31.

206 31 7
                                    

ISAK

Kolejny poniedziałek rozpoczął się od niezapowiedzianego testu z biologii, przez który razem z Saną przebrnęliśmy niespodziewanie gładko. Chyba pierwszy raz byliśmy ze sobą aż tak zgodni, podczas zaznaczania odpowiedzi. Albo wspólna nauką wychodziła nam obojgu na dobre, albo mieliśmy jakiś moment oświecenia. Wolałem jednak wierzyć w to pierwsze. Egzaminy końcowe same się nie zdadzą, a moment oświecenia w ich trakcie może nie wystarczyć.

Próbowałem właśnie zamknąć swoją szafkę, po tym jak wepchnąłem na siłę do środka zeszyt z biologii, ale za cholerę nie chciała się zatrzasnąć. Powinni robić większe szafki. Może wtedy można by się było w nich schować, kiedy ktoś, kogo zdecydowanie chciało się unikać, pojawiał się na horyzoncie.

Zakląłem pod nosem, widząc Emmę przy jej szafce. Jak na razie mnie nie dostrzegła i naprawdę byłbym szczęśliwy, gdyby udało mi się niezauważenie zniknąć. Nie rozmawiałem z nią od piątkowego wieczoru. I nie miałem ochoty na znoszenie kolejnej godziny jej paplania. Gdyby tylko ta pieprzona szafka normalnie się zamykała!

Uderzyłem w nią pięścią, a głośny trzask odbił się echem po korytarzu. Teraz na pewno dziewczyna mnie zauważyła. Kątem oka widziałem jak kieruje się w moją stronę. Ale nie czekałem, by dowiedzieć się, co ma mi do powiedzenia. Kiedy tylko zamek w szafce zaskoczył, odwróciłem się w drugą stronę, udając, że wcale nie usłyszałem jej wołania. I całe szczęście nie wpadła na pomysł, by za mną biec.

- Siema, stary – powiedział Jonas, kiedy zatrzymałem się obok niego. Nie widziałem go od piątkowego wieczora, kiedy wyszedł z mieszkania z ramieniem owiniętym wokół talii pewnej długowłosej panienki.

Uśmiechnąłem się sugestywnie, unosząc brwi w niemym, ale oczywistym pytaniu.

- Nieee – pokręcił głową z ledwo widocznym zawodem.

- Długo jeszcze zamierzasz znosić jej chłopaka? – zapytałem pełnym niedowierzania tonem. Nigdy nie sądziłem, że Jonas mógłby tak bardzo uganiać się za jakąś dziewczyną.

- Tak długo, jak będzie trzeba – wzruszył ramionami, jakby to była oczywista oczywistość, ale potem jego wzrok odrobinę pojaśniał i uśmiechnął się szeroko. – Ale myślę, że to już niedługo. W piątek jej chłopak cały wieczór do niej wydzwaniał, a ona cały czas go ignorowała. Jestem pełen nadziei.

- Kto jest przy nadziei?

Znikąd obok nas pojawił się Magnus, wpatrując się w nas ciekawie i oczekując odpowiedzi na swoje pytanie.

- Jestem pełen nadziei, nie przy nadziei – poprawił go Jonas.

- Stary, w twoim przypadku druga opcja chyba nie wchodzi w grę – Magnus zniżył głos do szeptu.

Zacząłem się śmiać, nie mogąc się już dłużej powstrzymywać. Mina Jonasa była absurdalna. Poklepałem Magsa po ramieniu, nadal się śmiejąc. Uwielbiałem tego chłopaka, nie miał sobie równych w doprowadzeniu ludzi do stanu, w którym nie wiedzieli, czy się śmiać, czy płakać, czy wszystko na raz. Tak jak Jonas teraz. A nawet się nie starał.

- W piątek doszedłem do pewnego wniosku – zaczął Magnus, kiedy już przestał się wgapiać w plecy siedzącej dwa stoliki dalej Vilde. A to samo w sobie było sukcesem, więc wszyscy spojrzeliśmy na niego z zaciekawieniem.

Magnus wymienił znaczące spojrzenie z Mahdim.

- Przerzucam się na chłopaków.

Prawie się zakrztusiłem wodą, słysząc jego słowa. Jonas zareagował podobnie. Natomiast Mahdi tak po prostu wybuchł śmiechem, trzymając się za brzuch. Jak tylko trochę mu przechodziło, unosił wzrok na Magsa i ponownie zaczynał się dusić ze śmiechu.

wildfire || skam × evakWhere stories live. Discover now