21 "Patrz i przepraszaj"

746 44 10
                                    

"I am from the city of people, came from the bottom
Standing on top of what was supposed to be my coffin, what's up?
Except for shows, we are the dead man walkin'
But reflections show this kid's still got it
Better be known I got the throne like I don't know that there's a king"



Wczorajszy dzień był jakimś nieśmiesznym żartem. Mimo że jako tako pogodziłam się z tą sytuacją, to nadal nie mieściło mi się w głowie, że ten człowiek tak po prostu mnie zaatakował bez żadnego powodu. Domyślałam się jednak, że musiał mieć jakieś poważne problemy psychiczne, albo przesadził z alkoholem bądź narkotykami. Choć to nadal w żaden sposób go nie usprawiedliwiało. Po prostu na to nie było usprawiedliwienia... Rano zadzwoniła do mnie policja, nawet nie wiedziałam, skąd mają mój numer i wiedzą jak się nazywam, ale nie chciałam w to wnikać i kazali stawić mi się po południu na komendzie. Nie chciałam tam iść, ale nie miałam w tej sprawie nic do gadania. Zastanawiałam się tylko czy wnosić oskarżenie, bo to równałoby się z sprawą w sądzie, a to z kolei z przebywaniem w Chicago, a tego nie chciałam. Chciałam już wrócić do domu i mieć to wszystko za sobą. Potrzebowałam spokoju i ciszy, a nie ciągłego latania z Chicago do Nowego Jorku i z powrotem oraz ciągania po komendach i sądach. Przez następne prawie dwa miesiące może jeszcze jakoś, choć niechętnie, mogłabym to znieść, ale potem zaczynałam kolejny rok studiów i nie miałabym takiej możliwości, a nikt nie wie ile ciągnęłaby się ta sprawa. To w żadnym wypadku mi tego nie ułatwiało.

Zgasiłam papierosa o śmietnik i weszłam do hotelu, uważając, żeby nie zahaczyć o nic reklamówką z śniadaniem dla mnie i dla Kellsa. Gdy rano obudził mnie telefon z komendy, wstałam i stwierdziłam, że pójdę się przewietrzyć. Blondyn jeszcze smacznie spał więc cicho wyszłam i urządziłam sobie prawie dwugodzinny spacer ulicach zatłoczonego miasta, zahaczając o kawiarenkę i kupując nam jedzenie oraz kawę. Wzdychnęłam i przejechałam kartą po specjalnym czytniku, otwierając drzwi od pokoju. Weszłam do środka i położyłam jedzenie oraz paczkę papierosów Kellsa na małym stoliku. Musiałam w końcu zainwestować we własne i przestać ciągnąć od niego.

– A ja się zastanawiałem, gdzie podziały się moje papierosy – doszedł do mnie jego głos.

Podniosłam głowę i skierowałam wzrok na blondyna, który leżał rozłożony na moim łóżku z telefonem w dłoni. Posłał mi uśmiech i poklepał miejsce obok siebie.

– Wybacz, nie miałam swoich, a przeczuwałam, że będą mi potrzebne – uśmiechnęłam się delikatnie i usiadłam obok niego – Przyniosłam nam śniadanie i kawę. Wzięłam z mlekiem, ale nie wiem, czy taką lubisz.

– Bierz, ile tylko chcesz – przysunął się i ułożył głowę na moich kolanach – Nie pijam często kawy, ale ta ujdzie. Jak głowa?

– Dopóki nie dotykam, to nie jest najgorzej, ale sam widzisz, jak wyglądam – miałam opuchniętą prawie połowę twarzy i górną powiekę, a siniak był w kolorze ciemnego fioletu połączonego z czarnym. Wyglądałam, jakbym stoczyła jakąś poważną walkę wczoraj – Rano dzwoniła policja i kazali stawić mi się po południu na złożenie wyjaśnień.

– Idziesz? – uniósł brew, przyglądając mi się.

– Nie mam wyjścia, ale chyba nie będę wnosić oskarżenia – zagryzłam wargę, bo wiedziałam, że on raczej nie przyjmie tego na spokojnie. Nie dziwiłam mu się, ale musiał uszanować moją decyzję.

– Żartujesz sobie, tak? – zacisnął usta, marszcząc brwi, a ja pokręciłam głową – Kurwa, Sanchia, musisz wnieść te, jebane, oskarżenie za to, co ci zrobił.

InvincibleWhere stories live. Discover now