7 |Sunset|

1.3K 153 21
                                    

– O cholera! – podskakuję, aż na siedzeniu – Zawołałeś mnie i zapomniałam o torbie – przysięgam, że moje policzki płoną – Szybko po nią pobiegnę, okej?

– Jestem, aż tak pochłaniający? – przewracam oczami.

– Momencik, chcesz mi policzyć czas jak szybko potrafię biegać?

– Lepiej się po prostu nie zabij – wybucham śmiechem i czym prędzej wyskakuję z samochodu.

Wracam do samochodu w całkiem szybkim tempie. On pisze coś na telefonie, nie chcę podglądać, ale to pewnie jego dziewczyna. Cholera, tęskniłabym za moim chłopakiem i to jeszcze tak dobrze wyglądającym. Wyciąga dłoń i pociera swoją zarośniętą szczękę. Nie przerywam mu, korzystam z okazji i przyglądam mu się tak z bliska.

– Dobra, jedziemy – odkłada telefon. Jego wyraz twarzy zmienił się.

– Hej, nie musimy – obraca się do mnie.

– To tylko dziewczyna wychodząca na imprezę, zawsze mnie to nieco denerwuje, bo nie mogę być przy niej – jest całkiem niesamowity – Nieważne.

– To normalne, że się martwisz – stukam palcem w jego udo – Dobry chłopak z ciebie – uśmiecha się.

– Dobra, koniec tego smęcenia.

– Nie jest zła, że masz w swoim samochodzie inną dziewczynę?

– Ufamy sobie, bo inaczej... – zaciska dłonie na kierownicy tak mocno, że aż bieleją mu kostki – Cóż jest przepiękna, a to jeszcze bardziej wszystko utrudnia – jego oczy świecą gdy o niej mówi, mieszanka emocji na twarzy. Jest zakochany, a nie może być przy swojej dziewczynie, to rozczarowujące – Dobra, jedziemy.

– Dokąd?

– Niespodzianka, niecierpliwcu – przewracam oczami – Kupimy po drodze coś do jedzenia?

– Ooo tak! – uśmiecha się – Tylko coś zdrowego, specjalisto od jedzenia.

– A może zaczniemy mówić do siebie po imieniu? – kręcę głową.

– To takie zwyczajne. Peggy i Luke kupują jedzenie, ale Peggy i specjalista od jedzenia? Od razu jesteś zaciekawiony czy Peggy ma problemy z wagą albo może nadwagą w ciąży.

– Dobrze, nie Peggy – jest niesamowity.

– To brzmi jak Piggy – krzywię się – Nie znoszę mojego imienia – stuka mnie palcem w udo.

– Mi się podoba – więc chrumkam, nie raz, a kilka razy. Obracam się w jego stronę i chrumkam mu do ucha.

– Piggy Peggy, chrum – wybucha śmiechem, dołączam do niego. Od chrumkuje mi. Tak, zdecydowanie jest idealny.

Godzinę później dojeżdżamy na wyspę Howth, Luke jedzie do portu.

– Byłaś tu?

– Tu są najpiękniejsze zachody słońca! I mają najpyszniejsze ryby!

– Jesteśmy tu z powodu obu tych rzeczy.

– Nie byłam tu kilka lat – kiwa głową.

Gdy wysiadamy z samochodu, czuję na sobie zimne irlandzkie powietrze. Mój strój jest mało odpowiedni do bycia nad wodą. Luke zrzuca z ramion kurtkę i zarzuca ją na mnie.

– Mam w bagażniku sweter – zakłada go na siebie i bez zbędnych słów, ruszamy przed siebie.

Czy to jest kurtka, którą daje swojej dziewczynie? Oczywiście, że tak! Przecież nie miałby dwóch kurtek! Przechodzą mnie ciarki po całym ciele.. bycie dżentelmenem, sprawia, że jest najgorszym możliwym typem przyjaciela.

– Bierzemy na wynos i idziemy usiąść na samym końcu muru?

– Tak! – niemal podskakuję.

– Tak myślałem – czochra mi włosy. Och, ten przyjacielski gest. Chociaż, widziałam pary, które to robią, trzeba po prostu robić przy tym odpowiednie spojrzenie albo odpowiednio wymacać głowę. Dobrze, to się robi nieco dziwne.

Niedługo później siedzimy już z pysznymi rybami, czekając na zachód słońca. Całkiem romantyczna sceneria. On i ja nad wodą, z rybami na kolanach, ubrana w jego kurtkę, patrząc na zachodzące słońce, och.

– Peggy! – pstryka mi palcami przed twarzą – Mówię do ciebie, dziewczyno.

– Przepraszam, wiatr zatkał mi uszy – na szczęście naprawdę wieje. Odgarniam włosy z twarzy i staram się je włożyć za uszy.

– Pytałem czy nie jest ci zimno – mam całkowicie gołe nogi, na które teraz oboje się gapimy.

– Jeśli myślisz, że trochę wiatru odstraszy mnie, przed obejrzeniem zachodu słońca to jesteś w błędzie.

– Dziewczyna zachodów.

– Och, tak zdecydowanie wschody są wcześnie – skupiam się na chwile na moim przepysznym jedzeniu – Łowisz ryby?

– Co?

– No czy łowisz ryby.

– Udam, że dziewczyny zazwyczaj zadają mi to pytanie. Nie, Peggy, nie łowię.

– A widzisz ja to robię, więc powinnismy wybrać się na łowienie ryb – patrzę na niego – A potem upieczemy je na ognisku w Wicklew nad jeziorem moja rodzina ma domek.

– O kurwa, uwielbiam to miejsce – uśmiecha się do mnie szeroko – Nauczysz mnie łowić ryby?

– Tak.

– Trzymam cię za słowo, Peggy no i za palec, wymagam na tobie obietnicy małego palca – wyciąga do mnie mały palec, a ja ściskam go moim.

– Obiecuję – machamy nimi przez chwilę, a potem przyglądamy się zachodzącemu słońcu.

– Jak myślisz jak wygląda zachód słońca w miejscu gdzie w Danii łączą się Morze Bałtyckie i Morze Północne?

– Chciałabym to zobaczyć, chociaż ja cieszę się każdym zachodem – kiwa głową.

– Tak, byleby tylko dożyć kolejnego wschodu – szturcham go ramieniem.

Teraz najchętniej po prostu oparłabym głowę o jego ramie, a wiem, że to by było dziwne, dlatego po prostu siedzimy obok siebie i opowiadamy sobie o najlepszych zachodach słońca jakie widzieliśmy. Luke wspomina o niebie podczas wschodów, bo lubi wtedy wyjść pobiegać. Twierdzi, że jest facetem wschodów i zachodów. Jeśli jego dziewczyna lubi wschody to jest zawsze o krok bliżej ode mnie. Nie, czekajcie ona jest bliżej o jakieś milion kroków. Wie, jak wygląda nago. Opatulam się bardziej jego kurtką i wdycham zapach jego wody kolońskiej.

Moja mała obsesja, po woli po prostu przerodzi się w przyjaźń.

Wrong signals •Hemmings•Where stories live. Discover now