Czterdzieści sześć

6.4K 276 4
                                    

Luke już od kilku godzin był operowany. Wszyscy siedzieliśmy jak na szpilkach. Baliśmy się o niego. Bo co jeśli coś pójdzie nie tak? Jeśli umrze na stole operacyjnym? Czuje ucisk w brzuchu. Mam ochotę płakać jak bóbr. Ten strach mnie wykańcza. Nie jem. Nie  pije. Nie śpię. Czuję pustkę. To tak cholernie boli jak bliska ci osoba cierpi. Chłopaki nie hamują łez. Wszyscy mają już czerwone i podpuchnięte oczy. Wszyscy wyglądali jak chodzące zombi. Tylko ja jeszcze jakoś się trzymałam. Chodź i tak nie było ze mną najlepiej. Z niecierpliwością czekaliśmy na jakąś wiadomość. Chociaż... brak wiadomości to też jakaś wiadomość.

Z sali operacyjnej wyszedł lekarz. Gdy go spostrzegliśmy, od razu stanęliśmy na równe nogi .

-Panie doktorze i co z nim?- spytałam trzęsącym się z emocji głosem.

-Operacja się udała. Pacjent przyjechał do nas z licznymi obrażeniami. Miał liczne siniaki na całym ciele. W wyniku upadku miał również złamaną prawą nogę i rękę, które poskładaliśmy i założyliśmy na nie gips. Doznał również urazu głowy. Na szczęście miał kask. Gdyby go nie miał, skutki byłyby śmiertelne. Ma wstrząśnienie mózgu. Pomimo udanej operacji pacjent niestety zapadł w śpiączkę. Jego ciało musi się zregenerować.

-A kiedy się wybudzi?- spytał Ash.

-Cóż... To na prawdę trudno stwierdzić. Każdy organizm jest inny i potrzebuje innej ilości czasu na to by się wybudzić. Może się wybudzić jutro, za tydzień, za miesiąc a nawet za kilka lat. To na prawdę trudno stwierdzić.

Załamałam się. Kilka lat? Nie wytrzymam tyle bez niego.

-Można go odwiedzić? -Spytał Cal.

-Tak ale nie na długo. Pacjent potrzebuje teraz spokoju.

Weszliśmy do jego sali. Gdy go zobaczyłam nieprzytomnego, takiego bladego z licznymi obrażeniami... Coś we mnie pękło. Nie hamowałam już łez. Nie potrafiłam. Kolor jego skóry niemal zlewał się z bielą panującą w pomieszczeniu. Siadłam przy jego łóżku i złapałam go za zdrową dłoń. On nie morze umrzeć. Nie wytrzymam bez niego. To dzięki niemu chodziłam uśmiechnięta. On był moim szczęściem. Jego uśmiech sprawiał, że ja również się uśmiechałam.

Po paru minutach ze spuszczoną głową wyszłam z pomieszczenia. Okazało się, że na korytarzu był Dan, Lexi, Will i Marta. Od razu wtuliłam się w nich. Rozumieli mój ból. Nie zadawali pytań. Po prostu mnie do siebie tulili. Po kilku minutach z sali wyszedł również Ash, a za nim Mike i Cal. Marta gdy spostrzegła mojego brata zapłakanego, odłączyła się ode mnie i mocno go przytuliła. Widać, że między tą dwójką iskrzy ale nie miałam teraz czasu ani ochoty, żeby się tym przejmować. Teraz najważniejszy jest tylko Luke.

###

Ugh już tylko epilog. Z jednej strony chcę go napisać ale z drugiej ciężko będzie mi się z wami pożegnać :((

Pozdro Misiaczki  ;**

PattisonLoff

Bad girls ✔Where stories live. Discover now