02 "Proszę, posłuchaj ich"

1.1K 63 30
                                    


"You can give up like they tell you
stop like they tell you
be scared to dream for the top like they tell you
but I'm trying to tell you
fuck what they tell you"

– Zachowałaś się nierozważnie San – Abraam pokręcił głową, wyjmując nowo zakupione leki dla mnie. Wywróciłam oczami, patrząc na niego poczynania.

– Nic mi się nie stało, tak? Więc nie musisz panikować – mruknęłam, przełączając kanał.

Od kilkunastu minut słuchałam jego wywodów na temat tego, że wsiadłam do samochodu osoby, której nie znam. Wiem, że do końca tego nie przemyślałam, ale trudno, stało się. Nie cofnę czasu, a poza tym Kells nic mi nie zrobił, więc nie rozumiem jego dramatyzowania.

– Ale mogło – obrócił się w moją stronę ze strzykawką i igłą, która zaraz miała wyładować w moim brzuchu.

– Błagam cię, zakończmy ten temat. Żyje i mam się dobrze, nie ma co gdybać „co by było". Obiecuje, że następnym razem tego nie zrobię – próbowałam go uspokoić.

Abraam wypuścił powietrze z płuc i kiwnął głową. Posłałam mu mały uśmiech i lekko podwinęłam koszulkę, aby mógł mi zrobić zastrzyk zalecony przez lekarza. Zbliżył igłę do mojego brzucha i pewnym ruchem ją wbił. Skrzywiłam się na nieprzyjemne uczucie i lekko przymknęłam oczy, sycząc.

– Kto to w ogóle był? W sensie jak się nazywał? – zapytał, wyciągając przedmiot z mojej skóry i delikatnie masując miejsce, w którym przed chwilą się znajdował.

– Nie wiem, czy jesteś gotowy na taką informację – nie mogąc kontrolować uśmiechu, przygryzłam wargę. W moich myślach był już obraz mojego brata, gdy dowiaduje się, kto mi pomógł.

– No mów – wywrócił oczami, wkładając zużytą strzykawkę do reklamówki.

– Colson Baker – powiedziałam cicho, obserwując go. W sekundę na jego twarzy pojawił się szok, a usta zostały lekko uchylone.

– Zgrywasz się ze mnie w tym momencie – sapnął, uważnie przyglądając się mojej twarzy. Pokręciłam przecząco głową i niezręcznie się uśmiechnęłam – Nie wierzę! – wrzasnął, stając – Colson Baker? Machine gun kelly?! – zaśmiałam się i kiwnęłam głową – Ale... Kurwa, dlaczego ty masz takie szczęście!?

– Hej, nie przeklinaj – upomniałam go, posyłając znaczące spojrzenie – Nie nazwałabym skręceniem kostki szczęściem – powtórzyłam słowa, które kilka godzin wcześniej skierowałam do lekarza.

– Co tam z tą kostką, kurde Sanchia nie rozumiesz? To pieprzony MGK! – wyrzucił ręce w powietrze, patrząc na mnie z niedowierzaniem.

– Wiem i zgadnij, czyj numer ma – machnęłam dumnie ręką i patrzyłam jak na jego twarz, o ile to w ogóle możliwe, wpływa jeszcze większy szok.

– Nie wierzę... – usiadł, łapiąc się za głowę i kręcą nią.

– Uwierz, ja też byłam w szoku, gdy mnie o niego poprosił – potarłam dłonią jego ramie i cały czas przyglądając mu się z rozbawieniem.

– Załatwisz mi autograf? – zapytał, odchylając się i patrząc na mnie z nadzieją.

– Jeśli w ogóle się spotkamy, to nie ma sprawy – wzruszyłam ramionami.

InvincibleNơi câu chuyện tồn tại. Hãy khám phá bây giờ