8. Odrobina wdzięczności

10.8K 693 73
                                    


Słyszałam, jak Nath coś do mnie mówi, ale mało mnie to obchodziło. Czułam się fatalnie. Starałam się skupić na jego słowach, ale było to coraz trudniejsze. Co chwilę łapały mnie dreszcze i zimne poty. Nigdy nie czułam się tak paskudnie. Co się ze mną dzieje?! Poczułam jego dłoń na moim policzku i odpłynęłam. Dosłownie. Pamiętam jeszcze jakieś przebłyski, kręciło się wokół mnie wiele ludzi. Coś mówili, badali. Jeden z nich mnie szturchał, ale ja otwierałam usta i nic się z nich nie wydobywało. Co chwilę budziłam się, by zaraz potem odpłynąć. Może Nath mi coś wstrzyknął, żebym ich nie wydała. Był tutaj sam, żeby mnie przeprosić i uśpić moją czujność. Wszystkiego już po nim mogłam się spodziewać. Mój mózg pracował na tak wolnych obrotach, jakby był co najmniej upośledzony. Lekarze musieli mi podać coś cholernie dobrego i mocnego, bo po czasie poczułam się nieco lepiej i nareszcie zasnęłam na dłużej.


Coś walnęło w drzwi. Otworzyłam jedno oko, ale nikogo nie było w pomieszczeniu. Usłyszałam krzyki i otworzyłam drugie oko. Moja czaszka bolała tak, jakby spadł na nią pustak. Dodatkowo promienie słońca wpadające prosto na moje łóżko w żaden sposób nie ułatwiały sprawy.

- Chcę się tylko dowiedzieć czy z nią wszystko w porządku! – do moich uszu dobiegł głos Natha. Miałam go już powoli serdecznie dość, chociaż zainteresowało mnie to zamieszanie; jeszcze nigdy nie słyszałam go tak zdenerwowanego.

- Przykro mi, nie może pan – jakiś cichszy głos próbował go najprawdopodobniej uspokoić. – Pani Paulina nie wyraziła zgody na odwiedziny, a i tak mam problemy, że wczoraj pozwoliłam panu wejść.

- Proszę tylko o chwilę rozmowy, czy to tak wiele?! – coś znowu uderzyło z hukiem w drzwi i sekundę później do pomieszczenia z furią wpadł Nath. Był taki nabuzowany, jak nigdy wcześniej. Naprawdę nie miałam ochoty, ani tym bardziej siły, żeby z nim się przedrzeźniać, kłócić, droczyć czy rozmawiać. Nie miałam pojęcia, co tym razem wymyślił i nie chcę się przekonywać.

- Hej – uspokoił się, gdy zauważył, że nie śpię i wpatruję się w niego pytającym wzrokiem.

- Hej - odpowiedziałam cicho.

- Najmocniej przepraszam – obok niego od razu znalazła się pielęgniarka, która chwyciła go za ramię i jak najszybciej chciała wypchnąć chłopaka zza drzwi.

- Nigdzie się stąd nie ruszę – zapewniał i chyba mówił śmiertelnie poważnie. Zauważyłam zmęczenie w pielęgniarki oczach i wiedziałam, że nie jest ona niczemu winna.

- Czego chcesz? – wysyczałam.

- Jak się czujesz? – podszedł bliżej mojego łóżka, a ja się modliłam, by na nie nie usiadł, by nie zemdleć z wrażenia. Mój umysł go nie cierpiał, ale ciało najwidoczniej miało to kolokwialnie i totalnie w dupie i obwiązało się magnesem, sprawiając, że ciągnęłam do niego jak rzep do psiego ogona.

- Znacznie gorzej odkąd cię zobaczyłam – odpowiedziałam beznamiętnym, ale zarazem i pełnym jadu głosem.

On jednak zaczął się śmiać. Uśmiechał się szeroko jak pajac! Bezczelny! Zobaczyłam, że również jego oczy rozweselają się, zaczynają błyszczeć, a w ich kącikach pojawiają się drobne zmarszczki! O ja cię! Miał również delikatne dołeczki w policzkach, gdy się uśmiechał! Miałam się trzymać twardo i grać obojętną, ale nie potrafiłam. Na mojej twarzy natychmiast pojawił się delikatny rogal.

- Wróciłaś – wpatrywał się, rozbawiony. – Ona już jest zdrowa – zwrócił się do pielęgniarki, która nie rozumiała nagłego zwrotu sytuacji.

Bezczelny żołnierzOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz