47 {You back, I... don't know}

877 117 8
                                    

Luke dzisiaj wracał, a ja nie mogłam być na lotnisku, bo szłam do wytwórni. Cholera, czy nasze życia naprawdę musiały być tak skomplikowane?

Wszyscy byliśmy zdenerwowani. Faceci wysmrodzili się swoimi najlepszymi perfumami. Ja użyłam całą tonę dezodorantu, ale w tej chwili, stojąc przed wytwórnią i tak wietrzyłam pachy.

– Mój makijaż jest w porządku? – pytam Mike'a – w mój głos? Co jeśli nie spodoba im się mój głos?

– Ciii, wszystko jest dobrze – całuje mnie w czoło i przyciąga do siebie – Nie panikuj tak jak wtedy w metrze.

– To nie jest takie proste, Mike – opieram czoło o jego pierś – Denerwuję się i jeszcze Luke'a tu nie ma..

– Damy radę – odzywa się Ashton – Luke potem wykupi cały nakład naszej płyty, skoro go tu nie ma.

Uśmiecham się do nich.

– Chodźmy – biorę Mike'a za rękę, a Calum przerzuca ręce przez moje i Ashtona barki – Damy czadu.

– Dokładnie tak – Mike ściska moją dłoń, Ashton i Calum nerwowo się uśmiechają. Luke jest pewnie w samolocie i wraca do domu. Brakuje tu go.

– Dzień dobry – mówi facet, z którym skontaktował się Calum – To my?

– To my, zespół bez nazwy.

– Raczej to zatrzymamy – nasi fani będą fanami zespołu bez nazwy. O Boże! Będziemy mieli fanów? Chciałabym, żebyśmy mieli fanów, o Boże...

– Trzęsiesz się, Peggy – mówi do mnie Mike.

– Przytulisz mnie? – potrzebuję jego silnych ramion, żeby przestać się trząść. Mike obejmuje mnie od tyłu i całuje w skroń.

– Lepiej?

– Trzęsę się jeszcze? – będę śpiewać przed tłumem, do tej pory mnie to nie denerwowało, ale teraz.. Mike ściska moje dłonie, a je rozdzielam palce, a on od razu podłapuje.

Po chwili zaczyna mi śpiewać do ucha moją ulubioną piosenkę, którą nuciłam ostatnio w samochodzie.

To mnie rozluźnia.

Nawet się uśmiecham.

– Pokażcie, co przygotowaliście – otwiera przed nami drzwi i widzimy to wszystko, co do tej pory oglądaliśmy tylko na filmach.

– Wow – Mike szepcze mi do ucha – Wow, Wow – to wywołuje mój uśmiech.

– Już wszystko tłumaczę – za pewne widział milion ludzi, którzy na widok tego całego sprzętu, robili takie wielkie oczy i szeroko otwierali oczy.

W końcu zaczynamy.

Mam śpiewać, Boże to już czas, żebym zaczęła śpiewać.

Patrzę na Mike'a i to dodaje mi otuchy.

I właśnie tak śpiewam. Patrząc na Mike'a, który swoimi oczami pokazuje mi, że wszystko jest dobrze.

– Jest nad czym pracować – mówi, gdy kończymy – Jesteście zgrani, ale zdenerwowani. Ty – wskazuje na mnie – Dobrze śpiewasz, ale stać cię na jeszcze więcej. Myślę, że będziemy mieli umowę.

– Naprawdę? – możliwe, że właśnie zapiszczałam.

– Tak. Macie te świeżość i rzadko kiedy spotykamy taki zespół, gdzie dziewczyna śpiewa i nie śpiewa o złamanym sercu.

– Och – na szczęście jestem szczęśliwie zakochana.

– Wszystko omówimy na następnym spotkaniu, ale macie szanse.

Wyglądamy na przerażonych, zamiast na szczęśliwych. Nikt nie skacze i nie krzyczy, to nie tak jak w tych filmach.

– Możecie się cieszyć, dzieciaki – patrzymy na siebie – Dobrze czasem uwierzyć w siebie.

Mój telefon dzwoni.

Nie odbieram, stoję zbyt zaskoczona.

W końcu Ashton przyciąga nas do wielkiego grupowego uścisku.

– Cholera, mój chłopak zrobił nam niezłą niespodziankę – Calum szeroko się uśmiecha.

– Wracajmy do domu i piszmy piosenki! Mamy szanse wydać płytę! – Calum chyba najbardziej w to wierzy.

Mój telefon dzwoni jeszcze raz.

Luke

– Cześć, kochanie! – piszczę podekscytowana – Jesteśmy już po! Nigdy nie uwierzysz, ale podobało mu się!

– A może tak wyjdziesz przed budynek i powiesz mi to prosto w twarz?

– Jesteś na dole?

– To twój wielki dzień, Peggy! Gdzie miałbym być? Chodź do mnie.

– Luke jest na dole! – piszczę podekscytowana – O Boże! Udało mu się tu być!

– Skurczybyk – mówi Ash z uśmiechem.

Biegnę do niego, ze świadomością, że oni za chwile do mnie dołączą. Widzę go od razu, gdy jestem na dole. Automatyczne drzwi otwierają się za długo, a ja po chwili niemal na niego wskakuję.

– Wróciłeś! – krzyczę – W końcu wróciłeś!

– Tęskniłem, Peggy – łapie mnie za kark i delikatnie muska moje usta – Jak ja za tobą tęskniłem.

Łapczywie rzucam się na jego usta.

Wrócił.

Nie puszczę go.

Unosi mnie nad ziemią, dopóki nie oplatam go nogami w pasie.

– Cholernie cię kocham – mówię mu.

– Jak poszło? – pyta przy moich ustach.

– Potem o tym porozmawiamy, nie teraz – wsuwam mu język do ust, a on od razu podłapuje. Tęskniłam za nim, za jego pocałunkami, za jego dłońmi na moim ciele. Przysuwam się do niego bliżej, łaknąc każdego najmniejszego dotyku.

– Cześć, stary – chłopaki w końcu pojawiają się na dole.

– Mogę ją porwać na trochę? Potem po świętujemy, bo mamy co, prawda?

– Tak jasne.

– Peggy, jedziemy do mnie – nie chcę go puszczać, nie zamierzam tego zrobić.

– Nie dojedziemy do ciebie – szepczę mu na ucho.

– Do później – mówi im Luke i niesie mnie na rękach do samochodu.

Mike

To było niesprawiedliwe. Mieliśmy sukces do świętowania i Luke tak samo jak Peggy, byli częścią naszej grupy, więc dlaczego, kurwa, nie mogli wytrzymać jebanych dwóch godzin i uczcić sukces z nami?

Może i Luke dopiero wrócił, ale to nie było sprawiedliwe, co do reszty. Zamykali się w swoim małym świecie, bo tak bardzo tęsknili? Dlaczego nie myśleli, że ktokolwiek z nas też tęsknił za pełną grupą?

Tak byłem zły.

Byłem wściekły, że gdy tylko on się pojawiał Peggy zamykała się w tym małym świecie i nawet się nie pożegnała.

To nie było zdrowe.

Ciśnie mi się na usta, żeby nazwać go dupkiem, bo dla mnie trochę nim jest. Myśli tylko o sobie, myśląc, że kilkoma dobrymi słowami, nie zrani innych.

Samolubny gnojek.

– Mike – woła mnie Ashton.

– Idę!

– Daj sobie spokój, stary – klepie mnie w ramie – Ona jest ślepa, ale nie my.

– Nie wiem, o co ci chodzi – tego zamierzałem się trzymać.

Wrong signals •Hemmings•Where stories live. Discover now