12 |Change thing|

1.2K 142 19
                                    

– Pakuj się! Jedziemy do Londynu! – drzwi otwierają się tak po prostu. Jest piątek czwarta nad ranem, a on, a raczej oni, wpadają do mojego pokoju.

– Co do cholery? – przewracam się na drugą stronę łóżka, ale ktoś ciągnie mnie za nogi i niemal spadam.

– Jedziemy do Londynu – znowu się obracam i patrzę na nich jednym okiem.

– Nienawidzę Londynu – mówię szczere – Dajcie mi spać.

– Jedziesz do Londynu, koniec kropka – znowu otwieram jedno oko.

– Jesteś koszmarny – mówię mu.

– Chodź, możesz spać na moich kolanach w samochodzie – patrzę na Mike'a.

– Tylko jeśli moi kochasie też jadą – kiwają głową.

– Są w samochodzie – bardzo powoli gramolę się z łóżka, ale od razu mam ochotę z niego wyjść gdy przypominam sobie co jest w Londynie, a raczej kto jest w Londynie. Mike patrzy na mnie jakby rozumiał.

– Dalej, Peggy – Luke mnie zachęca – To długa droga, a w niedziele w nocy musimy wrócić. Tak, powinnaś spakować rzeczy.

– Dobrze, dobrze – w jakieś piętnaście minut udaję mi się być gotową. Włosy spinam w kucyk, naciągam na siebie dres, potem się przebiorę. Cholera, potrzebuję kosmetyczki. Szybko zgarniam kosmetyki z biurka i mogę pędzić.

– Cześć! – witam się z dwoma przylepami, które śpią na sobie. Jednak gdy tylko się pojawiam Ashton przeskakuje do przodu – Hej, nie musiałeś..

– Zmienimy się po drodze – cmoka mnie w policzek.

Siadamy z Mike'm z tyłu i opieram głowę o jego ramie. Nie muszę pytać, gdzie jedziemy, bo to dosyć oczywiste. W ten sposób Luke podkreśla, że naprawdę jesteśmy przyjaciółmi. Tylko i wyłącznie przyjaciółmi. Układam głowę na kolanach Mike'a, a jego dłoń przesuwa się gdzieś na mój tyłek.

– Uwielbiam go – ściska go, a ja ściskam jego udo.

– Obudźcie mnie jak wjedziemy do Anglii – i po prostu odlatuję na jego kolanach.

Kilka godzin później gdy się przebudzam, Luke dalej jest za kierownica, a reszta gra w jakąś głupią grę.

– Widzę coś zielonego – mówi Calum siedzący obok mnie – Jest duże... – podnoszę się z kolan Mike'a i gdy tylko to robię we wstecznym lusterku napotykam wzrok Luke'a. Taki z niego dobry kierowca! Ohoho! Kontroluje przody, tyły, boki, żyć nie umierać!

– Czy to drzewa? – pyta go Luke.

– Czy ty musisz być taki spostrzegawczy? – są tacy normalni – Długo jeszcze?

– Zaraz jest stacja, ale tak cztery godziny.

– Dlaczego ja się na to zgodziłem? – jęczy Ashton – Nawet nie lubię Londynu.

– Ci Anglicy to w ogóle tacy niesympatyczni – wszyscy wybuchamy śmiechem.

Luke zatrzymuje się na stacji, a wszyscy wyskakują biegiem do łazienki. Kupuję dwie kawy i jedną zanoszę naszemu kierowcy.

– Zmęczony? Zmienić cię? – patrzy na mnie – Wyśpij się, zaraz będziesz musiał mieć dużo energii dla dziewczyny – szturcham go biodrem.

– Jak ja za nią tęskniłem – to jest takie szczere, że czuję jak łamie mi się pieprzone serce – Cieszę się, że ją poznasz.

– Dziewczyna gwiazdy, spełnienie marzeń – stukam go palcem w udo – Planujesz zaręczyny?

– No co ty! – niemal fuka – Nie wziąłbym ślubu z kimś kto jest dziewięć godzin drogi ode mnie! Małżeństwo wymaga stabilności, najpierw musielibyśmy.. – patrzy na mnie – Nie ważne, jestem z nią pięć lat..

– Chciałbyś po prostu, żeby mogła zostać matką twoich dzieci w waszym domu, a nie przejazdem – kiwa głową.

– Coś w tym rodzaju – patrzymy przez chwile na siebie – To poprowadzisz?

– Jasne! – dla miłości wszystko.

Są ze sobą pięć lat, to cholera szmat czasu. On chciałby stabilności, ale przez następne kilka lat nie do końca jest to możliwe. Będzie czekał, aż ona wróci, ale co jeśli wtedy on będzie u szczytu kariery? Poświęci to? Wygląda na faceta, który by to zrobił.

Luke

Moi przyjaciele najpierw chcą iść zjeść coś ciepłego, chociaż sądzę, że tak naprawdę chcą mi dać czas sam na sam z Tess.

Jestem już przed jej akademikiem i tylko muszę znaleźć pokój, co właściwie okazuje się prostsze, niż się spodziewałem. Pukam do drzwi, miałem być jutro i zostać do poniedziałku, ale w ten sposób jest lepiej. Drzwi się otwierają.

– Tak? – to jej współlokatorka – Och, ty jesteś...

– Luke! – moja dziewczyna rzuca się na mnie – Czy już jest sobota? – biorę jej twarz w dłonie.

– Niespodzianka, kochanie – jej usta spotykają moje, oboje mamy gdzieś, że ktoś patrzy. Jesteśmy cholernie stęsknieni, a ja powiedziałbym nawet, że nieco zdezorientowani. To pierwszy raz gdy jesteśmy tak daleko od siebie przez taki długi okrąż czasu.

– Chodź – ciągnie mnie przez cały pokój, aż rzuca mnie na łóżko i przytula się do mnie – Jak mi tego brakowało.. – głaszczę ją po włosach, a ona mocno mnie tuli – Na ile przyjechałeś?

– Mamy cały weekend dla siebie, ale przywiozłem też chłopaków – unosi głową.

– Super! Za nimi też się stęskniłam – całuję ją we włosy.

– Nie ma tu takich przystojniaków jak my, co?

– Nienawidzę londyńskiego akcentu — chichocze w moją pierś – Zazdrośniku.

– Założę się, że nie masz czasu nawet jeść.

– Kocham cię – szepcze i dotyka mojego policzka.

– Niemożliwe, baletnica zakochana w sprinterze – kocham jej śmiech – Ja ciebie też, Tess – brakowało mi jej pełnych ust, jej drobnego ciała przyciśniętego do mnie. Odległość nie jest bezpieczna. Ale przecież oboje mamy marzenia do spełnienia.

Wrong signals •Hemmings•Where stories live. Discover now