14. Słabo mi

10.2K 643 57
                                    


Odpychałam się łokciami jak kajakowymi wiosłami od powierzchni wody. Jedyny problem polegał na tym, iż moim podłożem był gruboziarnisty żwir, wymieszany z błotem, który ranił moją skórę i sprawiał otarcia. Miałam wrażenie, że zaledwie kilka ruchów dzieli mnie od tego, aby z rany zaczęła wypływać krew. Zatrzymałam się na chwilę i położyłam twarz na niewygodnej ziemi. Potrzebowałam odpoczynku. Piasek zgrzytał w moich zębach, a ja zaczęłam rozglądać się za Nathem. Delikatnie, na tyle, na ile pozwalały mi opony, odwróciłam głowę i ujrzałam jego zaprawiony w boju wyraz twarzy. Głośno sapał i był cały umorusany i czerwony od przeciskania się. Widziałam, jak zamyka oczy i bierze głęboki oddech, co w tej pozycji, uwierzcie, było naprawdę nieziemsko trudne, a następnie sprawnie zmniejsza dystans pomiędzy nami. Skubany, nie dam mu tej satysfakcji. Tym razem to ja muszę być lepsza. Ta konkurencja musi należeć do mnie. Wiem, że powinnam z nim współpracować, ale to nie moja wina, że Nath jest tak strasznie trudnym, upartym i denerwującym partnerem.

Zebrałam w sobie wszystkie pokłady mocy, energii i samozaparcia, i jak z procy odbiłam się stopami od nawierzchni. Przebierałam kolanami i łokciami na boki tak zwariowanie, jak zwierzę ze wścieklizną. Czułam się sponiewierana. Ostatnie metry dłużyły mi się niemiłosiernie, ale nie zatrzymałam się nawet na ułamek sekundy. Ostatni metr przeplatany był jękami i przekleństwami, ale gdy dotarłam do końca, czułam się jak nowo narodzona. Teraz doskonale zrozumiałam, co miał na myśli Max, krzycząc „porodówka".

Szybko wstałam, założyłam na ramiona plecak i skrawkiem czystego ubrania wytarłam swoją twarz. Właśnie tak muszą czuć się górnicy i kominiarze po zakończonej pracy.

- Co tak słabo, kochanieńki? – krzyknęłam do Tylera, jednocześnie mszcząc się za jego docinki sprzed kilkunastu minut. – Tym razem mięśnie nie pomagają? – uniosłam jedną brew i podparłam ręce na biodrach. Spojrzałam na leżącego pod oponą Nathaniela i udając głęboko znudzoną, zaczęłam teatralnie głośno ziewać. Chłopak uniósł głowę, a jego oczy prezentowały chęć mordu. Nawet w takim momencie, gdy wiem, iż jeżeli życie mi miłe, to powinnam uciekać, gdzie pieprz rośnie, ja bezwstydnie zatapiam się w jego tęczówki. Oho! Będzie się działo i jestem przekonana, że nic dobrego z tego nie wyjdzie.

Gdy tylko Nath przecisnął swój seksowny tyłek przez przeszkodę, ruszyłam pędem przed siebie, aby nieco opóźnić nadchodzący Armagedon. Przebierałam miarowo nogami, gdy przede mną zaczął wymalowywać się niewielki podbieg. Na co dzień mieszkałam na terenach nizinnych, dlatego podbiegi potrafiły naprawdę uprzykrzyć mi życie i potwornie zmęczyć. Postanowiłam zwolnić nieco tempo, podwinęłam swoje rękawy i głośno wciągnęłam powietrze do płuc. Nie ulegnę przecież przy pierwszej, lepszej górce.

Im wyżej się znajdowałam, tym ścieżka coraz bardziej się zwężała, a drzewa rosły coraz gęściej. Słońce dopiero powoli budziło się do życia i wszędzie dookoła widoczna była niewielka mgła. Idealna sceneria dla kręcenia horroru. Brakuje jeszcze tylko wilkołaka, który by mnie ugryzł i zamienił jak Scotta McCalla w istotę nadprzyrodzoną. Z nutką przerażenia zaczęłam oglądać się za siebie. Jakim bowiem cudem nie widziałam przed sobą żadnego uczestnika? Natychmiast w mojej głowie zaczęły pojawiać się przerażające myśli. Może zgubiłam się na trasie? Moje serce przyspieszyło pompowanie krwi. Zmrużyłam oczy i kilka metrów przed sobą zauważyłam chorągiewkę. Dzięki Bogu! Odetchnęłam z ulgą. Poza tym chyba nigdy nie ucieszyłam się tak na dźwięk sapania, który właśnie dochodził tuż zza moich pleców, jak właśnie teraz. Gdzieś w szczelinie między jednym krzakiem a konarem drzewa ujrzałam sylwetkę Nathaniela.

- Nie wierzę, że to mówię, ale nawet nie wiesz, jak się cieszę na widok twojej morduchny – posłałam mu lekki uśmiech, gotowa do dalszego biegu.

Bezczelny żołnierzWhere stories live. Discover now