31 {loneliness}

1K 138 3
                                    

Myślę, że większość w życiu składa się na przypadek. Przypadkowo spotykamy akurat tych ludzi i przypadkowo.. no właśnie... to ma nieco głębszego przekazu.

Przypadkowo się w nich zakochujemy.

Nie wierzę, że spotkamy się z naszymi przeznaczeniami, myślę, że omijamy je szerokim lukiem i zakochujemy się w przypadkach.

Przypadki chodzą po ludziach.

Przypadki to ludzie.

Nie pamiętam jak trafiłam na trybuny za pierwszym razem, ani dlaczego zwróciłam na niego uwagę. Pamiętam tylko późniejszy schemat z wracaniem tak i podziwianiem go jak wygrywa. Nigdy nie interesowałam się sportem i bieganiem, gdy zainteresowałam się Lukiem przeczytałam kilka książek o biegaczach i sposobach biegania. Jakieś płotki, buty z kolcami czy inne cuda.

To wszystko było przypadkiem.

Przez przypadek Luke wtedy wpadł na mnie i Mike'a i przez przypadek zamówiłam akurat pączka.

Jego wyjazd też był przypadkiem.

Wydarzył się akurat gdy my zaczęliśmy tworzyć związek gdy zrozumieliśmy, że chcemy od siebie czegoś więcej. Chociaż ja to wiedziałam, on tego nie wiedział. To wszystko... było przypadkiem.

Teraz przez ten przypadek byłam sama.

Leżałam sama w swoim cholernym łóżku, bo moi przyjaciele postanowili udać się na randki. Nie mówili o tym głośno, ale świętowali sukces zespołu.

Luke biegał po bieżni.

Ja leżałam w łóżku, a może mogłam iść na siłownie?

Moja głowa była pełna myśli, że z tego szaleństwa zaczęłam, aż przestawiać meble w pokoju i zaczęłam robić gwiazdy.

Samotność była do dupy, ale najgorszą rzeczą w samotności było to, że w tym wszystkim był ktoś, kto był moim lekarstwem na samotność i miał być tu ze mną.

Nienawidziłam pustego łóżka, długich dni, braku możliwości złapania go za rękę czy wygłupiania się. Gdy patrzyłam na inne pary.. byłam zazdrosna, bo dlaczego moje szczęście musiało być trudniejsze od reszty?

Dopadło mnie zmęczenie tym wszystkim.

Związki są trudne i to nigdy nie było czymś do zaprzeczenia, ale chyba trudniejsza jest świadomość, że masz kogoś do kogo czujesz to coś albo cokolwiek takiego, a on nie może być obok ciebie.

Czułam się oszukana.

Samotna.

Przerażona.

Ale co ważniejsze pomimo, że on był mój nie czułam tego. Czułam się, jakbym to wszystko wymyśliła sobie w głowie i każdy jego szept czy słowo było moim wyobrażeniem.

Nienawidziłam tego, a co gorsza nawet nie mogłam do niego zadzwonić z pretensjami, bo on po prostu dążył do celu, spełniał marzenia.

A co gdy moim największym marzeniem był on?

Drzwi od pokoju otwierają się z zaskoczenia.

– Co tu się stało? – Mike z przerażeniem wchodzi do pokoju.

– Co tutaj robisz?

– Wpadłem do ciebie – powinien być na randce.

– Dlaczego nie jesteś na randce?

– Bo jestem tu z tobą – wymijające odpowiedzi Mike'a to żadna nowość – Idziemy na pączki i piwo?

– Cóż za połączenie, Mike – siadam na jednym z łóżek.

– Chcesz stąd wyjść, ja chce spędzić z tobą trochę czasu. Możemy to połączyć?

– Coś się stało? – jestem mocno zaciekawiona.

– Chyba chcę iść na plaże, cholera. Piwo, pączki i plaża, co ty na to? Nie możesz tu siedzieć i na niego czekać, Peggy.

– Nie czekam na niego...

– Ubierz swój kościsty tyłek w jakieś spodnie, wezmę kurtkę i chodźmy stąd – otwiera moją szafę i wyjmuje z niej jedną z kurtek – Proszę, Peggy.

– To dlatego, że nie chcę tu siedzieć.

– Wróci, jeszcze trzy tygodnie i będzie – krzywię się, a on to zauważa – Z Tessą był tak przez całą wieczność.

– Nie jestem Tess – fukam na niego – Nigdy nie będę.

– Myślę, że oboje zdajecie sobie z tego świetną sprawę – nie mam pojęcia, co to ma znaczyć, ale założę się, że ma jakieś drugie dno.

– Nie chcę o nim gadać – to chyba pierwszy raz gdy powiedziałam to zdanie, a on jest przecież moim chłopakiem.

Tęsknota zabija.

Tęsknota rujnuje.

Ale przede wszystkim oczekiwanie sprawia, że wydaje ci się, że kochasz bardziej.

Wyobrażanie sobie różnych scen.. myślenie o nich.. to tylko cię rujnuje. On pewnie nie ma czasu o mnie myśleć albo nawet nie chce zajmować sobie tym głowy.

Gdy tak wszystko dodaje do siebie niemal wybiegam z mieszkania, a Mike posłusznie idzie za mną.

– Co z Violet? – pytam w końcu otwarcie.

– Może gdy się upiję,  to ci powiem. Wskakujesz na barana?

– Idziemy pieszo? – pytam.

– Musimy iść do sklepu, potem mogę iść pieszo, ale nie obiecuję, że nie upiję się po drodze.

– Poniosę cię na barana, Mikey – żartuję.

– To ja tu jestem facetem, Peggy – pstryka mnie w nos.

– Bardzo umięśnionym facetem, zawiódłbyś mnie, gdybyś mnie nie poniósł.

– Komplemenciara

– Pokaż mi swoją siłę, Mike. Napnij bica, no już!

– Zawsze potrafisz mnie rozweselić – wyciąga rękę, żeby poczochrać mi włosy.

– Peggy chichotka do usług – nawet ja się uśmiecham.

Dobrze mi to zrobi.

Wrong signals •Hemmings•Where stories live. Discover now