04 "Uciekłaś nam"

820 56 18
                                    

She's a rich girl from the top of the food chain
Love and material things, kinda lonely
Till I met her at the Grammys


– Nie wierzę – szepnął Abraam i stanął jak wmurowany. Jego wzrok utkwionym był w Colsonie, zupełnie jakby nie wierzy, że ten siedzi na naszej kanapie.

Przełknęłam ślinę i uważnie obserwowałam brata. Nie wiedziałam jak mam się zachować. Sytuacja, która miała miejsce chwile temu między mną, a Kellsem jeszcze do końca do mnie nie dotarła. Pierwszy raz poczułam coś takiego i... Po prostu nie rozumiałam tego.

To było coś dziwnego. Czułam się, jakbym mogła patrzeć w jego oczy godzinami, jakby to było jedyne, co jest ważne na ten moment. Możliwe, że brzmi to absurdalnie, zresztą nawet ja tak uważam, gdy o tym myślę, ale to było to, co czułam.

Nie miałam pojęcia, czym to było spowodowane, ale chciałam, żeby Abraam nie pojawił się teraz w mieszkaniu. Chciałabym cofnąć czas o te trzy minuty i wróci do wcześniejszej pozycji. Mimo że znam go tydzień, a to jest nasze drugie spotkanie, to czuje, że on ma na mnie jakiś dziwny wpływ. Nie wiem, czy zły, czy dobry, ale na dany moment nie interesuje mnie to. Może będę żałować, ale pragnę zbliżyć się do tego mężczyzny.

– Więc – kaszlnęłam niezręcznie, wstając – Colson poznaj Abraama, Abraam poznaj Colsona – wskazałam na przemian na nich palcami – Bracie możesz mówić mu Kells – przetoczyłam słowa, które blondyn skierował do mnie podczas naszego pierwszego spotkania. Widziałam jak na jego ustach, pojawia się prawie niewidoczny uśmiech. Zdawał sobie sprawę z tego, że użyłam jego słów.

– Cześć młody – mój towarzysz się podniósł i z ogromnym uśmiechem, wystawił rękę w stronę mojego brata.

– Ja nie wierzę – powtórzył Abraam i patrzył na przemian na rękę i osobę Kellsa – Sanchia, powiedź mi, że to nie sen i że naprawdę pieprzony MGK stoi właśnie w naszym salonie – szepnął i przeniósł spojrzenie na mnie. Z moich ust wyleciał cichy chichot i sama zerknęłam na rozbawionego Kellsa. Zrobiłam krok i złapałam go za ramie.

– Sprawdziłam, jest prawdziwy – puściłam oczko Abraamowi, a blondyn nie wytrzymał i się roześmiał na głos. Sama się cicho zaśmiałam pod nosem, nie spuszczając oczu z brata.

– Kurwa, ja–

– Nie przeklinaj – przerwałam mu, upominając. Zmrużyłam oczy, starając się patrzeć na jego groźnie.

– Kurwa, ja nie wierzę. Kells, jestem twoim ogromnym fanem! Znam teksty wszystkich piosenek i jestem na każdym koncercie, który jest w Nowym Jorku! – wykrzyknął, podchodząc do niego i nic nie robiąc sobie z moich słów. Podał mu rękę i siłą zmusił do męskiego uścisku. Wydęłam usta i niechętnie zabrałam dłoń z ramienia blondyna.

Przyjrzałam się im, mój brat był niższy o jakieś piętnaście centymetrów od blondyna, ale był bardziej umięśniony. Kells z kolei pomimo mniejszych bicków wyglądał, o wiele groźniej przez te wszystkie tatuaże. Był też oczywiście bardziej męski, ale to logiczne skoro jest między nimi dziesięć lat różnicy. Nie mogłam ukrywać, że niebieskooki był też przystojniejszy od mojego brata.

– Jak ci się podoba General Admission? – Colson zadał pytanie i usiadł na kanapie.

Postanowiłam im nie przeszkadzać, więc najciszej jak potrafiłam, ulotniłam się do kuchni. Otworzyłam lodówkę i wzięłam z niej zimną wodę, a następnie usiadłam na blacie i wyjęłam telefon z kieszeni.

InvincibleOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz