43 {Smile more}

885 131 9
                                    

– Mickey! – wpadam w jego objęcia. Jego szeroki uśmiech, jeszcze bardziej poprawia mi humor – Nie wierzę, że tu jesteś! – dotykam go po twarzy, ściskając jego policzki – Byłam aż tak nieznośna?

– Przyleciałem dla ciebie – nawet nie ma pojęcia, ile to dla mnie znaczy.

– Jedzenie, idziemy jeść, na mój koszt – całuję go w policzek – Jestem taka szczęśliwa!

Jego oczy wyglądają na tak samo szczęśliwe, jak moje. Mam najlepszego przyjaciela na całym świecie.

– Pączki? – pyta.

– Dużo pączków! Kupmy pączki na wynos i kawę i chodźmy nad rzekę, proszę?

– Po to tutaj jestem – pstryka mnie w nos – O której idziesz po Luke'a?

– O czwartej, a ty pójdziesz ze mną. Jestem na niego wściekła, wiesz? A zarazem nie jestem.

– Miłość to sprzeczności – całuje mnie w skroń – Poradzicie sobie.

– Wiem to, oboje za bardzo tego chcieliśmy, ale będziemy musieli wypracować inny system, bo jeżdżenie za nim po świecie, nie przejdzie.

– My też zaczniemy jeździć po świecie! Z naszym zespołem bez nazwy.

– Myślisz, że to się uda, Mike?

– Jestem pewien, skarbie. Zostaniemy milionerami i będziemy znani na całym świecie.

– To by było niesamowite, mieć fanów.

– Gdy tylko wrócimy idziemy do studia. Musimy dać z siebie wszystko.

– Jestem taka podekscytowana! – w końcu – Nie myślałam nigdy o czymś takim. Zawsze śpiewałam dla siebie.

– Podziękuj Lukowi.

– Tak, powinnam. Wszystko się zmienia, wiesz?

– Na tym polega życie – czochra mi włosy i rzuca mi ciepły uśmiech.

– Myślisz, że nadaję się na gwiazdę Hollywood? – robię kilka sztucznych min, po czym wybucham śmiechem – A może obcisłe ciuszki i kocie ruchy? O Boże! Miau Miau, kici kici daj!

– Będziesz sprzedawać jedzenia dla kotów?

– Nie! Będę zmysłowo się ruszać i nikt nie zwróci uwagi na słowa!

– Wariatka.

– Kici kici miau! – nie powinnam robić sceny na środku paryskich ulic, ale właściwie mam to gdzieś. Dobrze się bawię.

Dopiero teraz wchodzimy do kawiarni. Zamawiam najpyszniejsze rzeczy na świecie i przynoszę je do stolika.

– Różne?

– Jeszcze nie próbowałam twojego.

No i tak mija następne półtorej godziny na podjadania sobie nawzajem jedzenia i nieustannym śmianiu się z nieśmiesznych rzeczy.

– Zawsze marzyłem, żeby wejść na wieże Eiffla. Myślisz, że mnie wyrzucą jeśli wydrę się z góry?

– Idźmy się przekonać, jeszcze tam nie byłam – to go zaskakuje – Nie chcę o tym gadać. Zwiedź ze mną Paryż, Mickey.

– Zawsze – wiem, że Luke by to zrobił, gdyby miał więcej czasu. Cieszę się, że Mike tu jest, ale czuję się przez to źle, bo nie tak powinno to wyglądać.

– Taksówka czy metro?

– Luke umie poruszać się metrem, tylko ja jestem taka zielona.. Chcesz spróbować?

– Nawet, jak się zgubimy, to zgubimy się razem, prawda? – i to jest ta różnica.

– Chodźmy.

Dzisiaj także stoję w tej kolejce. Paryż nie kojarzył mi się do tej pory dobrze. Opieram głowę o ramie Mike'a.

– Zaśpiewać ci coś, Peggy?

Tylko kiwam głową.

Throwing rocks at your window at midnight
You met me in your backyard that night
In the moonlight you looked just like an angel in disguise
My whole life seemed like a postcard

You were mine for a night
I was out of my mind
You were mine for a night
I don't know how to say goodbye

Co to? – pytam z walącym sercem.

– Nowa piosenka – całuje mnie w czoło – Nasza kolej.

O kurde, przecież to trwało chwile.. Czy śpiewał mi to w kółko i w kółko? Nie wiem, czy chcę wiedzieć.

Wybieramy schody i robimy przerwy, gdzie tylko możemy, żeby podziwiać różnice poziomów. Ledwo dysząc dochodzimy na sam szczyt.

– Wow – to jest widok warty wszystkiego. W tej chwili Paryż wydaje mi się najpiękniejszym miastem jakie widziałam.

– To naprawdę jest Wow – mówi Mike – Wow.

Żałuję, że go tu nie ma.

– Chcesz krzyczeć? – pytam go.

– Paryż ssie! – krzyczy – Stoję na kupię metalu, a Paryż dalej ssie! Żadne miasto miłości!

Zasłaniam mu usta ręka, żeby przestał wygładzać te mądrości. Czuję, jak uśmiecha się pod moją dłonią.

– Teraz ty, Peggy.

– Nienawidzę być z kimś, ale czuć się samotnie! – krzyczę jeszcze głośniej niż on – Paryż ssie!

Uśmiechamy się do siebie. Mike przyciąga mnie w dwoje objęcia i delikatnie całuje w czoło.

– Pogapmy się trochę na Paryż.

– Pieprzone miasto miłości – stoimy objęci. Nie ma w tym nic erotycznego czy seksualnego. On wspiera mnie, a ja tego potrzebuję.

– Tęskniłam za wami.

– Calum i Ashton są źli, że nie zostali zaproszeni do miasta miłości.

– Ty sam się zaprosiłeś! – szturcham go biodrem.

– I to najlepsze, co zrobiłem!

Ma racje.

Znowu się uśmiecham.

Wrong signals •Hemmings•Where stories live. Discover now