10 "Mówię poważnie, nie"

676 43 9
                                    

"Couldn't you take home to mother in a skirt that short
But I think that's what I like about it
She's an angel
Only angel"



Otworzyłam drzwi i wpuściłam dziewczynę przodem. Zdjęła buty i od razu skierowała się do salonu. Poszłam w jej ślady, jeszcze odwieszając cienką kurteczkę i torbę.

– Od kiedy macie kota!? – doszedł do mnie jej krzyk.

Już miałam odpowiedzieć, ale uświadomiłam sobie, że my przecież nie posiadamy, żadnego kota. Zszokowana szybko popędziłam do pomieszczenia, w którym była.

– O czym ty mówisz? Nie mamy, żadnego ko– przerwałam, patrząc na kanapę i Victorie, która głaskała małą, białą kulkę, która smacznie spała – To są chyba jakieś żarty – prychnęłam, nie dowierzając w to, co widzę.

– Abraam, chyba ci zrobił niespodziankę – zaśmiała się perliście, obserwując mnie.

– Przecież ja go zabije – warknęłam i w tempie ekspresowym wyciągnęłam telefon z tylnej kieszeni spodni, wybierając numer brata.

– Co jest? – odebrał.

– Mogę wiedzieć, co w naszym salonie robi kot? – założyłam rękę na biodro, przyglądając się zwierzęciu.

– Tylko się nie denerwuj – powiedział ostrożnie, a ja uniosłam brew, dalej wyczekując wyjaśnień – Jak wracałem ze szkoły, to znalazłem go na ulicy. Błąkał się pomiędzy samochodami i nie miałem serca go zostawić...

– Więc postanowiłeś się zabawić w Matkę Teresę i go przygarnąć? – Victoria parsknęłam śmiechem na moje słowa, a mój brat ucichły – Abraam, do cholery, czemu mnie przynajmniej nie poinformowałeś? I dlaczego nie siedzisz w domu i go nie pilnujesz?

– Dobrze wiesz, że nigdy nie odbierasz telefonów, gdy jesteś na uczelni – mogłam przysiądź, że wywrócił oczami – Poza tym nie mogłem z nim zostać, bo dziś jest koncert.

– Ale mogłeś przynajmniej spróbować się ze mną skontaktować! – lekko podniosłam głos i zaczęłam chodzić w kółko – Poza tym, czy ty w ogóle myślisz? Przyprowadziłeś do domu obce zwierze, które może być na coś chore i w dodatku zostawiłeś je bez opieki? A jakby coś zniszczył? – zawaliłam go lawiną pytań.

Tyle że ja naprawdę nie mogłam zrozumieć, jak można być tak nieodpowiedzialnym. Rozumiałam, że chciał mu pomóc, prawdopodobniej postąpiłabym podobnie, ale nie mogłam zrozumieć, jak mógł go zostawić samego. Jeszcze to wytłumaczenie "bo dziś jest koncert", co to, do cholery, miało znaczyć?

– Był spokojny, więc uznałem, że nic nie zrobi – udał, że nie usłyszał pierwszej części tego, co powiedziałam. Jakie to typowe – Nie wydawał się też chory, więc go po prostu zabrałem, wielki mi halo. Nie panikuj, ty i tak będziesz siedzieć w domu, to go popilnujesz.

– Słucham? – zatrzymałam się gwałtownie – Ja się chyba przesłyszałam.

– Nie mogę teraz gadać, omówimy wszystko w domu, cześć – rozłączył się.

Odwróciłam się w stronę Victorii z otwartą buzią. Ten gówniarz zaczynał sobie na za dużo ostatnio pozwalać. Nie wiedziałam, czym jest spowodowane jego zachowanie, ale pewne było to, że gdy tylko wróci, to odbędziemy bardzo poważną rozmowę.

InvincibleWhere stories live. Discover now