – złapałam klucze i wrzuciłam je do torebki.

– Mam na później i mówiłaś, że nie będziesz dziś nigdzie wychodzić – zagrodził mi drogę. Wywróciłam oczami i założyłam ręce na biodra.

– Powiedziałam, że nie pójdę na koncert, bo nie chce się bardziej rozchorować, a nie, że nigdzie nie wyjdę. Poza tym, czy mi się to podoba, czy nie, muszę tam w końcu iść, bo nie byłam od ponad dwóch tygodni, więc zejdź mi z drogi – warknęłam i próbowałam go przesunąć, ale na marne. Naprawdę zaczynał mi działać na nerwy.

InvincibleWaar verhalen tot leven komen. Ontdek het nu